Tydzień czterdziesty pierwszy?!

8.9K 582 85
                                    

- Jesteś pewna, że wszystko w porządku?

Przytrzymując ramieniem komórkę przy uchu, otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej warzywa niezbędne do zrobienia sałatki, a w międzyczasie Ruby kolejny raz wywróciła oczami po usłyszeniu pytania matki. Troska w jej głosie była bardzo łatwo wyczuwalna i ta mniej skromna strona brunetki cieszyła się z ogólnego zainteresowania jej osobą, ale powoli miała już dość. Wystarczał jej całkowicie panikujący Harry, który co chwilę nękał ją wiadomościami i telefonami, co wręcz wyprowadzało ją z równowagi.

- Tak, mamuś. Jestem pewna- stwierdziła, opierając się bokiem o blat kuchenny.- Mówiłam ci, lekarz stwierdził, że to się czasami zdarza.

- A zna przyczynę?- Stephanie drążyła dalej.- Ja urodziłam cię w trzydziestym siódmym tygodniu, podobno to jest dziedziczne...

- Też o tym słyszałam, no ale w moim przypadku to nie działa- przerwała jej Ruby, śmiejąc się pod nosem.- Czasami jest tak, że ciąża trwa trochę ponad dziewięć miesięcy, ale u mnie jest to kilka dni, więc na razie nie trzeba siać paniki. Jeżeli przedłuży się to o dwa tygodnie, wtedy będę musiała zgłosić się do szpitala.

- Martwię się...

Była tego świadoma. Tak naprawdę ona sama cała drżała z niepokoju. Myśl o porodzie, o bólu, który na nią czekał, ją przerażała. Miała też dość już samej ciąży, w końcu męczyła się z wieloma uciążliwymi objawami już od ponad dziewięciu miesięcy. Chciała spokojnie urodzić Kylie, zobaczyć ją i wziąć wreszcie na ręce. Nie mogła się doczekać tej chwili i czekała na nią z coraz bardziej rosnącą ekscytacją.

Czym prędzej zakończyła rozmowę z mamą, tłumacząc się koniecznością zrobienia obiadu, co aż tak bardzo nie mijało się z prawdą. W głębi duszy nie chciała już słuchać samych negatywnych myśli, wystarczający był jej własny strach. Chcąc zapomnieć o swoich obawach, wzięła się za krojenie warzyw. Podśpiewując pod nosem i kiwając się na boki na tyle, na ile pozwalał jej brzuch, w pełni się temu oddała. Dopiero gdy poczuła silny ból w dole brzucha, przerażona upuściła nóż, który upadł z głośnym brzdękiem na podłogę.

Zamarła. Czuła, jak robi jej się coraz cieplej. Po kilku sekundach oparła dłonie na kolanach, pochylając ciało delikatnie do przodu i robiąc głębokie wdechy. Miała nadzieję, że ból już się nie pojawi, ale zaraz po tym zgięła się wpół pod wpływem kolejnych mocnych ścisków. Jęknęła, po czym zacisnęła zęby. Zaczynało kręcić jej się w głowie, więc oparła się plecami o zimną ścianę, chcąc uspokoić rozmazujący się obraz przed jej oczami.

- Dobrze, Kylie, zrobimy tak- wydyszała, choć miała wrażenie, że jej głos dochodzi do niej jakby z oddali. Ułożyła dłonie na brzuchu i pogłaskała to miejsce. Miała coraz cięższy oddech i samo utrzymanie się na nogach było dla niej ogromnym problemem.- Jedno kopnięcie znaczy, że jeszcze zostajesz, dwa, że już wychodzisz, ok?

Z całych sił starała się uspokoić coraz szybsze bicie serca. Zmysły odmawiały jej posłuszeństwa, a do tego było jej tak słabo, że miała ochotę wymiotować. Z zaskoczeniem zarejestrowała, że jej policzki były całe mokre od łez. Przytrzymała się jedną dłonią blatu w momencie, gdy poczuła kolejną falę bólu. Mimowolnie krzyknęła.

- Co znaczą trzy kopnięcia?! Nie ustalałyśmy tego!

Upadła na podłogę, łapiąc się za bolące miejsce. Czuła, jakby niewyobrażalna siła chciała rozerwać ją od środka. Stęknęła. Przymknęła powieki i powoli zaczęła odpływać przez rozbrajający ją ból. Gdy była na granicy jawy i snu, jak przez mgłę ujrzała przerażoną i bladą jak ściana twarz Cody'ego. Potem pojawiła się już tylko ciemność.

~*~

Odrzucił ze złością telefon i ułożył łokcie na biurku. Niekontrolowanie potarł jedną dłonią kark i oparł się plecami o oparcie fotela. Czuł, że coś jest nie tak, a w jego głowie zaczęły pojawiać się same czarne scenariusze.

- Nie przejmuj się tak, słońce.

Ciepły głos jego matki wdarł się do jego uszu. Podniósł głowę i zerknął na jej sylwetkę nieprzytomnym wzrokiem. Siedziała wygodnie na kanapie w jego biurze, uśmiechając się radośnie i roztaczając dookoła siebie optymistyczną aurę, która jednak jego nie dosięgnęła. Sama Anne Styles była po prostu podekscytowana wizją pojawienia się na świecie jej wnuczki. Była świadoma, że do tego momentu nie zostało wiele, więc postanowiła wesprzeć młodych małżonków swoją obecnością.

- Ruby nie odbiera kolejnego telefonu z rzędu- wytłumaczył, przymykając oczy. Odetchnął głęboko, chcąc odgonić od siebie wszystkie złe myśli, które jak na złość nie ustępowały.- Umawialiśmy się, że będzie wszystkie odbierać.

- Może jest z przyjaciółmi i ma wyciszony telefon? Przecież Lea i Liam zaraz biorą ślub, może im w czymś pomaga?- zaproponowała z niesłabnącym entuzjazmem.- Albo bierze prysznic?

- Mamo, jest za wcześnie na prysznic- prychnął, czując, jak krew odpływa z jego twarzy. Coraz bardziej nie podobała mu się ta sytuacja.- Napisałem wiadomość do Cody'ego i odpisał, że nie umawiali się na dzisiaj, ale obiecał, że podjedzie do naszego domu i sprawdzi, czy wszystko dobrze.

- Zobaczysz, że będzie dobrze- stwierdziła kobieta, chcąc go przekonać. Uśmiechnął się sztucznie, na co wywróciła oczami, choć w głębi duszy była z niego dumna. Widziała, że wychowała go na dobrego człowieka. Widząc, jak jej syn się zamartwia i najwyraźniej nie ma zamiaru wracać do pracy, postanowiła jakoś go odciągnąć od zmartwień.- Pokażesz mi to ostatnie zdjęcie USG?

Harry nieświadomie uśmiechnął się pod nosem, gdy sięgnął po portfel. Wszystkie trzy zdjęcia trzymał właśnie tam i nosił je zawsze ze sobą. Chętnie je pokazywał i chwalił się wszystkim dookoła, jak jego córeczka się zmienia. Był dumny. Doskonale znał na pamięć każde ze zdjęć. Gdy podał je mamie, a ta zaczęła się przyglądać z szeroko otwartymi oczami, zadzwonił jego telefon. Czuł, jak jego serce przyspiesza. Poderwał się do góry i szybko wziął urządzenie do rąk, sprawdzając numer. Zdziwił się, że to przyjaciel Ruby, a nie ona sama, ale odebrał pospiesznie. Nie zdążył się nawet przywitać, gdy po drugiej stronie rozległy się głośne krzyki chłopaka. Zmarszczył brwi, próbując cokolwiek zrozumieć, gdy rozemocjonowany Cody starał się najwyraźniej coś mu wytłumaczyć. Gdy sens słów w końcu do niego dotarł, nawet nie zauważył, że telefon wysunął mu się z rąk. Oblał go zimny pot. Odwrócił się w stronę mamy, jednak nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa.

- Co jest? Kto to był?- zapytała, pospieszając go i patrząc na niego uważnie, jednak on nie był w stanie zmusić się do jakiegokolwiek ruchu. Przez chwilę myślał nawet, że zaraz zemdleje. Musiał przypomnieć sobie, jak się oddycha.

- Boże... Ruby... Moja żona... Kylie...

- Harry! Co z nią?!- Anne zniecierpliwiła się. W mgnieniu oka znalazła się przy synu i z całej siły potrząsnęła jego ramionami.- O co chodzi?!

- Ona... Ruby zaczęła rodzić...

Pregnancy || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz