Stawiałam stopy na zimnych, metalowych schodach, których balustrada była wykończona srebrnymi zdobieniami. Na ścianach nadal wisiały te same zdjęcia przedstawiające Shane'a z rodziną, której już dawno nie ma. Zginęli podczas wspinaczki górskiej, zanim nastąpił wybuch. Zanim zaczęło się piekło. Miał wtedy zaledwie jedenaście lat. Wiele razy wysłuchiwałam jego opowieści, jednak jak przykra by się nie wydawała, zawsze wolałam słuchać opowieści Davida, mimo że nie dotyczyły niczego ważnego. Zastanawiałam się o czym mogą rozmawiać na osobności i czy Shane choć po części wtajemniczył Davida. Chyba, że jak zwykle zostawił wszystko mnie.
Siedzieli naprzeciwko siebie z rękoma opartymi na stole. Z daleka ich twarze wyglądały na lekko zdenerwowane. Zatrzymałam się u podnóża schodów i popatrzyłam w ich stronę pytającym wzrokiem, na który Shane gestem ręki zachęcił mnie, abym do nich dołączyła. Przez krótką chwilę zastanawiałam się czy to aby na pewno dobry pomysł. Stwierdziłam więc, że poczekam aż któryś z nich sam zacznie rozmowę. Nie zawsze muszę być inicjatorką wszystkiego. Podeszłam do szafki, wyciągnęłam fioletowy kubek, który od zawsze był mój i nalałam kawy. Miałam wrażenie, że któryś z nich przygląda mi się zbyt badawczo. Jak zwykle postanowiłam przełamać ciszę, bo czułam, że żaden z nich, nie wyrobi się z tym nawet do wieczora.
- Długo już tu siedzicie? - spytałam zaczepnie.
- Właściwie to, nie spaliśmy... - odpowiedział Shane.
Spojrzałam pytającym wzrokiem na Davida. Z jego oczu wyczytałam tylko "sam nie wiem co się dzieje". Nie od dziś rozumiemy się bez słów. Zwróciłam uwagę na jego lewe ramię, które całe pokryte było licznymi ukłuciami i sądząc po śladach-na pewno nie małej igły.
A więc tak, kiedy ja sobie słodko spałam oni eksperymentowali.Czy naprawdę tak ciężko na mnie poczekać?-pomyślałam.
Zaczęłam popadać w histerię i pisać najczarniejsze scenariusze, że coś przede mną ukrywają. Ale Faith, obudź się. Przecież jesteś im potrzebna! Przecież to ja znam ich dobrze a nie oni siebie nawzajem. No właśnie, znam ich oboje aż za dobrze i za dużo mnie łączyło zarówno z Shane'm jak i z Davidem. Tyle tylko, że sama nie wiem co nadal czuję. I to totalnie rozbija mnie od środka. Chcę skupić się na konkretnych działaniach i być wreszcie wolna. Nie wykonywać tych chorych misji i nie musieć bać się, że w każdej chwili może mnie nie być, bo jestem po części cholerną maszyną.
Poirytowana całą tą sytuacją spytałam:
- Co robiliście w nocy? Czemu on ma rany na ramieniu!? - wykrzyknęłam.
- Faith, spokojnie, to tylko ślady, nic mi nie jest.
- Czy tego chcesz czy nie Twój księciunio jest obiektem eksperymentów, moich eksperymentów i dobrze o tym wiesz, więc uspokój swoją piękną buzię i daj sobie coś wytłumaczyć. - W jego głosie dostrzegłam nutkę złości, ale doskonale wiem, że nie potrafi być na mnie zły.
Poirytowana usiadłam przy stole i założyłam ręce na krzyż.- Słucham. - Przyjęłam stanowczy ton, mając nadzieję, że to przyniesie lepszy skutek w uzyskaniu informacji.
Popatrzyli na siebie, wzrokiem pytając się nawzajem który z nich ma zacząć mówić. Ostatecznie David zaczął:
- Postanowiliśmy, że nie będziemy tracić czasu i zaczniemy jak najszybciej. Shane zaproponował, że przetestujemy różne wersje serum i znajdziemy te właściwe - nie odrywając wzroku ode mnie mówił dalej - oczywiście na dzisiaj się nie skończy, to trochę potrwa - Shane ciągnął dalej.
-Na razie udało mi się tylko ustalić, że potrzebne są szczegółowe badania - spojrzał w stronę Davida - jednak nie jestem fachowym doktorkiem, więc spokojnie nie ja zajrzę do twojego wnętrza kochaniutki - zachichotał - znam jednego, który cudem uchował się przed tymi świrami z laboratorium.

CZYTASZ
Przebudzenie
RastgelePo pięćdziesięciu latach od wybuchu bomb atomowych ocalały David budzi się w tajnym laboratorium. Rzeczywistość nie jest już taka sama, a „wolność" przestaje istnieć. Nowe hybrydy budzą się do życia, a ludzkość zaczyna zmierzać w niebezpiecznym kier...