Patrolowałam korytarz. Byłam taka zmęczona, nauka do owutemów mnie wykańczała, a do tego jeszcze wróciliśmy z Malfoyem do naszych rozmów. Zabierały nam sporą część wolnych wieczorów. Trochę mnie ta sytuacja przerażała. Była inna i taka dziwna. Ja i on, rozmawiający tak spokojnie, ale tylko późną porą. W ciągu dnia jego obecność dalej mnie denerwowała, a on zachowywał się jakoś... inaczej?
Każdy taki wieczorny dyżur był nudniejszy od poprzedniego. Dzisiaj przyłapałam dwójkę czwartoklasistów z Ravenclawu, na obściskiwaniu się w Sali do Transmutacji. Kazałam im spadać i tyle. Jakieś głupie dzieciaki, szukające „ustronnego" miejsca. Gdyby McGonagall dowiedziała się o tym, że im tak pobłażam to nie byłoby za ciekawie. Malfoy zajmował się korytarzami na dole. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, która ciągnie mnie, a następnie rzuca moje ciało na ścianę. Stanęłam twarzą w twarz z tą wredną krową Pansy Parkinson.
-, Co ty wyprawiasz, ty chora wariatko?!- Krzyknęłam. Ona już do reszty oszalała.
- Zamknij się Granger dobrze ci radzę- zasyczała przykładając mi różdżkę do gardła.- Mam do ciebie pewną ważną sprawę. Nie zajmę ci dużo czasu.
- Zabieraj swoje parszywe, ślizgońskie łapy Parkinson, bo jak nie to wyprowadzę ci jedynki na spacer, albo gorzej- odejmę ci punkty!
- Mam ci do powiedzenia tylko jedną rzecz- jej oczy świdrowały moją twarz.- Zabierz swoje szlamowate ręce od mojego chłopaka. Draco jest mój.
- Czy ty już do reszty zwariowałaś? Myślisz, że coś nas łączy? Wiedziałam, że masz coś z głową, ale, że aż tak?
- Nie pogrywaj ze mną Granger!
Nie miałam wyboru. Wszyscy wielcy dyrektorzy Hogwartu, wybaczcie mi, ale moja posada prefekta musiała zejść na drugi plan. Z całej siły nadepnęłam na stopę tej mopsicy. Pansy zawyła z bólu, puściła różdżkę i złapała się za bolące miejsce.
- Zapamiętaj sobie Parkinson, twój CHŁOPAK mnie nie interesuje, a to, że masz zaburzone poczucie własnej wartości, to nie mój problem.
Dziewczyna patrzyła na mnie z nożami w oczach. W tym Slytherinie już całkiem świrują. Pewnie mają pleśń w tych swoim lochach. Widocznie wilgoć źle na nich wpływa.
Byłam już tak zła, że jeżeli jeszcze dzisiaj spotkam Malfoya, to może się to skończyć nie za dobrze. Wypowiedziałam hasło otwierające drzwi i weszłam do salonu. Chciałam tylko się wykąpać i iść spać. Oczywiście wiedziałam, że muszę porozmawiać z Draco, ale nie dziś. Ta wredna krowa i tak wystarczająco bardzo mnie zdenerwowała. Moim celem był mój pokój, skręciłam, więc w prawo, ale cóż mówią, że głupi ma szczęście, a więc co powiedzieć miałam ja- podobno ta mądra? Drzwi pokoju naprzeciwko się otworzyły i wyłonił się zza nich nasz książę. Moja mina musiała wyrażać więcej niż tysiąc słów, gdyż Malfoy popatrzył na mnie kpiąco i zapytał:
- Czyżby nasza Gryfoneczka była nie w sosie?
- Lepiej dla twojego życia i zdrowia, jeżeli się zamkniesz Malfoy. Wystarczy mi już rozmowa z twoją kopią.
-, O czym ty mówisz Granger?- Ślizgon był wyraźnie zdezorientowany. Podszedł do mnie. Był ode mnie parę dobrych centymetrów wyższy, a więc uniosłam oczy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a na moim ciele zatańczył dreszcz. Co jest...
- To, co słyszysz...
- Chuchaj mi tu koleżanko. Wypiłaś za dużo piwa kremowego? Wyglądasz jakbyś miała mnie zabić, każde twoje słowo to sarkazm i jeszcze gadasz o niezrozumiałych dla mnie rzeczach.
CZYTASZ
EnemiesOfLove[Dramione]
FanfictionTo co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie nie szkodliwi. Czy teraz dobro ma szanse się odrodzić? Jesień. Czarodzieje wracają do magicznie odbudowanej szkoły. Nowy dyrektor, paru nowy...