Zły pomysł ....

317 19 11
                                    

Siedzieliśmy przy stole a ja jak zwykle miałam sto pięćdziesiąt myśli na raz. Tu się przejmowałam czy mu smakuje , tam o co się pokłócili , a siam czy ojciec mnie tu znajdzie. Jeszcze tego było mało że nie miałam w ogóle tu ciuchów jaki wszystkich przyborów szkolnych. A szkoła kończyła kończy się dopiero za 2 miesiące wiec jak ja tu mam w ogóle wysiedzieć tyle czasu. Przecież w końcu będę musiała się wyprowadzić. Wiecznie nie będzie mnie tu utrzymywał. Westchnęłam głośno.

Krz: Co ?

Ka: Nic ,nic.

Krz: Widzę że coś jest nie tak?

Ka: Smakuje ci ? – Uśmiechnęłam się szeroko jak tylko umiałam by nie ciągnął tematy dalej. Ale ten nie dawał za wygraną.

Krz: Smakuje bardzo dobre. A tak po za tym co cię gryzie ?

Ka: Nic .

Krz: Nie oszukasz mnie ? CO jest ?!

Ka: Nie krzycz na mnie ! – Wstałam od stołu by nie patrzeć na niego . Rzuciłam swój talerz do zlewu. Gdy się obróciłam Krzysiek był tuż za mną.

Krz: CO jest ? – Powiedział to już trochę łagodniejszym tonem ale powiedział przez zęby. Spojrzałam na niego ostrożnie. Jego oczy przepełniała frustracja jak i złość. Skrzyżowałam ręce na piersiach i pocierałam dłońmi ramiona. Nie wiedziałam czy mogę mu zaufać czy nie wyskoczy z jakąś awanturą. Czy mnie nie uderzy. Przecież bokserzy też bywają agresywni. – Kaśka pytam o coś? – Zamknęłam oczy wręcz je zacisnęłam z całej siły i pomyślałam nich się dzieje co chce.

Ka: Chce iść po swoje rzeczy do domu ojca ! – Wykrzyczałam to nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć. Czekałam na jakiś atak z jego strony cokolwiek. A tu nic zero reakcji. Otworzyłam oczy a ten stał i obserwował mnie. Był zły było to widać po twarzy ale nie miał pozycji przygotowanej do ataku ani nic.

Krz: Nie pójdziesz tam ! – Wskazał palcem mniej więcej na frontowe drzwi za ścianami. Jego ton nie był przepełniony agresją tylko troską.

Ka: Ale …

Krz: Żadnych ale.- Westchnął zanim to powiedział, już spokojniejszym tonem. Objął moją twarz swoimi dłońmi. Ustawił tak bym na niego spojrzała. – Nie pójdziesz tam. Słyszysz?

Ka: A co z moimi rzeczami , podręcznikami notatkami , kosmetykami , i …- Nie zdążyłam nic już więcej powiedzieć. Miałam ochotę mu wszystko wymienić ale on mi to nie umożliwił , ponieważ zatknął moje usta namiętnym i długim pocałunkiem. Po chwili się opamiętałam i go odepchnęłam.

Krz: Wszystko ci kupie.- Spojrzała na mnie z bananem na gębie. Ja natomiast przekrzywiłam głowę lekko w prawo i na niego patrzałam jak na auto. Wmurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież to nie możliwe że ta jedna osoba chce mi tak pomoc. Jaki w tym wszystkim jest haczyk.

Ka: W czym jest haczyk ?

Krz: Jaki haczyk? – Zmarszczył twarz i przecząco pokiwał głową.

Ka: Co chcesz w zamian !? Seksu !? Służącej!? Niewolnice!? Worek treningowy!?- Odsunęłam się od niego na tyle by mieć duży dystans miedzy nami. Zaczęłam krzyczeć ale głos zaczął mi drżeć.  Krzyś był zaskoczony mają odpowiedzią- A może masz mnie nauczyć przywiązania, miłości by mój ojciec mógł mnie bardziej torturować!? Że poczuje że książę z bajki mnie uratuje !? – Zaczęłam płakać. Krzyś chciał się przybliżyć do mnie ale jak on robił krok do przodu ja dwa do tyłu. – Nie podchodź do mnie !!- zaszlochałam. Szłam do tyłu nie wiedziałam gdzie idę.

Po trzecim kroku Krzyśka obróciłam się i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Potknęłam się o dywan w przedpokoju  i upadłam ale szybko się pozbierałam. Miałam już otworzyć drzwi jak w talii mnie schwytał i pociągnął do siebie. Wyrywałam mu się krzyczałam , szarpałam się ale na darmo moje ciała jeszcze nie było gotowe na żadne potyczki. Z każdym ruchem stare skaleczenia dawały znać ze jeszcze do końca nie znikły. Krzyś natomiast nic nie mówił tylko spokojnie szedł do salonu Morda skakała wokół na i szczekała. Gdy doszliśmy do salonu on rzucił mnie na kanapę. Ja od razu przesunęłam się na jej koniec i się skuliłam. Próbowałam umiarkować swój oddech. Krzyś przybliżył sobie fotel koło mnie że był prawie naprzeciwko mnie. Usiadł i oparł rękę o bok fotel i złapał się za podbródek. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Po krótkiej chwili jak pies się uspokoił a mój oddech wrócił do normy zapytał poważnym tonem :

Krz: Już przeszło?

Ja tylko potrzęsłam twierdząco głową.

Krz: To dobrze . A teraz spokojnie mi powiesz co to było.

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami .

Krz: Okej to ja zacznę. -Nachylił się trochę nad mną . oparł swoje ręce o uda splótł dłonie i spojrzała na mnie tak lekko nachylony do przodu- Po pierwsze nikt tu cię nie trzyma siłą , po drugie nikt nie będzie cię do niczego zmuszał  , po trzecie nie jesteśmy w zmowie z twoim ojcem po czwarte i najważniejsze nikt tu nie będzie cię torturował bił i co tam jeszcze daj sobie pomóc. A  za pocałunek przepraszam nie powinien był. I za tamto też co się zdążyło zanim Bartek przylazł. – Wyprostował się i usiadł wygodnie na fotelu. Ja rozluźniłam trochę swoją pozycje wszystko mnie bolało. Otarłam łzy rękawem.

Ka: Ja również przepraszam. Ale zrozum mnie ja się boję.

Krz: Czego ?

Ka: Jego – Spojrzałam na frontowe drzwi a zaraz potem na niego. Miał troskę w oczach i ból tak to był ból. Był to tak wyrazisty aż zabolało mnie. Zszedł z fotela i podszedł do szklanych drzwi które wychodziły na zewnątrz. Oparł się o nie. A po krótkiej  chwili się obrócił spojrzał na mnie a ja na niego.

Krz: Nie masz czego on cię tu nie znajdzie a choć by gdyby ja jestem nie odejdę o krok- Przyszedł do mnie i kucnął złapał mnie za ręce- Rozumiesz. Ja , Bartek , Łukasz ktoś zawsze będzie przy tobie.

Ka: Ale jak długo będę mogła tu być.

Krz: Jak długo będziesz chciała.

Ka: Nie mogę być waszą utrzymanką. Ja tak nie potrafię.

Krz: To się przyzwyczaisz. – Przytulił mnie mocno do siebie – A tam nie pójdziesz za żądne skarby. Nie pozwolę na to.        

Silna wolaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz