Trening

665 28 1
                                    

Jak zwykle trening . Tylko tu mogę się ponieść emocją. Wyżyć się. Wyładować moją złość ,frustracje oraz nie pewność. Także tu tylko czułam się tylko sobą. Tą prawdziwą Katarzyną jaka jestem.

Znów nie widziałam świata po za workiem treningowym a mną. Świat zewnętrzny mnie nie obchodził. W sumie mało co mnie obchodziło. Mój trener jak zwykle chciał się dowiedzieć co się stało że jestem taka naburmuszona i dlaczego znowu się spóźniłam. Nie miałam naj mniejszej ochoty mu mówić dlaczego. Miałam to w dupie. A i tak nie zmieni to mojego położenia czy mojej sytuacji. Waliłam dalej jak najmocniej w ten głupi worek treningowy. Coraz szybciej i szybciej. Aż nie po czułam jak na moich kostkach u rąk nie popękałam skóra. Odczułam jak pod rękawiczkami zbiera się krew. Ale nie przestawałam. Nie miałam naj mniejszej ochoty przestać. To było nic z porównaniem to co dzieje się w moim umyśle jak i w domu. Krew zaczynałam spływać po śliskiej skórze rękawiczek jak i po worku. Zauważył to trener.

Trener(T): Kaśka ! – nie słuchałam go dalej waliłam w ten cholerny worek – Kaśka! Przestań ! Już dość słyszysz ! Dość !- Mógł tak krzyczeć na mnie całą noc . Nie robiło to na mnie wielkiego wrażenia . Miałam tak codziennie w domu.- Kurwa Kaśka ! Słyszysz !

Odciągnął mnie jednym mocnym ruchem od stanowiska. Zrobiłam kilka kroków w tył. Ale miałam dalej pozycje gotową do ataku. Spoglądałam na niego spod byka. Tak zwany wzrok który zabija. Trener uważnie mnie obserwował przez kilka minut. Po czym kazał mi iść do szatni. Wkurwiona wyszłam z sali. Siadłam na ławce. Głośno dysząc. Po czym wstałam i z całej siły uderzyłam w metalową szafkę. W mojej głowie znowu miałam jedną myśl : „To znowu przez tego skurwysyna”.  Z tego utworzył się głośny trzask. W szatni było to słychać  głośniej  bo utworzyła się echo. Za rogu wyszedł jakiś koleś popatrzał na mnie po czym powiedział ostrożnie :

Koleś(K):Wszystko porządku? – Stałam dalej przy szafce z ręką wpita w metal. Spojrzałam na niego z gniewam w oczach.

Kasia (KA): W jak naj lepszym. – Uśmiechałam się blado po czym odeszłam w stronę pryszniców.

Gdy zdejmowałam rękawiczki krew ciurkiem leciała mi między palcami. Gdy nakładałam mydło cholernie mnie to piekło. Po jakiejś chwili . Nie reagowałam już na to . Za często miałam takie rany by być tym przejęta.

Po umyciu się trener zawołał mnie do swojej kanciapy. Szłam obojętnym krokiem wcale się nie spiesząc. Łukasz siedział za tym swoim biureczkiem. I obserwował mój każdy ruch. Był to starszy facet około 57 lat . Stary weteran boksu. Nie miał jakiejś super przeszłości bokserskiej ale tych co trenował to już odnosili bardzo dobre wyniki w tej dziedzinie. Miał już zaloty siwizny na tym swojej łepetynie. Oczy prawie przyciemnione mgłą. Ale ogólnie miał je jasno niebieskie. Był wyższy od mnie. Miał z 180cm . Postawny chłop jak każdy tutaj. Trzeba było przyznać że na swoje lata miał jeszcze pałer. Usiadłam leniwie na krześle naprzeciwko niego. Miałam gumę w buzi. Ale wiedząc że nie cierpi jak przy nim żyje gumę wyciepłam ja do kosza stojąc koło lewego boku biurka. Przygotowałam się już na następną litanie trenera :

T: Kaśka musisz przestać tak intensywnie walić w te worki. To już trzeci raz w tym miesiącu że tak załatwiłaś swoje ręce.

KA: Ta i co z tego ?

T : Kaśka nie denerwuj mnie . Nie dziś .

KA: Bo co wyciepniesz mnie z sali. Nic mi nie zrobisz staruszku. Płace co tydzień tyle ile trzeba. Nigdy się nie spóźniłam z wpłatą. Nie co inni tutaj.

T : Posłuchaj . Mam prawo cię wyrzucić w każdej chwili.

KA: Ale nie chcesz.- Popatrzałam na niego obojętnie. Z jego twarzy dało się wszystko wyczytać- No właśnie . Mogę już iść.

Silna wolaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz