Rozdział 6

9.8K 1K 499
                                    

DANNY

Cain wyglądał jak ktoś, kto nie potrafi się zdecydować, czy właśnie zamienia się w zombie, czy w wampira.

Był potwornie rozczochrany, blady, a wory pod jego oczami wyglądały jak sińce. Gdyby wyszedł tak na ulicę zainteresowałaby się nim opieka społeczna.

- Boże- jęknąłem. Cain skrzywił się i otworzył szerzej drzwi.

- Wystarczy Cain- machnął ręką- Chcesz czegoś konkretnego, czy nachodzisz mnie bez powodu?

- Masz zamiar przez cały dzień siedzieć w domu?- zapytałem, opierając się o framugę- Są u mnie Maia, Ethan i Johnny. Może przyjdziesz? Babcia zrobi coś na ciepło- uśmiechnąłem się zachęcająco.

- Chyba śnisz- patrzył na mnie jak na idiotę- Nie będę siedział z Johnny'm w jednym pokoju.

- Dlaczego?- byłem przygotowany na odmowę, ale nie na aż tak brutalną.

- Po prostu nie- założył ręce na piersi. Wyglądał jakby już zdecydował. Jednocześnie miałem ochotę jakoś poprawić mu humor, jak i zdzielić go po twarzy. To jak traktował Johnny'ego denerwowało mnie od dawna, ale dopiero teraz zauważyłem, jak wielką czuje do niego niechęć.

- Możesz nie zachowywać się jak skrzywdzona księżniczka?- byłem lekko zirytowany, ale udało mi się nie krzyczeć- Nie podoba mi się jak go traktujesz. Nie zrobił ci nic złego- poczekałem chwilę i znów zacząłem mówić, tym razem łagodniej- Proszę, chodź.

Oczy Caina były zmęczone i uparte, ale nie miałem zamiaru się poddać.

- Chodź- powtórzyłem. Wyszło to nieco bardziej błagalnie, niż to sobie zaplanowałem, ale czego się nie robi. W końcu to mój przyjaciel. Okropny, marudny i momentami odpychający, ale mój. Gdybym zawsze poddawał się po jego pierwszej odpychającej odpowiedzi, prawdopodobnie najpierw zerwalibyśmy kontakt, a potem wpadłbym w ciężką depresję. Cain potrafił wysysać z człowieka wszelką radość, jeśli tylko chciał.

- Przekonaj mnie- mruknął, nachylając się w moją stronę. Po raz kolejny uderzyło mnie jak okropnie wyglądał.

- Idź w cholerę- machnąłem na niego ręką i postąpiłem krok do tyłu- Nie będę przed tobą klękał.

Owszem, ryzykowałem. I to bardzo, ale to była w tym momencie jedyna opcja, by ściągnąć go na górę. Odwróciłem się na pięcie i nie oglądając się za siebie ruszyłem w stronę schodów. Szedłem powoli, z rękami w kieszeni, nie śpiesząc się. W końcu usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Nadstawiłem uszu i mimowolnie się uśmiechnąłem.

- Nie ciesz się- pacnął mnie w głowę- Robię to tylko dla ciebie.

- Tak, tak, Johnny mówił to samo. Chyba też za tobą nie przepada...

Chłopak westchnął i objął mnie ramieniem.

Och. Cain. Czy wszystko z tobą w porządku?

Spojrzałem na niego z deka przerażony. On nawet nie odwrócił twarzy w moją stronę, tylko mocniej przycisnął mnie do swojego boku. Wcisnął mój policzek w swoją bluzę, poczułem bijące od niego ciepło i zapach proszku do prania.

- Co ty robisz?- syknąłem i odsunąłem się, wciąż piorunując go wzrokiem. Czułem, jak robi mi się gorąco. Mięśnie brzucha skurczyły się nagle tak bardzo, że aż się skrzywiłem.

- Przepraszam za dzisiaj- wreszcie na mnie spojrzał. Spojrzał na mnie i poczułem się, jakby ktoś mnie spoliczkował- Nie wiem, co się stało.

- Wszystko w porządku- zapewniłem nerwowo- Serio. Tylko nie bądź taki przyjazny, bo zaczynam się martwić.

Cain wsadził ręce do kieszeni i zaczął wchodzić na schody. Nie odwrócił się w moją stronę, a ja poszedłem za nim. Co to właściwie miało być? Nagle bierze mu się na czułości, po czym bez słowa wyjaśnienia zachowuje się jak gdyby nigdy nic.

Stay away, assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz