Dezorientacja

418 21 1
                                    

Gdy się uspokoiłam Krzysiek dalej trzymała mnie w uścisku. Odsunęłam się od niego lekko. Nie śmiało z głupim poczuciem winy spojrzałam na niego. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Byłam dezorientowana. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało. Że jakaś osoba mi współczuje nie jest bierna. I że mam poczucie że chce mi pomóc. Bałam się tego uczucia. Nie chciałam dopuścić do siebie tych emocji. Byłam przekonana że one są złe. Uwolniłam się od niego i cicho powiedziałam:

Ka: Musze iść. Przepraszam za wszystko.- Obróciłam się na piecie i zaczęłam szybkim krokiem iść w stronę naszego stolika. W połowie drogi złapał mnie za ramię i obrócił tak bym mu spojrzała w oczy.

Krz: Dokąd to ? – Nie umiałam mu spojrzeć w oczy.

Ka: Właśnie skończyłam zajęcia. Teraz idę na trening. – Patrzałam na moje zniszczone tenisówki. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Na stołówce już nikogo nie było wszyscy wrócili do klas lub skończyli szkołę tak jak ja.

Krz: Dziewczyno chyba żartujesz że teraz jeszcze na trening idziesz !?

Ka: Nie.

Krz: Spójrz na mnie w końcu. Nic ci nie zrobię przecież.

Ka: A skąd mam pewność !? Nie znam cię! Pierwszy raz w życiu cię widzę !- w końcu spojrzałam mu w oczy. Pierwszy raz w życiu nie widziałam agresji czy obojętności na twarzy człowieka. Nie wiedziałam co mam zrobić. Po chwili wyrwałam swoją ręka z jego uścisku.

Krz: Kaśka nie idź to bezsensu.- zaczęłam się powoli cofać.  

Ka:   A gdzie mam niby iść ?

Krz: Na policje ! Żeby dorwali tego świra!

Ka: I tak nic mu nie zrobią.

Spuściłam wzrok pokuśtykałam do naszego stolika. Wzięłam swoje torby i wyszłam ze szkoły. Rozejrzałam się dookoła Krzyśka ani śladu. Nie umiałam przestać myśleć o nim jak i o tym co dziś zrobił. Czułam się nie swojo. Nigdy nikt mi nie udzielił jakiej kolwiek pomocy.

Usłyszałam jak ktoś z piskiem opon wyjeżdża za rogu. Obróciłam się automatycznie by to sprawdzić kto. I mogłam tego nie robić. Zobaczyłam jak fura kapitana no i oczywiście jego małpy jadą w moim kierunku. Zaczęłam to analizować. Jak zacznę uciekać to i tak mnie dogonią bez problemu. Może bym im uciekła jak by nic mi nie było. Zostanę tu gdzie jestem to mnie przetrącą lub staną tuż przymnie , wyjdą i mnie skopią.

Postanowiłam po prostu stać i czekać na rozwój akcji. Widziałam jego triumfalny uśmiech. Pędził prosto na mnie. A ja dalej stałam bez żadnego wyrazu twarzy i czekałam na ból który za chwile mnie czeka. Dzieliły może nas już jakiś 500m. Ale ten nie zwolnił. Jego małpy coś do niego krzyczały ale ten jak by nic nie słyszał jechał dalej. Ja natomiast nie ruszyłam się. I patrzałam na jego twarz. Bez żadnych emocji. Przyszło mi na myśl że może potrąci mnie i już nie będę musiała już nigdy odczuć bólu. W oddali zobaczyłam jak przerażony Krzysiek biegnie do mnie i krzyczy coś. Ale nie drgnęłam nawet o milimetr. Czekałam na koniec. Nie czułam nic. Wzięłam ostatni głęboki oddech i zamknęłam oczy. Czekałam na coś w stylu błogości, ciemności. A ja tylko poczułam jak ktoś mną czasie. Otworzyłam oczy przede mną  stał przejęty Krzyś. Krzyczał coś do mnie ale ja nic nie słyszałam. Nie miałam żadnego kontaktu z rzeczywistością. Spojrzałam lekko w prawo zobaczyłam jak z wozu wychodzą kolesie i uciekają. Pomału odzyskiwałam słuch i wszystkie zmysły. Spojrzałam na Krzyśka z obojętną mina i starałam się go zrozumieć.

Krz: Kaśka wszystko w porządku! Cała jesteś! Kaśka odezwij się!

Ka: O co ci chodzi? – byłam spokojna jak nigdy do tond.

Krz: Kasia jak o co mi chodzi ! Prawie ten debil cię przetrącił!

Ka: I co z tego. W końcu miała bym spokój. – Zapomniałam się. Powiedziałam to nagłos zamiast w myślach.

Krz: CO ! CO TY WYGADUJESZ DO DIABŁA!-Odsuwałam się od niego powoli.- Kaśka stój!- Patrzałam na niego z przepraszającym go wzrokiem.- Kaśka …

Wołał za mną ja popierdolony ale ja nie patrząc na ból w nodze biegłam przed siebie. Słyszałam tylko jak biegnie za mną. Uciekałam a choć nie wiedziałam przed czym. Wbiegłam do naszej szkółki bokserskiej. Od razu zamknęłam za sobą drzwi na zasuwkę. Dyszałam głośno ze zmęczenia jak i bólu. Oparłam się o ścianę sunęłam się po niej. Klęczałam i złapałam się za głowę. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić wszystko mnie przerosło. Nagle usłyszałam trzaskanie drzwi. Zapewne Krzyś je szarpał. Słyszałam też jak się wydziera. Do holu wpadł Łukasz zobaczyć co się dzieje. Patrzał na mnie z dziwieniem. Po chwili jego twarz nabrała powagi. Powiedział :

Ł: Kaśka kto ci to zrobił?- Podszedł do mnie i kucną przymnie. Wziął mój podbródek i zaczął obracać moją głową. Zacisnęłam żuchwę. Byłam wciekła.- Kto się tu dobija? To on ci to zrobił?

Ka: NIE!- Wrzasnąłem.

Krz: Tato otwórz to ja Krzysiek!

Spojrzałam na Łukasza ze zdumieniem. On tylko spuścił głowę. Wstał tak jak by nigdy nic  i otworzył drzwi. Krzyś wszedł do środka i od razu do mnie podszedł. Wstałam raptownie. Zaczęłam się wycofywać. Hol był dosyć duży i podłużny. Szłam zadłuż jednej ściany aż nie napotkałam drzwi. Obaj mężczyźni szli w moim kierunku i powoli. Mieli podniesione ręce lekko do góry. Krzysiek dyszał z wysiłku. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czy uciekać czy zostać. Czy oni mi pomogą czy są tacy jak mój ojciec. Nie wiedziałam nic o nich. Emocje wzięły górę. Łzy spływały mi jedna za drugą. Nie miałam sił już na nic. Opadłam na ziemie. Krzyś podleciał do mnie i wziął na ręce. Ostatnimi siłami waliłam go w klatkę piersiową. Obaj mówili do mnie bym się uspokoiła. Jak niby miała się uspokoić. Łukasz otworzył drzwi by ten mógł wejść ze mną. Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia na lewo była szatnia i później przez nią wchodziło się do sali ćwiczeń. Natomiast po prawej stronie znajdował się gabinet Medyczny. Weszliśmy wszyscy do niego a Bartek zaskoczony wzdrygnął się.

Krz: Daj jej coś na uspokojenie!

Ka: Słucham !?

Ł : Ty akurat dziś nie masz tu zdania. – Spojrzał trener najpierw gniewnie na mnie a później na swojego drugiego syna- Bartek no szybciej dawaj to !

Ka: Ani mi się warzcie ! – Krzyś starał się mnie utrzymać. Nie miałam niej mniejszej ochoty nic brać. Chce być świadoma wszystkiego. Krzyś ciepnął się razem zemną na kozetkę. Starał się mnie powstrzymać bym się nie szarpała. Leżał na mnie. No można by powiedzieć że na mnie siedzi. Wziął mnie za nadgarstki i skrzyżował moje ręce na piersi dalej się rzucałam. Łukasz wziął nożyczki i zaczynał moją czarną skórzaną kurtkę ciąć by dostać się do ciała. Krzyczałam na nich jak opętana. Miałam dość. Nie ufałam nikomu z nich. Łzy ciekły mi jak krokodyle. Widać było że Krzysiowi serce się kraje ale miałam to gdzieś. Chciała z tam tond uciec. Niestety nie udało mi się. Poczułam tylko ukucie a później tylko nicość.                                               

Silna wolaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz