Żołnierz, który za mną stał popchnął mnie tak mocno, że aż upadłam na ziemię. Ta gruba świnia zaczęła się śmiać, a następnie kopnęła mnie prosto w żebra. Skuliłam się w mały kłębek, a wtedy usłyszałam jak stalowe drzwi zamykają się zaraz za mną. Gdy się zamknęły, on obszedł mnie do około nie spuszczając ode mnie wzroku. Z lewej kieszeni odpiętej koszuli wyjął pomiętą, szmaciana chusteczkę i obleśnie wytarł kąciki ust oraz pot z czoła. Następnie przysunął wielki ciężki fotel tak, że był prawie przy mojej twarzy. Schylił swoja obleśną twarz tak, że prawie dotykała mojej szyi. Obwąchał mnie i schował niesforne włoski za ucho. Było to dla mnie odrażające, chciało mi się wymiotować na samą myśl, że ta obślizgła świnia mnie dotyka. Choć już nie miałam sił po treningu i kopniaku, który mi zasadził, postanowiłam powoli się podnieść by móc jakkolwiek się bronić, ale ten mnie powstrzymał. Docisnął mnie do ziemi i agresywnym tonem powiedział:
- Leż suko ...- Gdy tak mnie trzymał i krzyczał, poczułam że ogarnia mnie pustka. Ogarnęły mnie najczarniejsze myśli... nie przerażała mnie już śmierć. Pogodziłam się z nią już w trakcie treningu, ale opuściła mnie chęć walki o swoje życie. Moje jakiekolwiek uczucia przestały się pojawiać.. Nie czułam już nic. Ani smutku, ani strachu ani chęci przeżycia ...po prostu pustkę .....Leżałam tak i czułam, że moje ja znika z mojego umysłu... Gdy już całkiem uciekło, spojrzałam na niego, a on zrozumiał, co się stało - czy teraz będziesz robić to, co ci każemy bez żadnego jęknięcia ?–
- Tak – odpowiedziałam jak robot, bez żadnych emocji
- W końcu serum zaczęło działać. Jesteś gotowa.
Wtedy zawołał dwóch swoich żołnierzy i kazał im mnie nakarmić, umyć, a także ubrać w strój treningowy. Potrwało to jakieś trzy godzinki. Gdy już byłam gotowa wyprowadzili mnie z budynku, oczywiście miałam opaskę na oczach... ale kiedy wyszliśmy na świeże powietrze poczułam jak chłodny wietrzyk powiewał przez moje ciało. Szliśmy przez jakieś krzaki, czułam jak moje stopy zaczepiały się o gałęzie. Potem wrzucili mnie do bagażnika jakiegoś auta. Jechaliśmy dosyć długo, gdy dotarliśmy na miejsce weszliśmy do jakiegoś budynku, a następnie schodziliśmy po dosyć stromych i zakręconych schodach. Robiło się coraz chłodniej i ciszej od wiatru samochodów itp. Gdy już zeszliśmy na sam dół, odwiązali mi oczy. W korytarzu panował półmrok. Ściany były szare, ale gdzie nie gdzie na podłodze była pozostawiona zaschnięta krew. Tak jakby kogoś zabito i go po prostu ciągnięto przez korytarz. Normalny człowiek wpadłby w panikę, zaczął się szarpać, uciekać, ale nie ja. Nic już nie czułam. Zamiast jakichkolwiek uczuć, pojawiała się czarna przestrzeń, w której coraz bardziej się zatapiałam. Na samym końcu korytarza, znajdowała się krata. Za nią stał elegancko ubrany facet w czarnym garniturze. Zatrzymaliśmy się przy kracie. Ktoś założył mi kaptur na głowę i lekko mi ja pochylił tak, żeby nikt nie widział mojej twarzy. Przeszedł przede mną i powiedział cos szeptem do tego kolesia, usłyszałam tylko jak krata się powoli otwiera i popychają mnie bym szła dalej ...skręciliśmy w prawo i chwile szliśmy prosto, po czym stanęliśmy. Ktoś mi zdjął kaptur i szepnął mi do ucha - Nie daj się zabić ... daj mi powód do dumy, choć raz
W tym momencie czarna przestrzeń całkowicie mnie pochłonęła. Kazali mi rozebrać bluzę i wejść do środka, więc tak zrobiłam bez żadnego zastanowienia. Od publiczności dzieliła mnie gruba i ciężka krata na wysokość pięciu metrów. Ring był okrągły, jego podłoga była szara, choć gdzie nie gdzie było widać wyschniętą krew, której już nie dało się po prostu zmyć. Na kratach też dało się zauważyć czerwone plamy, świeże lub zaschnięte. Za kratami można było też dostrzec szkło lub coś podobnego do szkła. Zaraz za przezroczystą ścianą stali widzowie, ale nie tylko mężczyźni, również kobiety. Wszyscy byli ubrani w wizytowe stroje. Można było również zauważyć generałów i innych wojskowych w mundurach galowych. Wszyscy się uśmiechali i popijali sobie jakiegoś szampana. Nagle rozległ się sygnał. Tak jak by na jakiś zawodach bokserskich. Naprzeciwko mnie pojawił się bardzo wysoki i umięśniony mężczyzna. Jego ramię było jak moje dwa uda. Był łysy o czarnych oczach, które ewidentnie okazywały, że chce mojej śmierci, bo jak nie ja zginę to on. Obrócił się unosząc ręce do góry w stronę publiczności i ryknął. W jego głosie można było wyczuć potęgującą złość. Na jego plecach był wytatuowany czarny smok. Zaczęłam powoli się ruszać, tak by być z dala od niego. Ale nie trwało to długo, bo ten facet nagle się obrócił i zaczął biec w moim kierunku. Ja jako, że byłam dosyć mała szybko odskoczyłam. Adrenalina zaczęła działać, a moje serce szybciej bić. Obrałam taktykę, że go zmęczę i wyczuje jego słaby punkt. Jednak bardzo dobrze wiedziałam, że to trochę potrwa zanim go znajdę. Im dłużej unikałam jego ciosów , tym bardziej miałam wrażenie, że on słabnie. Oczywiście niektórych ciosów nie zdołałam uniknąć i kilka razy upadłam. Dostałam w oko, czułam jak puchnie, potem w szczękę przez co wyplułam zęba z krwią. Ale nie poddawałam się. Walczyłam dalej. Próbowałam tez go uderzyć, ale miałam takiego pecha ze nie trafiałam i wtedy dostawałam, ponieważ odsłoniłam się. Byłam przez to dla niego łatwym celem. Gdy kolejny raz leżałam na ziemi, w końcu zauważyłam jego slaby punkt. Były to jego kostki. Pod wpływem jego ciężaru jak i złych kroków jego mięśnie w tym miejscu były najbardziej napięte, ponadto zauważyłam że jego prawa kostka była kiedyś kontuzjowaną, gdyż była bardziej wystającą od drugiej. Jak tylko to zauważyłam, zaczęłam próbować go złapać lub uderzyć w te miejsca. A zwłaszcza w prawą. Oczywiście nie mogłam wówczas robić uników Kilka poważniejszych ciosów, gdzie rozwalił mi wargę lub lewy łuk brwiowy. Ale nie poddawałam się. Dalej go atakowałam. On oczywiście szybko się zorientował, o co mi chodzi i dlaczego się tak trudzę. Zmienił swoje ruchy tak, że lewa nogą szła pierwszą, a nie prawą jak wcześniej. Podziwiałam go z tego względu ze mało ludzi to potrafi. Musiał być bardzo dobrze wyszkolony. Ja tego czasu miałam nie wiele i byłam tak naprawdę samouczkiem. A mino to i tak uważam ze nieźle mi szło. Po kilku nieudanych próbach atakowania go w końcu go dorwałam. Podcięłam mu nogi i z całej siły pięścią uderzyłam go w kostkę, po czym obijałam jego mięśnie łydek. Mój ostateczny cios spowodował złamanie kości kostki oraz kości piszczelowej, a że nie jest tak łatwo ją złamać to niestety moja ręka ucierpiała na tym dość poważnie. Musiałam szybko nastawić swoje dwa palce, które się wybiły. Gdy je nastawiłam, powróciłam do mojego dalszego planu. Gdy mój przeciwnik leżał i próbował wstać, ja go znowu zaatakowałam. Tym razem postanowiłam uderzać jego twarz wszystko działo się w szale, który mnie ogarnął. Nie umiałam przestać go atakować. Jego krew się rozpryskiwała na cale nasze pole walki a tłum, który nam dopingował, nagle ucichł, gdy ja dalej go atakowałam bez opamiętania. Nawet, gdy już bardzo dobrze wiedziałam ze on już nie żyje, ja dalej go biłam. Jego twarz była zmasakrowana. Nie było na niej widać cienia normalnej skory. Tylko krew lub żywe mięso. Po niewidomo ilu minutach, przyszła po mnie straż i zabrała mnie z areny. Gdy mnie zabierała krzyczałam:
- I co jesteście zadowoleni ... Czy właśnie tego chcieliście?...
Oczywiście usłyszałam pozytywna odpowiedz. Tak, chcą więcej krwi. Rozglądałam się z niedowierzaniem. Straż zabrała mnie za arenę i zaprowadziła mnie do jakieś pomieszczenia. Wyglądała jakby była to jakaś szatnia, tylko strasznie zaniedbana i opuszczona. Usiadłam na ławce, oparłam swoje ręce o kolana, a głowę schowałam w dłoniach. Miałam zamknięte oczy i próbowałam uspokoić swój oddech. Myślałam sobie, że bez sensu przeżyłam, że dalej musze grać w ich grę, ale nie umiałam się powstrzymać by go zabić. W tym monecie nic nie czułam, ani strachu ani żalu, czy poczucia winy dlatego że właśnie zabiłam człowieka. Po prostu zero uczuć. Pamiętałam tylko jedno zdanie, które słyszałam jak wchodziłam na arenę „Nie daj się zabić ... daj mi powód do dumy, choć raz". To właśnie ono było w mojej głowie, kiedy zabijałam tamtego mężczyznę.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie oficer, który powiedział że mam iść za nim. Wyszliśmy z szatni i szliśmy długim korytarzem. Nagle spytał:
- Jak tam ręka?...
- Dobrze, już nie boli.. – Powiedziałam to jak robot bez żadnego przejęcia.
- Idziemy do punktu medycznego by cię opatrzyli. I cię postawili na nogi do następnej walki
- Rozumiem.
Szłam za nim jeszcze jakąś chwile, gdy wskazał mi jakieś drzwi. Zrozumiałam że mam tam wejść. Gdy weszłam oślepiła mnie biel, która tam panowała, ponieważ w reszta budynku była szarobura. Gdy otworzyłam oczy by się przyzwyczaiły do jasności, zobaczyłam przed sobą faceta, który stal tuz przy mojej twarzy i oglądał moja rany. Odsunęłam się o pół kroku od niego, a ten się uśmiechną i wskazał kozetkę, na której miałam siąść.
- Więc to ty zabiłaś naszego faworyta z plutonu 66. – Nic na to się nie odezwałam. – Wiesz ze jesteś jedyna kobieta, która przeżyła nasz projekt.
Spojrzałam na niego i zrobił taka minę, że zrozumiał iż nie mam ochoty o tym słychać ani gadać. – Dobra wiec pokaz mi, co tam on ci zrobił. Wziął jakiś wacik i zaczął przecierać moja wargę i brew. O dziwo nie czułam żadnego bólu czy szczypania. Jego twarz nagle się zmieniła. Najpierw pojawiało się zdziwienie, a później niedowierzanie. Jego niebieskie oczy zaświeciły się jak dwie iskierki, a jego pełne usta uniosły się ku górze. Odsunął się ode mnie, usiadł na krześle, które było niedaleko kozetki.
- To niesamowite. – Zmarszczyłam brwi jak to zrobił – Jesteś idealna ... jesteś jedyna... - złapał się za buzie i zaczął się śmiać. – Boże udało się..
Gdy to powiedział wyszedł w pospiechu i było słuchać jego zadowolenie za drzwiami. Wstałam i podeszłam do kwadratowego lustra, które wisiało naprzeciwko mnie. I zobaczyłam, że na mojej twarzy nie mam ani jednej rany tylko rozmazana krew. Stałam tak przy lustrze i wpatrywałam się w swoje odbicie. Po chwili obserwowałam swoja rękę ruszałam palcami, które powinny być obolałe i spuchnięte, a im nic nie było były całkiem sprawne i normalne. Wtedy wszedł z powrotem, ale już nie sam. Tylko z oficerem, który mnie tu przyprowadził. Lekarz przeczesał swoje blond włosy i wskazał na mnie. Mówili pomiędzy sobą w jakimś dziwnym języku. Nie umiałam go rozpoznać. Po chwili oficer wykurzył się na lekarza. Uderzył go, docisnął do ściany i wyjął broń. Wściekłym głosem cos powiedział. Lekarz uniósł ręce do góry i tak jakby mówił „dobra, dobra". Koleś w mundurze schował broń poprawił się i spojrzał na mnie. Jego spojrzenie mnie owinęło z góry do dołu, a następnie machną ręka bym szła za nim. Grzecznie go posłuchałam i podeszłam do niego. Ten mnie złapał za ramię i wyprowadził. Lekarz coś przeklinał jak wychodziliśmy po swojemu. Oficerek mnie ciągnął za sobą. Wróciliśmy do szatni nakazał mi siąść. Chodził tam i z powrotem. Ja jak jakaś spokojnie to przyjmowałam. I tak jestem pod ich dyktando. Zrobią ze mną, co będą chcieć. Kucnął przymnie, oparł ręce na moich kolanach powiedział:
- Nie możesz pokazać, że nic cię nie boli ani że twoje rany tak szybko się goja, rozumiesz?
- Nie..
- Jak to kurwa nie rozumiesz!
- No nie rozumiem, bo i tak zginę na arenie lub na stole operacyjnym. Nikt mnie uratuje, a po za tym jestem pod wasze dyktando. Jestem waszą zabawka.
- Nic nie rozumiesz. Jak już ciebie stworzyli, stworzą następnych, a wtedy wybuchnie wojna.
- I teraz myślisz, że ja mam to wszystko naprawić mam się nie ujawniać?
- Tak.
– Ja tego nie zrobię. Jak wiesz to, co mi daliście pozbawia mnie jakichkolwiek uczuć. Nie boję się niczego ani nie czuję żalu czy skruchy. A jak zabijałam tego mężczyznę w głowie słyszałam tylko jedno zdanie „Nie daj się zabić ... daj mi powód do dumy, choć raz" i teraz myślisz ze cos się zmieni ...
- Kurwa ... kobieto przecież ty musisz cos czuć.
- Nic.. - pewnie, dlatego jesteś taka spokojna. Cholera spóźniłem się. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem ze masz za idealne geny do tego projektu.
– Wstał i walną w szawkę naprzeciwko mnie aż się wgniotła. Po takim uderzeniu jego ręka powinna go boleć lub powinien jakoś zareagować. Wtedy skojarzyłam fakty.
- Ty tez jesteś takim eksperymentem, ale im się nie udało, co do uczuć prawda? – Ja dalej siedziałam spokojnie i obserwowałam go.
- Dokładnie.-, ale wtedy u lekarza kłóciliście się o to by nikomu nic nie mówić.
- Tak - spojrzał na mnie ze smutkiem. Wtedy do szatni wszedł jakiś żołnierz i oznajmił, że czas na moja kolejną walkę i ma nie zaprowadzić na arenę. Ten przyjął do wiadomości rozkaz, wziął mnie za ramię i znowu prowadził przez korytarz prowadzący na arenę. Weszłam do środka. Ujrzałam przed sobą znajoma mi sylwetkę. Stał do mnie tyłem. Miał na sobie tylko czarne spodnie z dresu. Jego plecy okropnie wyglądy. Miał na nich pełno blizn lub strupów od ran. Widać było, że dużo przeszedł. Na przed ramieniu mogłam dostrzec część, jakiego tatuażu. Jego włosy były mokre. Jego kark jak i mięśnie były napięte. Odwrócił się w moją stronę, kiedy tłum zaczął krzyczeć Więcej krwi. Podejrzewałam, ze tak mnie nazwali. Od razu się przygotowałam na jakiś atak ze strony mężczyzny. Napięłam swoje wszystkie mięśnie i uniosłam swoje ręce tak by zasłoniły moja twarz. I wtedy ujrzałam znajomą mi twarz, a moje ręce opadły mi mimowolnie w dół.
CZYTASZ
Silna wola
Teen FictionJest to opowieść o dziewczynę która ma tyrana za ojca i stara się mu przeciwstawić. Kasia ma 18 lat ale robi wszystko co wymaga od niej ojciec. Ale ma pewien plan w którym chce udowodnić ojcu że nie jest słaba. Pomoże jej w tym stary trener boksu Łu...