Rozdział 13

9.4K 1K 466
                                    

CAIN

- Danny- wychrypiałem w końcu, po chwili wpatrywania się w chłopaka. Opuścił głowę, unikając mojego wzroku i niepewnie przestąpił z nogi na nogę. Przerażenie ścisnęło mi gardło, uniemożliwiając wydanie jakiegokolwiek więcej dźwięku. Zobaczenie go po tym wszystkim, co wydarzyło się przed chwilą nie mogło być łatwe. Nie oczekiwałem, że będzie, ale nie spodziewałem się też, że Danny będzie sprawiał wrażenie kogoś, kto omal nie wypłakał sobie oczu. Rzęsy miał pozlepiane, a usta suche i spierzchnięte. Odruch kazał mi do niego podejść. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, jednak mama okazała się szybsza. 

Doskoczyła do Danny'ego w mniej niż trzy sekundy i chwyciła go za podbródek, unosząc jego twarz do światła. Widząc to, wbiłem oczy we własne stopy. Nie chciałem patrzeć na jego umęczoną buzię, szczególnie, że wyglądał tak tylko i wyłącznie z mojej winy. Oczy mnie zapiekły, czułem uścisk w brzuchu, wiedziałem jednak, że nie mogę ponownie się rozpłakać. Wykorzystałem dziś limit łez na kolejne dwa lata . 

- Skarbie- usłyszałem zmartwiony głos mamy, która wciąż przypatrywała się twarzy chłopaka- Danny, co się stało?

Złamałem mu serce mamo- chciałem powiedzieć, ale się powstrzymałem. Nie miałem złudzeń. Doskonale o tym wiedziała, a nie chciałem znów skrzywdzić Danny'ego, bezsensowną odzywką. Z pewnością byłoby mu ciężej, gdyby dowiedział się, że moja mama wie, co miało miejsce kiedy wróciliśmy z Fens, czułby się przy niej skrępowany. Wiedziałem o tym, bo sam odczuwałem nieprzyjemną frustrację, odkąd jej to wyjawiłem. Bałem się, że nawet jeśli podeszła do sytuacji z niesamowitą wprost wyrozumiałością, to gdzieś głęboko miała do mnie żal. Musiała mieć, skoro mnie samego zalewał on z każdej strony. Mieć pretensję do samego siebie, to najgorsze, co tylko można czuć. Ma się wtedy świadomość, że winy nie można zrzucić na kogoś innego, tylko zmierzyć się z ciężarem tego, co się zrobiło, a co- w moim przypadku- potwornie zraniło zarówno mnie, jak i dwójkę bliskich mi ludzi. 

- Wszystko w porządku- panował nad głosem zdecydowanie lepiej, niż ja.- Po prostu się martwiłe-Wszyscy się martwiliśmy- poprawił się.- Johnny, Maia i Ethan są na klatce schodowej, byli u mnie i... - zamilkł, jakby nie wiedział, jak dalej się tłumaczyć. Jednocześnie na jego twarzy pojawiło się coś dziwnego, jakby sobie coś uświadomił. Cofnął się o krok, uwalniając od dłoni mojej mamy i spojrzał na mnie całkiem przytomnie- Idź do łazienki. Nie powinni cię oglądać w takim stanie. 

Oczywiście, miał rację, jednak mimo wszystko nie mogłem pozbyć się myśli, że to i tak nie ma już w tym momencie znaczenia. Skoro byli u niego w mieszkaniu, to już po tym, jak ode mnie wrócił, to musieli zauważyć, że coś jest na rzeczy. Tego nie dało się przegapić. Mogłem wyglądać bardzo źle, ale na pewno nie gorzej niż on. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić osoby, która wyglądałaby na bardziej zdruzgotaną od Danny'ego, gdy tak stał i nie wiedział, gdzie powinien patrzeć, by nie napotkać mojego wzroku. 

Usłyszałem kroki na klatce schodowej i odkryłem, że naprawdę byłbym zdolny do zamknięcie drzwi na klucz. Wystarczająco trudno było mi patrzeć na Danny'ego. Nie potrzebowałem dodatkowej trójki osób, które chciałyby mi przypomnieć, jak bardzo spieprzyłem. Spojrzałem na mamę. 

- Danny ma rację- oświadczyła, zerkając w stronę drzwi.- Idź do łazienki i nie wychodź. Porozmawiam z twoimi znajomymi, coś wymyślę. A ty- wskazała palcem na chłopaka- Zostań tutaj ze mną i staraj się brzmieć przekonująco. I potakuj mi- westchnęła ciężko, poprawiając jeden z rękawów piżamy. Danny lekko skinął głową i spojrzał na mnie znacząco. Wycofałem się i wymacałem klamkę, by zniknąć w łazience. 

Zmrużyłem powieki, bo białe żarówki drażniły moje i tak już mocno piekące oczy i spojrzałem w lustro. Nie wyglądałem dobrze. Prawdę mówiąc, bardzo źle, jednak wciąż lepiej od Danny'ego. Wiedząc, jak bardzo płakałem, zaczynałem powoli rozumieć skalę tego, jak strasznie musiał płakać on, by doprowadzić siebie do stanu gorszego od mojego. Jednak nawet teraz się o mnie troszczył. Nie robił mi wyrzutów, ale widząc, że jest ze mną źle, wysłał do łazienki, bym nie musiał się mierzyć ze zdziwionymi, zaniepokojonymi spojrzeniami znajomych. Stawiało mnie to w tak niezręcznej sytuacji, jak tylko się dało. Tyle dla mnie robił i wciąż robi, a ja potrafiłem tylko uciekać i milczeć. Nachyliłem się nad umywalką, odkręciłem kurek z zimną wodą i starannie przemyłem nią twarz. Nie miałem nawet siły, by się skrzywić. Kiedy uznałem, że jestem już wystarczająco przytomny zakręciłem wodę i wytarłem twarz. Było dużo lepiej. Przeczesałem włosy szczotką i wziąłem z szafki kosmetyczkę mojej mamy. Nienawidziłem mieć na sobie makijażu. Doprowadzało mnie to do obłędu, nie byłem w stanie zrozumieć kobiet, które godzinami wystawały przed lustrem, ale w zaistniałych okolicznościach pozostawienie mojej twarzy bez choć odrobiny pudru, lub korektora skazywało mnie na niewygodne pytania. Za nic nie chciałem na nie odpowiadać, więc pobieżnie zamaskowałem większe czerwone plamy na policzkach. Resztę twarzy nasmarowałem kremem. Nie wiedziałem, co więcej mógłbym zrobić. 

Stay away, assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz