Nadchodzące kłopoty

180 19 12
                                    


Zdecydowałam wreszcie. Czemu nie chodzę do szkoły jak normalne dzieci w moim wieku? W sumie to do końca roku zostało 5 miesięcy. Chyba wystarczy, aby nauczyc się wszystkiego? Poza tym jestem na tyle inteligentna, aby nadrobić wszystko! Tylko muszę mieć opiekuna... Wiem! Zadzwonię do starego kumpla.

- Halo? - usłyszałam głoś w słuchawce.. To on!

- Hej, Juan, pamiętasz mnie? To ja, Celty - powiedziałam cicho. Co jeśli mnie nie pamięta?

- Celty.. Celty... skądś kojażę... Celty... A! Ta Celty? Miło że dzwonisz! Zniknęłaś ze świata z rok temu, co nie? - zaśmiał się lekko.

- Ta.. Mała emigracja - zaśmiałam się.

- Jak tam? Gdzie jesteś? - zaczął się dopytywać. Juan ma 23 lata i poznaliśmy się przez internet, ale jest dla mnie jak brat!

- W sumie... to właśnie straciłam dom. Do końca roku szkolnego zostało 5 miesięcy, chcę pójść na dobre studia, a potrzebuję opiekuna i domu, bo chcę wrócić do szkoły, znasz może kogoś kto by mnie przygarnął? - Chyba był zachwycony. Zawsze mi powtarzał że chciałby, abym mieszkała razem z nim i jego siostrą Nevan. Nevan ma 19 lat i chyba mnie polubiła. Chyba nawet bardzo! Byłyśmy otwarte względem Siebie i lubiłyśmy przebywać razem, ona też namawiała mnie żebym zamieszkałą kiedyś z nimi, ale neie wiem czy po tak długim odstępie czasu, będzie mnie pamiętać.

- Hm.. Chyba jest pewna osoba - zaczął powoli - Domyślasz się kto?

- Chyba nie, powiesz mi? - Zaczął grę, to będę kontynuować!

- Wysoki, przystojny blondyn, posiada również siostrę. Młodszą siostrę! Ale ostrzegam, jest bardzo nieznośna! Wracajac do tego przystoj... - w tym momencie zaczęłam się śmiać. Nagle po drugiej stronie zapadła cisza.

- Żyjesz? - powiedziałam lekko wystraszona.

- Speszyłaś mnie - zaśmiał się po dłuższym czasie.

- Mówiłeś Sobie, prawda? - zmieniłam temat.

- Ejj, skąd wiedziałaś? - ponownie się zaśmiał. Po jakimś czasie ustaliliśmy że za dwa dni przyjedzie po mnie samochodem. Umówiliśmy się pod jakimś sklepem, aby nie miał podejrzeń co do lasu. Teraz trzeba powiedzieć to Slenderowi. Stałam w oknie i patrzyłam na drzewa. Już ostatni raz będę je widzieć z tej perspektywy. Stał za mną. Słyszał to?

- Więc odchodzisz - powiedział spokojnie.

- Tak - odpowiedziałam równie spokojnie.

- Jak odejdziesz, automatycznie będziesz dla mnie wrogiem, więc jak kiedykolwiek będziesz chciała wrócić, nie wracaj bo Cię zabiję - Czyżby Slender był smutny? Zacisnęłam pięści.

- Czyli wiem gdzie mam przyjść jak będę chciała się zabić - odpowiedziałąm szeptem bez emocji. Odwróciłam się, ale jego już tam nie było. Pomyślałam że opuszczę to miejsce wcześniej więc zaczęłam się pakować. Miałam mało rzeczy, więc zmieściłam się w średnia torbę sportową. Znowu poczułam jego obecność.

- Ten Twój kolega też jest naszym celem. Zastanów sieczy chcesz umrzeć razem z nim - Że co? On Sobie jaja robi?

- Wolę umrzeć z nim, niz go zabić - warknęłam.

- Cóż. A jak wyjdziesz z lasu? Gdy wyjdziesz poza nasz teren, od razu stracisz naszą przynależność i inni będą czuć Twoją obecność, a wtedy zaczną Cię szukać - boże. Czy on przestanie gadać?

- Jakoś.. jakoś dam radę. A jak nie to mnie zabiją.

- Wątpię że dasz radę. Znikną Ci Twoje umiejętności - to chyba koniec. Zniknął. Wyjście z lasu, póki mogę szybko biegać, zajmie mi godzinę. Umówiłam się z Juanem, że jednak jeszcze dzisiaj sie spotkamy. Upewniłam się że wszystko mam i wyskoczyłam przez okno. Pobiegłam przed Siebie i czułam że coraz bardziej słabnę. Po 20 minutach biegu poczułam nagłą zmianę, jednak żadna umiejętność mi nie zniknęła. Poczułam się nagle wolna. Zaczęło się polowanie. O dziwo do końca lasu, nic się nie wydarzyło. Juan przyjechał i mieliśmy jechać, gdy zrozumiałam że po drodze zgubiłam mój zestaw noży, a bez niego ani rusz. Wyjaśniłam mu że szłam przez las i coś zostawiłam, więc muszę się wrócić. Założyłam kaptur i ruszyłam w drogę powrotną. Szybko go wypatrzyłam. Już miałam go podnieść, gdy coś nagle uderzyło mnie bok i upadłam.

- Oh, a jednak na mnie polujecie - zaśmiałam się sarkastycznie.

- Spokojnie, jesteś tylko ofiarą - jak powiem że Jeff się uśmiechnął to chyba źle stwierdzę. Przecież on ciągle ma ten swój uśmieszek na twarzy.

- Ah.. Uwielbiam patrzeć jak masz kogoś na celu i jesteś pewien że to kolejna łatwa ofiara - zadrwiłam. Czemu tak nagle stałam się niemiła? W sumie trudno. Ważne abym się wydostała. Skoczyłam po zestaw noży i w ostatniej chwili uniknęłam ciosu Tobiego. Po co on wszędzie lata z tą siekierą? Bezsens. Stanęłam na przeciwko niego i patrzyłam. Miałam bluzę tak bardzo zakrywającą twarz, że mimo wszystko nie mogli mnie rozpoznać. Niestety, zapatrzyłam się i nie zauważyłam Jeffa, który biegł na mnie z boku. Zdążyłam się uchyliś, ale tak, że rozciął mi policzek. Upadłam i złapałam się za niego. Podeszła do mnie ta nowa dziewczyna i zdjęła mi kaptur. Ona mnie nie rozpoznała, bo przecież nigdy mnie nie widziała.

- Ty żmijo - syknęłam na nią.

- Może grzeczniej trochę - powiedziała słodko.

- Zabijmy ją już - powiedział Jeff, który również mnie nie rozpoznał, bo stał po stronie, po której zakrywałam policzek.

- Celty..? - Ooo, mój (nie) kochany Toby się zorientował. Każdy wsztrzymał oddech (prócz żmiji). Wykorzystałam okazję i chwyciłam noże. Wstałam, po czym odbiłam się od drzewa. Przejechałam żmiji nożem po plecach i ręce (w bardzo szybkim temie), po czym stanęłam obok Tobiego.

- Zajmij się nią, żyjcie Sobie dobrze. Odchodzę - powiedziałam i uciekłam w stronę wyjścia z lasu. Toby krzyczał za mną, ale nie słuchałam się go. Ma nauczkę. Musiałam się Juanowi wytłumaczyć z tej brzydkiej rysy na policzku. Powiedziałam że wpadłam na gałąź. Chyba zrozumiał. Znowu zaczynam nowe życie. To dobrze czy źle?

*w lesie*

- Tobiś, kto to był? Patrz co mi zrobiła! - żmija zaczęła się skarżyć.

- Właśnie straciłem największą miłość mojego życia.. Jak mogłem do tego dopuścić? - Toby uklęknął i zaczął się obwiniać.

- Ojoj, spokojnie, jeszcze mnie nie straciłeś słodziaku - żmija zaczęła się do niego miziać.

- Jeff, powinniśmy ją wtedy zabić. Ona mnie omotała, przez nią straciłem Celty - powiedział załamanym głosem.

- Tobiś o czym ty mówisz? Przecież to ja jestem Twoja! - zaczęła się denerwować.

- Toby, co mam robić? Zraniłem Celty.. Przepraszam.. - zaczął zakłopotany Jeff. Żmija nie wytrzymała i przytuliła Tobiego od tyłu. Ten ją odrzucił.

- Celty słusznie nazwała Cię żmiją. To przez Ciebie ją straciłem - Toby się wkurzył.

Co z tego wyniknie? Zobaczycie :3

Jak Zostałam ProxyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz