~ Baekhyun
Ciemność. Była wszędzie. Pochłaniała wszystko... Uchyliłem delikatnie drzwi. Ciche skrzypienie przerwało głuchą ciszę. Kroki stawiałem ostrożnie i bardzo powoli. Serce dudniło mi w piersi. Nie chciałem ich obudzić. Nie mogłem. Drobne stróżki potu spływały po moim czole. Minąłem już salon, rzucając w jego kierunku tylko jedno spojrzenie. Telewizor migał nieprzyjemnie, rzucając światło na pijaną matkę, leżącą na kanapie. Mimo iż byłem przyzwyczajony do tego widoku, momentalnie odwróciłem wzrok. Odetchnąłem z ulgą, gdy dotarłem do swojego pokoju. Moje dłonie trzęsły się ,co nieco utrudniało mi przekręcenie klucza w zamku drzwi. Jednak wreszcie się udało. Nawet zamknięty na cztery spusty nie czułbym się tutaj bezpiecznie. Plecak sam zsunął się z mojego ramienia i opadł na podłogę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie dostrzegłem w salonie ojczyma. Przerażał mnie ten fakt. Wczołgałem się cichutko na łóżko i chwyciłem szarą poduszkę, leżącą tuż obok. Zawsze to robiłem. Przesunąłem się do samego kąta na łóżku, ścisnąłem poduszkę i wpatrywałem się w drzwi. Mój puls nawet na chwilę nie zwalniał. Osunąłem się na ścianę i zrobiłem głęboki wdech. Miałem małe trudności z oddychaniem. Odczuwałem wrażenie jakby moja klatka piersiowa zapadała się do wewnątrz ,gdy tylko próbowałem wziąć głębszy oddech. Leżałem oparty o ścianę. Drapałem delikatnie poraniony nadgarstek. Blizny powoli zarastały. Co z tego...? Niedługo powstaną nowe, bardziej bolesne, głębsze. Dopiero teraz dostrzegłem kilka plamek krwi widniejących na mojej, białej koszulce. Zdążyły już odrobinę zbrązowieć od chwili ,gdy kapnęły na materiał. Czułem nieprzyjemny ucisk w okolicy brzucha. Nie miałem odwagi podwinąć koszulki do góry. Nie chciałem patrzeć na liczne sińce, które widniały na moim ciele. Postanowiłem oddać się temu co wychodziło mi najlepiej. Opadłem powoli na łóżko, nie wypuszczając poduszki z ramion. Zmrużyłem powoli powieki, które wydawały mi się ogromnie ciężkie. Pogrążyłem się w marzeniach. Lubiłem to. W mojej wyobraźni wszystko było inne. Lepsze. Idealne. Delikatny uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy. Byłby on szerszy, gdyby nie pęknięta warga, która co chwilę ponownie zaczynała krwawić. Widziałem teraz słońce. Świeciło mocno i jasno. Nikogo nie było wokół. Tylko drzewa. Chciałbym się tam teraz znaleźć. Bardzo bym chciał. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głośny huk. Szybko otworzyłem oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej. Odpychając się nogami ponownie przesunąłem się do kąta. Czułem jak moje serce znowu przyspiesza.
- Proszę nie, nie chcę, błagam. - Szeptałem sam do siebie, ruszając głową na boki. Drżałem. Ktoś walił do drzwi. Wiedziałem ,że to on. Ten potwór bez serca, bez litości. Miałem wrażenie, że za chwilę wyważy drzwi.
- Wiem, że tam jesteś... - Wysyczał przerażającym głosem. Zawsze to mówił.
- Otwórz ,a nic ci się nie stanie. - Bełkotał. Był pijany. Jak zwykle. Nie pamiętam dnia, w którym ojczym był całkiem trzeźwy. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Nie chciałem, żeby złość w nim wzbierała. Prędzej czy później znalazłby się już w moim pokoju. Powoli przekręciłem klucz w zamku od drzwi. Łzy cisnęły mi się do oczu. W ułamku sekundy wparował do mojego pokoju. Do moich nozdrzy dotarł odór alkoholu. Zamknął za sobą drzwi. Na jego twarzy pojawił się odrażający uśmiech, a jego wzrok przeszywał mnie całego. Pchnął mnie dość mocno na łóżko, a ja cicho jęknąłem z bólu, przeszywającego całe moje ciało. Wczołgał się na łóżko i zaczął mnie rozbierać. Nie miałem siły się sprzeciwiać. Nie potrafię ubrać w słowa to co teraz czułem. Resztkami sił, nadaremnie próbowałem odepchnąć go do siebie. Wtedy wyciągnął z kieszeni niedługi sznurek. Chwycił mocno moje ręce i sprawnie przywiązał je do metalowej obręczy łóżka. Moja twarz spłynęła łzami, oddychałem bardzo szybko. Nie wiem jak starczało mi tlenu na każdy z wdechów. Jego szyderczy uśmiech był okropny. To najgorszy widok jaki kiedykolwiek miałem okazję ujrzeć, a widziałem różne straszne rzeczy. Ta satysfakcja w jego oczach... Odwróciłem głowę w stronę ściany. Nie mogę patrzeć na jego parszywe oblicze. Zapowietrzałem się od płaczu. Moja bezradność w tej sytuacji przytłaczała mnie jeszcze bardziej. Jęczałem żałośnie, co tylko go nakręcało. Gwałcił mnie już wielokrotnie, ale tym razem coś we mnie pękło. Dość. Nie wytrzymam tego dłużej. Nie mogę tak żyć. To nieludzkie. I tak zniosłem już dużo. Za dużo. Nie mam pojęcia co jeszcze trzyma mnie przy życiu...