Jeżeli ktoś preferuje dedykację proszę o zgłaszanie się w komentarze. Plus- miło jak czytacie notki pod spodem XDD
Miłego czytania, robaczki
Chodziłam po mojej sypialni w te i z powrotem i czułam się taka bezradna. Nie miałam siły przebrać mojej dość skąpej koronkowo- satynowej koszulki nocnej. Zarzuciłam tylko szlafrok, który wcześniej ktoś złożony położył na fotelu. Wyglądałam przez okno i szukałam ratunku z zewnątrz. Wcześniej byłam w tak złym stanie psychicznym, że nie miałam ochoty patrzeć na to, co jest poza moją komnatą. Patrząc w dół, wywnioskowałam, że znajduje się na najwyższym poziomie tego budynku. Sprytnie. Gdybym próbowałam uciec to zapewne bym się zabiła. Nie wspominając już o tym, ilu strażników czekało na uciekinierki.
Parę godzin wcześniej, wreszcie dane mi było ujrzeć Draco i uwierzyć, że być może mój koszmar dobiega końca. Widziałam, że nie może oderwać ode mnie pełnego współczucia i troski spojrzenia. Chciałam podbiec do niego zarzucić mu ręce na szyję, ale nie mogłam. Musiałam grać zawiedzioną niespełnioną miłością do wysłannika Powell- Draco. Ta modliszka stwierdziła, że była dla mnie zbyt łaskawa i skoro nie doceniam delikatnego partnera, którego mi podarowała, to dostanę coś naprawdę mocnego, żebym przypadkiem „znowu nie zasnęła". Obrzydliwe.
Draco tylko stał i przytakiwała słowom tej wariatki. Na końcu dodał, że zrobi wszystko, żeby „znowu naprostować tę szlamę". Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się strasznie. Słyszałam, jak głos mu się łamie na te słowa, jak bliski wybuchu i wyznania prawdy jest, ale w gruncie rzeczy byłam z niego dumna. Lata wprawy w nieokazywaniu uczuć i słuchaniu ojca oraz Voldemorta, okazały się przydatne.
Podsumowując: Powell była dumna z Dracona i z wielkiej swej radości dała mi „dzień wolnego", grożąc, że jutro już mi nie odpuści. Draco wyglądał jak cień człowieka, ale z dumą i nieugiętym wyrazem twarzy opuścił moją sypialnię, a ja... Padłam na łóżko wreszcie poddając się łzom.
- To decyzja ustalona z waszą przełożoną- chyba nie chcecie z nią igrać?
Na dźwięk podniesionych głosów, zatrzymałam się na środku pokoju i zaczęłam nasłuchiwanie. Czyżbym wreszcie mogła z nim porozmawiać? Sam na sam?
- Oczywiście, że nie, panie Malfoy i dobrze wiemy, że ma pan porozmawiać z nasza podopieczną, ale miał pan być za pół godziny...
- Pół godziny w tę, czy w tamtą-, kogo to obchodzi?!- Słyszałam ten tembr głosu wiele razy. Pokazywał nim swoją wyższość. Tak jak jakiś czas temu go nienawidziłam, tak dzisiaj go błogosławiłam.
- Tak, ale...
- Żadnego, „ale". Albo wpuścicie mnie natychmiast do podopiecznej, albo oboje zawiśniecie z polecenia pani Powell!
Wyczułam tę napiętą atmosfera. Chwila ciszy pozwoliła mi dojść do wniosku, że intensywnie myśleli, co zrobić. Niby wszystko tak jak miało być, a do tego rozkazy wydaje im „ten" Malfoy, ale...
Ugięli się zapewne pod ciężkim spojrzeniem Draco i jego siłą perswazji, bowiem nie więcej, niż minutę po ostatnich słowach chłopaka, drzwi stanęły otworem. Wyłonił się zza nich mój ukochany Draco i jeden z gwardzistów, którego wcześniej nie znałam. Dostrzegłam również Jamesa, który stał spokojnie na swoim miejscu.
- Masz gościa- burknął nieprzyjemnie nieznany mi gwardzista.
Ukłonił się Draconowi, z miną, która wyrażała dość nieprzyjemne uczucia i wyszedł. Za to my... Nie wiem ile wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa, ale byłam wdzięczna, że mogę, chociaż napawać się jego widokiem. W końcu, ledwo mogąc rejestrować jego kroki, Draco podszedł do mnie i przyciągnął do swojego ciepłego ciała. Wtuliłam się w niego tak mocno, jak chyba nigdy wcześniej.
CZYTASZ
EnemiesOfLove[Dramione]
FanfictionTo co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie nie szkodliwi. Czy teraz dobro ma szanse się odrodzić? Jesień. Czarodzieje wracają do magicznie odbudowanej szkoły. Nowy dyrektor, paru nowy...