Stiles czuł się podle. Wyrządził mnóstwo krzywd i miał niewinną krew na rękach. Wiedział, że zły duch nim kierował, jednak był wściekły na siebie, bo pozwolił, by jego ciało zostało przejęte. Nogitsune karmił się bólem i chaosem, a Stiles dostarczył mu obydwie te rzeczy, kosztem żyć innych ludzi. Miał również wyrzuty sumienia. Sądził, że Mary zaginęła z jego winy.
Chłopiec spojrzał na swojego ojca, siedzącego za kierownicą. Później przeniósł wzrok na boczną szybę i obserwował, jak po jej zewnętrznej stronie spływają krople deszczu. Zapadł się w fotelu - miał ochotę zniknąć lub wszystko odkręcić. A najlepiej, by spełniły się obie te rzeczy.
Stiles czuł na sobie wzrok szeryfa. Nie odzywał się; jego słowa w niczym już nie pomogą.
Pan Stilinski zatrzymał się tuż przed bramą szpitala psychiatrycznego Eichen. Obaj wymienili spojrzenia i wyszli z auta, trzaskając drzwiami. Dźwięk rozległ się przeraźliwie głośno w otaczającej ich ciszy, przerywanej tylko szumem deszczu. Ciemność i mrok wokół potęgowały wrażenie, jakby cały zakład istniał poza rzeczywistością.
Chłopiec, zmartwiony, wbił wzrok w strzelisty budynek. Schował ręce w kieszeniach i głośno przełknął ślinę. Nie wiedział, co go tu spotka, jednak co do jednego miał pewność - musiał ochronić innych przed złym sobą. Co jak co, ale szpital psychiatryczny to miejsce, z którego ciężko uciec.
Nagle rozległą ciszę przerwał przybliżający się warkot motoru. Stiles i jego tata obrócili się do Scott'a, pośpiesznie zdejmującego kask i zsiadającego z pojazdu.
- Zniknęliście tak szybko. Dlaczego nic nie mówiliście? - zapytał McCall, patrząc raz na swojego przyjaciela, raz na szeryfa.
- Chcieliśmy uniknąć zamieszania - odparł mężczyzna.
- Będę tu tylko trzy doby. - dodał jego syn.
- Tu przebywał Barrow, wiecie? Nie wie pan o wszystkim - wilkołak zwrócił się do pana Stilinskiego.
- Wiem tyle, ile trzeba. Słyszałem o Nogitsune, kitsune i Oni.
- Właściwie, dobrze zapamiętałeś. - wtrącił Stiles. Scott przewrócił oczami.
- Obraz z rezonansu był identyczny, jak u mojej żony. Jutro jadę do eksperta, do Los Angeles.
- Dlaczego chce pan go tu zostawić?
- To moja decyzja. - odparł młodszy Stilinski.
- Jesteś tego pewny? Nie będę mógł ci pomóc.
- Ale ja cię nie skrzywdzę. I nikogo innego.
- Deaton ma plan, Argent uruchamia kontakty. Jeżeli nie zdołamy ci pomóc...
- Nie możecie. Będziecie musieli coś dla mnie zrobić. - Stiles zbliżył się do przyjaciela. - Upewnijcie się, że stąd nie wyjdę. I błagam, znajdźcie Mary. Scott zaniemówił. Stał wpatrzony w chłopca, którego znał od zawsze. Miał mu pozwolić gnić w tym zakładzie? Zostawić go samego z lękiem i obawami przed powrotem złego ducha?
Szeryf spojrzał na swojego syna.
- Musimy już iść.
Stiles kiwnął głową McCallowi i przekroczył bramę szpitala. Wejście z trzaskiem zamknęło się za nimi. Wilkołak z zaciśniętymi pięściami wpatrywał się w plecy przyjaciela.Szeryf powoli zamknął skrzypiące drzwi wejściowe. Stiles rozejrzał się po korytarzu. Zobaczył dziwnie zachowujących się ludzi, opartych o ściany lub siedzących na wózkach inwalidzkich.
- Panie Stilinski?
Oboje obrócili się i ujrzeli pracownicę szpitala.
- Tędy proszę. - uśmiechnęła się kobieta.- Przez pierwsze trzy doby żadnych telefonów, mejli ani odwiedzin. Zostaniesz zbadany, a rano czeka cię spotkanie z psychologiem, pracownikiem społecznym i terapia grupowa. - powiedziała pensjonariuszka, zwracając się do chłopca. Szeryf wiercił się na krześle i drżącymi rękami uzupełniał formularz przyjęcia do ośrodka. Oglądał się co chwilę, jego niepokój rósł. Po chwili odłożył długopis i wyprostował się.
- Zapomnieliśmy o czymś. - odparł. Kobieta położyła na biurku parę kapci, a Stiles je wziął.
- Włóż je. Pacjenci nie mogą mieć sznurówek. Masz pasek? Opróżnij kieszenie.
- Nie zabraliśmy poduszki - wtrącił szeryf.
- Nie szkodzi - odparł chłopiec, rozwiązując buta.
- Nie, przecież nie zaśniesz bez niej. Wracamy.
- Spokojnie, nie jest mi potrzebna.
- Uh, jak mogłem zapomnieć. Zawsze najpierw pakowałeś poduszkę.
- Jutro mi ją przywieziesz.
Stiles ułożył na biurku klucze, portfel, telefon i drobniaki. Szeryf, widząc to uznał, że nie może zostawić tu swojego syna.
- Wystarczy! Nie zostawię cię tu, skoro nie będziesz mógł spać. - oznajmił, wstając. Chłopiec poszedł w jego ślady.
- Tato... nie sypiam od tygodni. - odparł, kładąc ręce na jego ramionach, a potem obejmując. Mężczyzna odwzajemnił uścisk. Poczuł, jak do jego oczu napływają łzy.
Po chwili rozłączyli się. Stiles posłał tacie ostatnie spojrzenie i wyszedł na korytarz razem z pracownicą. Odchodząc, czuł na sobie jego wzrok.
CZYTASZ
wonder woman [2] // stiles stilinski
Fanfiction↣ [część druga ff "Batman"] ➮Po śmierci kojotów w Beacon Hills nastał spokój, jednak nowy rok szkolny zwiastuje kolejne kłopoty. Co dzieje się Scottowi, Stilesowi i Allison? Kim jest nowa uczennica? Czy Marie umrze? Czy związek jej...