Bąbelki, życzę Wam miłego czytania, a także przepraszam za ewentualne literówki. Po raz kolejny mnie trochę poniosło XDD Co ja poradzę, że czasami nie znam umiaru XD Enjoy.
PS. Zapraszam na notkę pod spodem. Hasło DEDYKACJA=WAŻNE
Draco's POV
Cynthia odwołała nasze wieczorne spotkanie, prosząc mnie o wspólną kolację następnego wieczora. Do „najazdu na Hogwart" zostały zatem trzy dni. Wymigała się brakiem specjalnego gościa, którego chce mi przedstawić, ale niestety pewne sprawy zatrzymały go w innym miejscu.
Noc w siedzibie WM była koszmarna. Mój czujny sen przypominał mi o tym, jak w podobny sposób musiałem egzystować, gdy jeszcze byliśmy na usługach Lorda Voldemorta. Kiedy udawało mi się zasnąć, zaraz szybko się budziłem i nerwowo wpatrywałem w klamkę, jakby obawiając się, że ta modliszka jednak się do mnie pofatyguje. W rezultacie przez całą noc rozpatrywałem wiele różnych spraw, a moje myśli przeskakiwały z jednego świata do drugiego- ze świata mojego dzieciństwa, do świata nauki w Hogwarcie, z tego zaś do Hermiony- z wspomnień jej cudownej twarzy do przemyśleń na temat moich ślizgonskich znajomych; z nich wkraczałem w świat Powellów-, tej dziwnej i okropnej organizacji, którą stworzyli, aby nagle zacząć kreować wizje mojej własnej przyszłości.
Zastanawiałem się między innymi nad tym, jak bardzo Cynthia nie mogła sobie poradzić z odrzuceniem. Była w wieku Billa Weasleya, a więc miała jakieś dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć lat- młoda i atrakcyjna kobieta, która mogłaby z powodzeniem odnaleźć szczęście z kimś innym, postanowiła trawić swój nieopisany smutek w swoim wnętrzu, aby nagle stał się on ogromnym gniewem. Kiedy doszła do wniosku, że takich osób jak ona jest więcej? Kiedy zorientowała się, że nie tylko ona nienawidzi swojej dawnej miłości i chce, aby każdy cierpiał tak samo jak odrzuceni? Kiedy podjęła decyzję o tym, aby stworzyć świat pełen bezuczuciowych zombie, którzy nie kochają, a jedynie łączą się w pary z rozsądku i tworzą kolejne pokolenia dla zasady? To brzmiało jak poczęcie Voldemorta- jego matka pojąca jego ojca eliksirem miłosnym miała tak samo płonne nadzieje na zachowanie przy sobie swojego wybranka, jak bardzo zdesperowana była Powell po odrzuceniu ją przez Weasleya.
Może to jednak nie ona za tym stała, a jedynie dała się namówić na wstąpienie, albo nawet kreowanie WM razem ze swoim stryjem- Dorianem? W końcu jemu też było brak miłości- jego macocha, którą pewnie uznawał za matkę, wielokrotnie odrzucała niechciane dziecko. Zabiegając o jej miłość zatracał się w swoim obłędzie. Jak bardzo zmieniłby się świat, gdyby Muriel nie zostawiła swojego syna Powellom, a Bill przyjął miłość Cynthii? Prawdopodobnie tak wiele, jak gdyby Meropa Gaunt nie uwiodła Toma Riddle'a, aby spłodzić z nim syna i tak wiele jak gdyby Czarny Pan nie znalazł swoich zwolenników, chociażby w postaci mojego tchórzliwego i owładniętego obsesją czystości krwi ojca.
***
Z ulgą, co było absurdalne, przyjąłem to, że wreszcie nastał dzień. Wziąłem zimny prysznic z nadzieją, że chociaż trochę się rozbudzę. Miałem nadzieję, że wyjdę z tej ponurej komnaty, ale zapewne nikt nie chciał, aby jakiś młokos, zupełna swieżynka w organizacji pałętała się po ich pieczarze, stąd też śniadanie zostało mi przyniesione do komnaty. Wyjąłem jedną z fiolek z eliksirem, które cudem udało mi się ukryć i skropiłem nim potrawę, chcąc sprawdzić, czy żadna inna podejrzana substancja nie została mi podana jako dodatek do jajecznicy. Przydatny eliksir- chwała ci Slughornie za twoje specyfiki. Kiedy przekonałem się, że nikt nie próbuje mnie otruć, mogłem ze strachem zjeść moje śniadanie- tak naprawdę nigdy nie można polegać całkowicie na jakimkolwiek magicznym urządzeniu.
Cały dzień nudziłem się jak mops. Wcześniej „poproszono" mnie o oddanie różdżki do depozytu- Cynthia obiecała mi, że odda mi ją przy kolacji. Pewnie bali się, że mogą zacząć się kręcić tam gdzie mnie nie chcą, a że byłem na tyle głupi to miałem przy sobie żadnego innego sprzętu do teleportacji. Byłem skazany na więzienie. Ponadto drzwi od mojej sypialni zostały zamknięte, a ja nie miałem klucza. Zapowiadało się wybornie.
CZYTASZ
EnemiesOfLove[Dramione]
FanfictionTo co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie nie szkodliwi. Czy teraz dobro ma szanse się odrodzić? Jesień. Czarodzieje wracają do magicznie odbudowanej szkoły. Nowy dyrektor, paru nowy...