× II ×

2.5K 133 6
                                    

Derek i Peter stali przywiązani do stalowej siatki. Zmęczeni i wygłodzeni, coraz bardziej tracili nadzieję na ratunek.
- Sprzęt jest stary, trudno jest ustalić odpowiednie napięcie, po którym możecie umrzeć. - oznajmił jeden z oprawców.
- Chyba jest zbyt wysokie - odparł kąśliwie starszy wilk, wiercąc się. Porywacz podkręcił gałkę w urządzeniu i prąd się zwiększył.
- Niektórzy łamią sobie zęby, a inni trzęsą się, aż ich serca przestają bić. Czasami nie zauważą, że umarli. - dodał. - Nie mam ochoty na zgadywanki. Gdzie jest wilczyca?
- Nie wiemy. Nie znamy nikogo takiego. - powiedział Derek, wywracając oczyma. Powoli tracił siły. Martwił się, że tropiciele znajdą jego żonę i syna.
- Może potrzeba innej metody perswazji? Wolicie, żeby przeciąć jednego z was na pół?
- Chciałbym pomóc, ale nie wiemy o kim mówisz. - oznajmił Peter. Jego oddech stawał się coraz cięższy. - A szczerze, przecinanie mieczem jest staroświeckie - dodał, śmiejąc się pod nosem.
Oprawca zaśmiał się.
- Mieczem? Nie jesteśmy dzikusami - powiedział, kiwając głową na jednego ze wspólników. Z cienia wyszedł mężczyzna uruchamiający piłę łańcuchową. Jej zgrzyt przyprawił wilki o dreszcze. Derek posłał wujowi miażdżące spojrzenie, a ten skrzywił się.
- Ciekawe, jak długo możecie się odradzać... Wyhodujecie drugie ramię? Bo głowy raczej nie.
Łowca podszedł do Hale'a i przyłożył urządzenie do jego gardła. W ostatniej chwili z oddali dobiegł ich głos starszej pani.
- Chłopcy! Nie bądźcie zbyt surowi. - do oprawców podeszła co najmniej pięćdziesięcioletnia kobieta, mówiąca w języku hiszpańskim. Tropiciel zabrał piłę.
- Nie znam hiszpańskiego. - oznajmił Derek w tymże języku, śledząc jej ruchy. Kobiecina uśmiechnęła się pogardliwie.
- Mówisz w wielu językach. - powiedziała. - I dobrze wiesz, o kogo nam chodzi. - zbliżyła się do nich ze srebrnym skalpelem w dłoni. - Gdzie wilczyca? - zapytała dobitnym głosem.
- Nie znamy żadnej wilczycy. - odparł młodszy Hale, patrząc jej w oczy. Pani pokręciła głową z politowaniem. - Wiem, że nic nie powiesz. Ale ten uwielbia słuchać własnego głosu. - zwróciła się do Petera.
- Potrafię też śpiewać.
- Wolimy twój krzyk. - powiedział oprawca. Wilkołak posłał mu krzywy uśmiech.
- Jak mogę cię przekonać? - zapytała kobieta. Momentalnie uśmiech zszedł z jej twarzy. Przesunęła srebrem po twarzy starego wilka, a ten wykrzywił się z bólu, mimo, że ostrze nie przecięło skóry. - Gdzie jest wilczyca?!
Peter popatrzył na nią z wyższością. Nagle łowczyni wykonała jeden ruch, a wilkołak zaczął krzyczeć.
Jego palec znalazł się w jej rękach.
Derek z przerażeniem wodził wzrokiem od wuja do oprawczyni.
- Zastanów się. Zapytam jeszcze tylko dziewięć razy. - oznajmiła, nadziewając palec ostrym pazurem na stół. Wyszła, a z rany zaczęła sączyć się krew.

Razem ze Scott'em biegliśmy z powrotem do wraku. Przedzieraliśmy się przez zarośla. Martwiłam się o Stilesa - zostawiliśmy go samego w ciemnym lesie.
W pewnym momencie prawie zderzyliśmy się ze sobą - w ostatniej chwili zatrzymaliśmy się tak, by na siebie nie wpaść. Chłopcy przez zaskoczenie zaczęli krzyczeć. Westchnęłam.
Czasem zachowują się jak dzieci.
- Chyba coś znalazłem. - oznajmił Stilinski.
- My też - dodał McCall.
Stiles zaprowadził nas do jakichś głazów. Odkryliśmy, że ułożone w dziwny sposób, kryły w sobie pieczarę. Weszliśmy do środka. Dzięki swojemu dobremu wzrokowi zauważyłam, że grota jest zamieszkana; w środku leżały jakieś ubrania.
- Nora kojotów - powiedział Stilinski.
- Raczej kojotołaków. - dodałam. Weszliśmy głębiej. Chłopiec podniósł z ziemi jakiś niebieski, puchowy materiał.
- Malia miała na sobie tę kurtkę na zdjęciu. - odparł i popatrzył na Scott'a. Ten sięgnął po jakiegoś misia. Poczułam się nieswojo, jakbym wkroczyła na czyiś prywatny teren.
- Nie powinniśmy tu być. - powiedział McCall i zerknął na mnie. Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Też tak czułam.
- Dlaczego?
- Już tu nie wróci. Odstraszyliśmy ją swoim zapachem. - popatrzył na Stilesa.
- Więc dokąd pójdzie?
- Nie mam pojęcia. - oznajmił wilkołak, wzdychając.
- Jak myślisz, możesz ją wytropić?
- Możliwe, ale lepiej mi idzie w wilczej skórze. - odparł. - Ale boję się, że nie mogę zmienić się z powrotem.
Stilinski westchnął.
- Drzwi są uchylone. - powiedział, przypominając sobie słowa doktora.
- Ja mogę spróbować - oznajmiłam. Obaj popatrzyli na mnie. - Ale sama nie dam rady.
- Ktoś musi nam pomóc. - dodał Scott. Stiles zamyślił się. Nagle wilk spojrzał na nas, jakby doznał olśnienia.
- To miejsce zbrodni. Mój szef będzie bezradny. - odparł sugestywnie. Uniosłam brwi. Wiedziałam już, o co mu chodzi.
- Ale nie mój tata - Stiles spojrzał na niego.

wonder woman [2] // stiles stilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz