Niespodziewanka :3

270 27 3
                                    


Jednak opek jest dzisiaj *^*

Do czytania polecam słuchać "Regina Spektor - Blue Lips" ^^

Dzień w dzień, chodzę od rana do wieczora i trenować. Przestałam się odzywać do współlokatorów. To ile już? Chyba 3 miesiąc. Wstałam jak zwykle i wyszykowałam się. Poszłam do lasu w wyznaczone miejsce. Jednak tata... nie zjawiał się. Oparłam się od drzewo i czekałam.

- Oh, tu jesteś! - ktoś się odezwał. Popatrzyłam na niego i skrzywiłam minę.

- Idź stąd. Nie potrzebuję Cię tutaj - powiedziałam oschle.

- Swojego ojca też nie potrzebujesz. Nie ma go już! Pozbyłem się go! - zaśmiał się. Moje oczy rozszerzyły się.

- Gdzie jest? Co zrobiłeś!? I kim ty kurwa wogóle jesteś! - Nakrzyczałam na niego.

- Zabiłem go. Tak trudno zrozumieć? Jestem kuzynem... Twojego Tobiego! - czy on ze mnie... szydził?

- Ty draniu! Poza tym... Toby nie jest mój! - znalazłam się przy nim w błyskawicznym czasie i już miałam zadać mu cios nożem, gdy ten mnie uderzył.

- Ojciec nie wyszkolił Cię na tyle, byś mnie pokonała. Biedactwo - nie odpowiedziałam mu, tylko ponowiłam uderzenie. Ojciec zawsze powtarzał: Nie daj się rozproszyć. Nie zwracaj uwagi na to co mówią. No to trzymam się tej zasady. Próbuję osiągnąć coś w stylu wewnętrznego spokoju. Stanęłam przed nim i wsadziłam ręce w kieszenie.

- Już się poddajesz? - zaśmiał się.

- Tak. Bij - powiedziałam spokojnie. Wiedziałam że Toby mnie obserwuje. Nie tylko ona, ale on szczególnie. Był tam każdy z mojej "paczki". Chłopak uderzył na mnie z ogromną siłą, ale jeszcze mnie nie złamał. Upadłam na ziemię, ale miałam siłę wstać, więc to zrobiłam.

- Skąd taka nagła przemiana? - z czego on tak się śmieje?

- Dziękuję. Nie musiałeś od razu zabijać mojego ojca, ale zrozumiałam że za bardzo poświęciłam czas Sobie. Przestałam zwracać na innych uwagi. Na przyjaciół i na osoby które kocham. Zasługuję na nauczkę. Zabij mnie. Nie mogę żyć z faktem że mogłam kiedykolwiek ich tak potraktować. Moją jedyną rodzinę - powiedziałam cicho, podeszłam do niego i dałam mu moją broń.

- Zdejmij kurtkę - zdjęłam.

- teraz bluzę - zdjęłam.

- Koszulę... - uśmiechnął się. Zatrzymałam moje ręce na 3-cim guziku od dołu.

- Nie... - powiedziałam cicho.

- Bądź posłuszna - zaśmiał się cicho.

- Znudziło mi się to. Zabiłabym Cię, gdyby nie świadomość że mogę zranić Twojego kuzyna – powiedziałam równie spokojnie jak wcześniej. Ten lekko się zdziwił i złapał mnie za nadgarstek. Wykręciłam go i tak samo jak Jeffa kiedyś tam, powaliłem na ziemię.

- Toby, wiem że tu jesteś i jeśli... go zabiję... jeśli się nie powstrzymam... przepraszam. To za ojca – kopnęłam go w brzuch. Rozpędziłam się i obiegłam wzdłuż drzewa, po czym usiadłam na gałęzi. Chłopak uderzył w drzewo po czym spadłam z wysoka. Tego się nie spodziewałam.

- Naprawdę myślisz że zabijesz mnie takim czymś? Zabawna jesteś. Może kiedyś się spotkamy, co? Ah zapomniałem... nie będziesz już żyć - stanął nade mną i miał we mnie strzelać gdy nagle jego głowa oddzieliła się od ciała. Szybko wstała i oparłam się o drzewo, próbując odzyskać ostrość wzroku i równowagę, jednak wszystko na nic. Gdy spojrzałam z trudem w stronę ciała, zobaczyłam Slendera. Pewnie odciął mu głowę swoją macką. Zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie. I tak cud że żyłam po takim upadku. Pamiętam tylko jak upadłam w czyjeś ramiona. Obudziłam się u Siebie w łóżku. Nadal nie łapałam ostrości. Jakaś postać stała w moim oknie. Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę. Miałam... gips na nodze? To jak wtedy stałam? Wreszcie odzyskałam ostrość! Czy ta osoba to.. Toby? Chciałam wstać, ale postać błyskawicznie znalazła się przy mnie. Tak! To był Toby! Tylko... co on tu?

- Celty, leż - czemu on mówił tak spokojnie? Przecież ostatnio nieźle się na mnie wkurzył.

- Ale.. Przepraszam. Nie chciałam wtedy tak Cię zranić, naprawdę mi na Tobie zależy! - powiedziałam pośpiesznie. Chłopak się uśmiechnął i usiadł koło mnie. Popatrzył na mnie z politowaniem. Przynajmniej takie miałam wrażenie.

- Już cicho. Rozumiem - objął mnie ramieniem i... pocałował! Tak! Ale... czemu on to zrobił? Zawstydziłam się strasznie. Jednak byłam szczęśliwa!

- Oh... - złapałam się za policzek.

- Chodź! Idziemy na dół do reszty! - niestety! Pech że nie miałam jak iść! Spojrzałam na niego miną typu „Are You kidding me?" i od razu zrozumiał. Wziął mnie na ręce i zaniósł na dół. Wreszcie mogłam spędzić czas z rodziną. Wszyscy byli szczęśliwi i nikt się nie gniewał! Nawet Jeff, za to jak go wywaliłam. To takie miłe uczucie, gdy masz bliskie osoby, które zawsze są gotowe Cię wesprzeć... 

Jak Zostałam ProxyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz