Zawsze tego chciałam

3.8K 129 26
                                    

Wszystko, co nowe jest trudne. Ludzie posiadają różne poziomy umiejętności dostosowania się do nowego otoczenia. Przeprowadzka zmienia bardzo wiele... Spoglądałam niepewnie,
a jednocześnie z ekscytacją na mój bagaż podręczny. Reszta walizek jechała dużym dostawczakiem do mojego nowego mieszkania. Nie ma, co ukrywać nie było takiej możliwości, żebym zmieściła się w kilogramach wyznaczonych przez lotnisko. Nie można przecież całego dobytku zmieścić w walizce pojemnej na 20kg.  Czy w tamtej chwili miałam choć cień wątpliwości? Ani trochę. Zawsze tego chciałam. Nie wiedziałam tylko na co, tak naprawdę się piszę. Nie wiedziałam, że życie i uczucia mogą być takie skomplikowane. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile potrafi namieszać i zmienić jedna osoba. W tamtej chwili nie miałam o tym pojęcia. Ale czy zrezygnowałabym, gdybym jednak wiedziała? Absolutnie nie.

Lotnisko było bardzo zatłoczone, a ja stałam w długiej kolejce do odprawy. Pożegnałam się już wcześniej z moją rodziną po to, aby uniknąć łez, ale też srogich spojrzeń. Gdy nadeszła moja kolej wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Wiedziałam, że zostawiam praktycznie całą przeszłość za sobą. Zrobiłam duży krok. Za długo na to czekałam – pomyślałam. Po kilkunastu minutach zajęłam swoje miejsce w samolocie. Wspominałam już, że mam lęk wysokości? Więc już wiecie, że samoloty raczej nienależną do moich ulubionych środków transportu. Maszyna wzbiła się
w powietrze, a ja zaczynałam się czuć coraz mniej komfortowo. Jednak mój organizm po nieprzespanej nocy domagał się odpoczynku. Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam. Podczas lotu kilka razy przebudziłam się z powodu turbulencji. Jedno jest pewne, prędzej niż na Święta Bożego Narodzenia nikt mnie w samolocie nie zobaczy. Gdy samolot lądował już nie spałam. Na zewnątrz padało, ale spodziewałam się tego. Ogólna aura nie za bardzo dopisywała, jednak starałam się nie myśleć pesymistycznie. Pod lotniskiem stało mnóstwo taksówek. Udało mi się złapać jedną. Po 40 minutach starszy pan zostawił mnie pod kamienicą, w której będę mieszkać. Było ona dosyć stara, ale bardzo ładnie odnowiona. Znajdowały się w niej dwa mieszkania i z tego, co wiem to na górze stało na razie puste. Szybko wysiadłam z taksówki i pobiegłam w stronę dużych i drewnianych drzwi, które nawiasem mówiąc z trudem udało mi się otworzyć. Ręce trzęsły mi się z ekscytacji, tak bardzo, że nie mogłam od kluczyć mieszkania. Kiedy w końcu mi się to udało, zobaczyłam po raz pierwszy moje własne cztery ściany. Mieszkanko nie było duże, ale wystarczające dla jednej osoby. Rozejrzałam się dokładnie. Kuchnia połączona z salonem. Sypialnia z dużym łóżkiem, które pokochałam od pierwszego wejrzenia i położenia się na nim oraz nieduża łazienka. Usiadłam na krześle przy biurko. Stało ono pod oknem, więc miałam stamtąd dobry widok na ulicę. Londyński i dość ponury krajobraz rozciągał się przed moimi oczami. Nie miałam wiele rzeczy do rozpakowania, bo kartony zostaną przywiezione dopiero wieczorem. Z uwagi na to postanowiłam pozwiedzać okolicę, a przy okazji też udać się na jakieś zakupy, ponieważ zdążyłam się już zorientować, że lodówka świeci pustkami. A w moim mieszkaniu to niedopuszczalne.



Następnego dnia

Rano obudziłam się niestety niewyspana. Rozpakowywałam swoje rzeczy przez wiele godzin,
a i tak pierwsze co zobaczyłam po obudzeniu, to jeszcze nieotworzone kartony. Nie jestem rannym ptaszkiem muszę przyznać, a to była wyjątkowa ciężka noc, bo pomimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Z trudem więc zwlokłam się z łóżka i skierowałam do mojej łazienki. Związałam włosy w kitkę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam większe sińce pod oczami, niż zazwyczaj. Moją uwagę przyciągnęła kosmetyczka wypchana po brzegi kosmetykami. Jeszcze raz spojrzałam na swoją twarz i machnęłam ręką. Najpierw kawa – pomyślałam. Właśnie tą zasadą kieruję się w życiu: najpierw kawa, potem reszta świata. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że do odjazdu mojego autobusu zostało jakieś piętnaście minut, a to niewiele ze względu na fakt, że do przystanku mam jakieś pięć minut drogi. Zdążyłam się przebrać z piżamy w coś bardziej wyjściowego. Zgarnęłam też moją torebkę, a zamykając mieszkanie starałam się równocześnie odpalić papierosa.

Wysiadając z komunikacji miejskiej uświadomiłam sobie, że nie mam na sobie ani grama makijażu. Pierwszy dzień zajęć, a ja zrobię wrażenie ćpunki. Zawsze o tym marzyłam. Przynajmniej wcześniej przygotowany outfit nadrabiał wszystko. W połowie drogi przez ogromny parking znajdujący się przed uczelnią złapał mnie deszcz. Cholera – mruknęłam pod nosem. Wchodząc do środka uderzył mnie duży gwar, jaki tam panował. Mówiłam, że parking był ogromny, ale myliłam się. Budynek college'u przypominał coś w rodzaju labiryntu w Ikei. Szukasz zasłon, a wychodzisz z tuzinem świeczek, nowym stolikiem do kawy i łóżkiem. Na szczęście zaraz obok wejścia po lewej stronie wisiała tablica informacyjna. Odszukałam na niej dziekanat, który znajdował się na parterze. Miałam już zamiar się tam kierować, ale oczywiście jak to na Leę Straszną Niezdarę przystało musiałam na kogoś wpaść. Wydukałam ciche przepraszam i poszłam dalej. Za plecami usłyszałam  – nic się nie stało – wypowiadane przez kobiecy delikatny głos. Odwróciłam się, a niska blondynka uśmiechnęła się do mnie, a za chwilę potem znikła gdzieś w tłumie studentów.


W dziekanacie odebrałam swoją legitymacje, plan zajęć, klucz do szafki oraz wszystkie potrzebne wskazówki. Wychodząc z pomieszczenia niechcący uderzyłam kogoś drzwiami. Ups.
– Najmocniej cię przepraszam – niemal krzyknęłam. Blondynka, na którą wcześniej wpadłam masowała swoje przedramię.
– Ty chyba chcesz mnie zabić – zaśmiała się. – Jestem Olivia – wyciągnęła rękę.
– Lea – uścisnęłyśmy sobie dłonie.
– Pierwszy rok? – zapytała.
– Aż tak widać?
– Nie po prostu – wskazała palcem na książeczkę z kuponami na jedzenie, kilka darmowych wejściówek do klubów i dwa shoty w cenie jednego, a przy okazji też 30% zniżka na wybielenie zębów. – Tylko pierwszaki je dostają. Szczęściara, ja w tym roku już nie mogę wybielić zębów z 20% zniżką – pokręciła głową z wyraźnym rozbawieniem.
–Nawet 30% – zaśmiałam się.
–No tak – zachichotała. – Jaki masz numer szafki? –  zapytała.
– 124 – odpowiedziałam patrząc na nią niepewnie. – Nie mam pojęcia, gdzie one są. Dostałam ulotkę z mapą uczelni. Tyle, że moja orientacja w terenie jest gorzej niż zła. Możesz nie uwierzyć, ale kiedyś zgubiłam się w Ikei.
– Ja zazwyczaj się gubię tam w dziale z tekstyliami. Te poduszki mają dziwną siłę przyciągania. Potem wychodzę z pięcioma nowymi i zastanawiam się, co zrobię z tymi dwudziestoma, które mam w domu – zaśmiała się, a ja razem z nią. – Tak się składa, że masz szafkę obok mojego przyjaciela – uniosłam jedną brew z zaciekawieniem. – No może przyjaciel to za dużo powiedziane – dodała. – Chodź pokaże ci, co i jak – przytaknęłam, a ona gestem ręki pokazała, abym podążała za nią. Szłyśmy szerokim korytarzem gdzie w grupkach rozmawiali i śmiali się studenci. Potem skręciłyśmy w lewo obok biblioteki. – To tutaj – wskazała.
–Dzięki za pomoc – uśmiechnęłam się.
– Nie ma za co – odwzajemniła mój uśmiech. – Tutaj – pokazała palcem na szafkę po mojej prawej stronie – Ma szafkę mój znajomy. On... Cóż jest trochę... specyficzny?
– Co masz na myśli mówiąc specyficzny? – moja lewa brew mimowolnie znowu powędrowała w górę.
– Sama się przekonasz – powiedziała i ruchem głowy zasugerowała, że ktoś za mną stoi, a ja w tej samej chwili poczułam męskie perfumy oraz czyjąś obecność.



*Na zdjęciu Olivia.*

ROZDZIAŁ POPRAWIONY.




Don't lose me ||•Bradley Simpson•|| W TRAKCIE EDYCJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz