Jeżeli chcecie to przeczytajcie notkę na dole XD Przepraszam i, co złego to nie ja ♥
Miłego czytania myszki ♥
Nie wiedziałam, jak długo byłam nieprzytomna, kiedy dokładnie mnie porwano i jak długo transportowali do tego miejsca. Jedyne, co pamiętała, to ten obezwładniający zapach, gdy ktoś zaatakował mnie od tyłu, przy moim dormitorium. To, że próbowałam walczyć, ale miałam nikłe szanse. Że obudziłam się w międzyczasie na moment, żeby zobaczyć jakieś lochy, oświetlone przez przydymione światło pochodni wiszących na ścianach, a zaraz potem poczuć twarde podłoże i znowu stracić przytomność.
Obudziłam się zwinięta w kłębek, na betonowej, wilgotnej posadzce. Ból rozdzierał moją czaszkę, czułam każdy mięsień. Ledwo prostując rękę, czy nogę. Poczułam pulsowanie na czole i odruchowo dotknęłam tego miejsca. Pod palcami wyczułam chropowatą powierzchnię strupa, zaschniętej krwi. Przejechałam palcami po niej i zobaczyłam czerwoną wydzielinę pod paznokciami. Z trudem mogłam przełknąć ślinę. Miałam wysuszone wargi i język, a podniebienie paliło mnie, jakby błagając o kroplę wody.
Z wielkim trudem udało mi się usiąść. Podłoga była zimna i czuć było wilgoć całego pomieszczenia. Niewielkie okno dostarczało skąpego światła- umieszczone bardzo wysoko i pochodnia zawieszona na ścianie. Tak naprawdę w pomieszczeniu nie było nic. Chropowate betonowe ściany i takaż sama podłoga. W rogu stała jakaś miska, która wolałam nie wiedzieć, do czego miała służyć. Twarde, drewniane drzwi, to małe okno i pochodnia. Tyle. Żadnego kranu, żeby można było zaspokoić pragnienie, koca, ani najbardziej niewygodnej, małej poduszki.
Cela. To wszystko, co przyszło mi do głowy. Byłam w jakiś lochach i nie wiedziałam, jak się tam znalazłam, ani kto mnie tam dostarczył.
Usłyszałam szczękniecie zamka i odruchowo, z trudem, ale jednak, doczołgałam się do najbliższej ściany. Drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniła się wysoka postać z latarnią. Patrzyłam przerażona na obcą osobę i błagałam w duchu o życie. Drzwi się zamknęły, a ja dostrzegłam rudą kobietę, którą już wcześniej widziałam. Popatrzyła na mnie i zaraz kąśliwy uśmiech wpełzną na jej twarz.
- No proszę, proszę- odezwała się dość wysokim głosem.- Kto to się nam obudził. Księżniczka Hogwartu. Cynthia będzie zachwycona.
Powell. Mogłam się tego domyślać. Uderzyła. Podczas, gdy nikogo ze mną nie było, nasłała kogoś z tej chorej organizacji i tak oto znalazłam się w lochach.
- James!- Zawołała, ciągle patrząc na mnie.
Jakiś ubrany na czarno, wyglądający na gwardzistę mężczyzna, wkroczył do mojej celi.
- James, przynieś naszej dziewuszce coś do pica. Niech zaspokoi pragnienie.
Przystojny mężczyzna ukłonił się bez słowa i wyszedł. Rudowłosa przybliżyła się do mnie. Kucnęła i nachyliła się w moją stronę. Poczułam mocny, zniewalający zapach jej perfum- coś jak maliny, mięta i trochę piżma. Patrzyła prosto na moją twarz, a ja ledwo mogłam znieść jej spojrzenie.
- Gdyby nie ta krew i siniaki, to wyglądasz całkiem przyzwoicie. Nadasz się.
James wrócił do celi i podał mi wysoki kubek z wodą. Wypiłam ją łapczywie, a moje gardło błogosławiło tę chwilę.
- Spokojnie, dziewuszko- powiedziała rudowłosa.- Musi ci to wystarczyć do wieczora, a jest dopiero dziewiąta rano. Wtedy dostaniesz znacznie mniejszy kubek i kolację.
Po tych słowach wybuchnęła śmiechem, a ja miałam wrażenie, że Jams lekko drgnął.
Odsunęłam kubek od ust. Na dnie zostało jeszcze trochę wody. Wiedziałam, że musze ją dawkować.
CZYTASZ
EnemiesOfLove[Dramione]
FanfictionTo co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie nie szkodliwi. Czy teraz dobro ma szanse się odrodzić? Jesień. Czarodzieje wracają do magicznie odbudowanej szkoły. Nowy dyrektor, paru nowy...