Tydzień dwudziesty ósmy

9.3K 517 51
                                    

- Naprawdę? To wspaniale- stwierdziła bez większego entuzjazmu Ruby, spoglądając na leżącego na łóżku męża i przewracając oczami, na co mężczyzna uroczo się zaśmiał. Uśmiechnęła się do niego szeroko, całkowicie ignorując mówiącą do niej przez telefon matkę. Kochała ją całym sercem, ale miała dość trwającej już ponad dwadzieścia minut rozmowy, podczas której rodzicielka musiała podzielić się z nią wszystkimi najnowszymi ploteczkami. Zamiast tego wolała położyć się obok Harry'ego, przytulić się do niego i tak spędzić całą niedzielę.

- W przedszkolu w naszym mieście panuje teraz grypa żołądkowa...- kontynuowała swoją opowieść Stephanie Himmel, nie zwracając uwagi na głośny jęk ze strony córki.

- Mamo, ale co z tego?- zapytała zrezygnowana brunetka, przysiadając na łóżku.

- Jeszcze się pytasz?- wykrzyknęła rozemocjonowana.- Może u was też jest epidemia, musisz na siebie uważać! Nie możesz się zarazić, w twoim stanie to niewskazane...

- Wiem, mamuś- przerwała jej Ruby. Przesunęła się bliżej męża, który czujnie ją obserwował i odgarnęła mu pojedynczego loka z czoła.- Harry się o mnie troszczy, nie musisz się martwić.

Naprawdę nie kłamała. Harry traktował ją trochę jak dziecko. Wielokrotnie ją tym rozczulał, ale czasami naprawdę z trudem zagryzała zęby. Kilka dni temu nie wytrzymała i nakrzyczała na niego, gdy najpierw nie pozwolił jej zrobić herbaty, tłumacząc, że czajnik jest za ciężki, a potem chciał odprowadzić ją do toalety w ich domu.

- Skoro jesteśmy już przy temacie Harry'ego, tatuś mówił, że wkrótce do niego zadzwoni. Muszą przeprowadzić męską rozmowę- stwierdziła Stephanie, na co brunetka wyczuła, jak jej mąż zamiera i spogląda na nią z przerażeniem w oczach. Z trudem zdusiła w sobie chichot. Bawiło ją to, z jakim respektem i równocześnie przerażeniem Harry podchodził do jej ojca.

- Na pewno się ucieszy- powiedziała, obserwując z rozbawieniem, jak Harry ze zduszonym jękiem chowa twarz w poduszce.- Muszę kończyć, pa!

Nie czekając na odpowiedź matki, która zaczęła głośno protestować, rozłączyła się i odłożyła telefon na szafkę nocną. Położyła się obok męża, uważając na duży brzuch i objęła go, wtulając twarz w jego plecy.

- Twój ojciec zabije mnie przez telefon- stwierdził mężczyzna, na co zaśmiała się cicho. Uniósł się na łokciach i spojrzał na nią z góry.- Ja nie żartuję! Pamiętasz, jak ostatnio do mnie dzwonił?

Pokiwała głową, wracając pamięcią do momentu, gdy przerażony i blady jak ściana Harry wysłuchiwał krzyków i oskarżeń pod jego adresem za to, że zrobił dziecko córce Josepha Himmela. Z tego, co pamiętała, to chyba nawet groził mu odstrzeleniem pewnej strategicznej części ciała.

- Myślę, że od tamtego czasu już trochę ochłonął- powiedziała miękko po dłuższej zadumie, na co Harry westchnął ciężko. Jednym ruchem przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem, kładąc brodę na czubku jej głowy. Kciukiem zaczął kreślić różne wzory na jej odkrytym brzuchu, przez co Ruby miała ogromne problemy ze skupieniem się. Jego dotyk bardzo ją rozpraszał. 

- Ale nie nazwiemy naszej córeczki Georgina, prawda?- zapytał po pewnym czasie z nadzieją w głosie.- Tylko twoja matka mogła wymyślić takie okropne imię.

Ruby mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. W dalszym ciągu nie mogła wyjść z podziwu, z jakim uczuciem Harry zawsze mówił o ich nienarodzonym dziecku. Widziała, jak bardzo przeżywał to, że wkrótce zostanie tatą i kochała go za to jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe.

- Moja babcia miała tak na imię...- zaczęła nieśmiało, po czym splotła ich palce ze sobą.- Nie martw się, ja też nie chcę zrobić tego naszej małej, ale nie mogłam tego powiedzieć wprost mamie. Postawimy ją przed faktem dokonanym, dowie się, że to Kylie po porodzie, gdy już nie będzie szans na zmiany.

- Właśnie na to liczyłem- stwierdził z wyraźnym zadowoleniem, składając pocałunek w jej włosach.

Nic więcej nie powiedzieli. W całkowitej ciszy cieszyli się swoją obecnością. W tygodniu naprawdę nie mieli na to za dużo czasu. Firma Harry'ego przeżywała teraz najgorętszy okres od bardzo dawna, przez co mężczyzna był zmuszony do częstego przebywania w pracy. Ruby czasami przychodziła go odwiedzić, ale raczej na krótko, ponieważ Harry ciągle siedział z nosem w papierach. Nauczyli się doceniać wspólne wieczory i właśnie weekendy. Czerpali radość z każdej najkrótszej, ale wspólnej chwili. Za dnia tęsknili za sobą, co tylko dobrze wpływało na ich małżeństwo.

- Boże, zignorujmy to- jęknął Harry, gdy po całym domu rozszedł się natarczywy dźwięk dzwonka. Nie miał najmniejszej ochoty na wstawanie i wyswobadzanie się z objęć żony. 

- Tylko sprawdzę kto to - stwierdziła uparcie Ruby i zaczęła podnosić się z łóżka, na co Harry w jednej chwili zerwał się na równe nogi.

- Przegonię tego kogoś, a ty leż sobie spokojnie. Zaraz do ciebie wracam- krzyknął przez ramię i szybko wybiegł z sypialni.

Ruby jednak go nie posłuchała. Co chwilę jęcząc, usiadła na skraju łóżka. Poruszanie się było bardzo utrudnione, gdy bolał ją przeraźliwie kręgosłup i nogi, a do tego duży brzuch znacznie ograniczał jej ruchy. Gdy przez jakiś czas nie słyszała żadnego dźwięku z dołu, postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Szurając stopami po podłodze, wyszła z pokoju, a następnie zeszła po schodach i skierowała się w stronę salonu, skąd dochodziły ciche szmery. Przystanęła ze zdziwieniem w drzwiach, opierając się o ich framugę. Nie spodziewała się takiego widoku. Na środku pokoju stał Cody przytrzymywany w pasie przez Harry'ego. Do piersi tulił z największym uczuciem do połowy opróżnioną butelkę ukochanej whisky. Kiwał się chwiejnie na boki i mamrotał coś niewyraźnie pod nosem.

- Co się stało?- zapytała ze ściśniętym gardłem. Cody podniósł wzrok na nią, po czym najzwyczajniej w świecie się rozpłakał. Upadł na kolana, rozlewając dookoła siebie trochę napoju. Co chwilę jego ciałem targał dreszcz. 

- Andrew ze mną zerwał... On już mnie nie kocha...- wyszeptał, między kolejnymi napadami płaczu jej przyjaciel. Ruby, z niemałym trudem, usiadła na dywanie przed nim i położyła dłonie na jego kolanach. Za sobą wyczuwała obecność męża, za co była mu bardzo wdzięczna w tej chwili.

- Napisałem smsa do Lei, żeby też przyjechała- szepnął jej na ucho, na co tylko przytaknęła.

- Skąd wiesz, że już cię nie kocha?- zwróciła się z zimną krwią do Cody'ego, który pociągnął głośno nosem, próbując się uspokoić.

- Zaproponowałem mu wspólne mieszkanie, a on stwierdził, że nie chce mieszkać z osobą, do której nic nie czuje...- powiedział łamliwym tonem, po czym rozpłakał się na nowo.

- Może jeszcze wszystko się ułoży...- zaczęła go pocieszać, jednak Cody uniósł głowę i powstrzymał ją ruchem ręki.

- Harry, mogę się do Ciebie przytulić?- zwrócił się do mężczyzny, który spojrzał z przerażeniem na żonę. Sama Ruby uniosła brwi ku górze, nie dowierzając jego słowom.- Przytuliłbym się do ciebie, Ruby, ale nie chcę zrobić ci krzywdy- stwierdził, zezując na jej brzuch.

Harry westchnął, jednak podszedł bliżej i rozłożył szeroko ramiona.

- Chodź tu- powiedział krótko, na co Cody ochoczo wtulił się w jego klatkę piersiową. Mimo powagi sytuacji, Ruby nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na usta, gdy jej przyjaciel moczył łzami koszulkę jej męża, który głaskał uspokajająco chłopaka po plecach. I pomyśleć, że Harry był kiedyś tak strasznie o niego zazdrosny.

***

Życzę Wam wszystkim wesołych świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze, samych radosnych chwil, spełnienia marzeń, wiecznego uśmiechu na twarzy, zadowolenia z życia i jak najlepszego startu w nowy rok! :* 

P.S. Zapraszam również na moje pozostałe opowiadanie, w szczególności na "Ten jedyny".


Pregnancy || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz