× X ×

1.4K 88 19
                                    

Noshiko Yukimura zeszła z piwnicznych schodków szpitala Eichen. Zauważyła dziurę, za którą kryła się wnęka zrobiona w ścianie. Był tam trup jej dawnego kochanka - Reese'a. Kobieta powoli podeszła do wyrwy, jakby nie wierzyła w to, co widzi. Pochyliła się i wzięła do ręki odłamany kawałek elewacji. Był na nim znak "ja", w kształcie odwróconej piątki.
- Dlaczego ten symbol? - dotarł do niej głos Nogitsune,który nagle pojawił się za jej plecami. - Dlaczego: "ja"?
- Bo gdy umierał, był sobą. - odparła Noshiko, spoglądając na zmumifikowane ciało. - Nie stał się potworem... w odróżnieniu od ciebie. - dodała, wstając i obracając się. W dłoni trzymała nóż skierowany ostrzem do złego ducha. Był to jej ostatni ogon.
- W takim razie... - widmo w ciele Stilesa zaczęło podchodzić do niej. - ...dlaczego odwołałaś Oni? Co się stało z kobietą, która sprowadziła chaos, niezgodę i cierpienie?
- Nie chcę tego. - odparła stanowczo.
- Ale ja chcę. - oznajmił Nogitsune i złapał kobietę za nadgarstek. - Myślałaś, że ukryjesz go przede mną? - mówił o sztylecie, patrząc w jej oczy. Wyrwał broń z jej drżącej dłoni.
- Kiepski pomysł. - dodał, wbijając nóż w swój brzuch. W powietrzu rozległo się zachłyśnięcie kobiety spowodowane zaskoczeniem oraz jęki bólu złego ducha. Powoli przeciągnął ostrzem poziomo, zaczynając od lewego boku, a kończąc na prawym.
- Co zrobiłeś?! - krzyknęła przerażona Noshiko, obserwując dyszącego Nogitsune, któremu sztylet wypadł z dłoni. Po chwili, wciąż jęcząc, osunął się na ziemię i oparł rękami o podłogę. Uniósł głowę, spojrzał na nią swymi mrocznymi oczami i wycedził głosem przepełnionym nienawiścią:
- Chaos znów zapanuje.
Z jego rany zbroczonej krwią zaczęły wylatywać muchy, jedna po drugiej. Zły duch zaczął wić się w konwulsjach, a chmara owadów wypełniła powietrze głośnym bzyczeniem. Po chwili zniknęły i nastała głucha cisza.

Jedna z much przysiadła na szpitalnych aktach Isaac'a Lahey'a. Kierowana dziwnym, enigmatycznym instynktem wleciała do pomieszczenia pacjenta, które zostało otwarte przez Melissę McCall. Owad wszedł pod plaster utrzymujący rurkę kroplówki w skórze chłopca i po kilku sekundach znalazł się w środku. Wilkołak gwałtownie otworzył oczy, które zaczęły jarzyć się złotem. Z jego ust wydobyło się ciche westchnienie.

Scott wszedł wraz z Kirą do jego pokoju.
- Dziękuję, że mogę u ciebie zostać. - powiedziała dziewczyna. - Nie chcę wracać do rodziców. Czuję że w ogóle ich nie znam. - dodała, patrząc na chłopca.
- Nie ma sprawy. Mogę dać ci koszulkę do spania, jeśli chcesz. - odparł, zaglądając do komody z ubraniami.
- Nie trzeba. Będę spać w swoich ciuchach.
- Okej. Weź łóżko, ja prześpię się na fotelu. - oznajmił wilkołak, kierując się ku meblu. Po chwili usiadł na nim, a dziewczyna zdjęła buty i ułożyła się na pościeli, przodem do alfy.
- W porządku? - zapytał Scott. Kira pokiwała głowę i położyła ją na poduszce. Chłopiec obrócił głowę na bok, oparł się policzkiem o fotel i zamknął oczy. Minęła chwila ciszy.
- Scott? Nie chcę, żebyś spał na fotelu. - powiedziała kitsune. Twarz wilka rozjaśniła się w uśmiechu.
- Nie ma sprawy, robiłem to wiele razy. - odparł. - Jest okej. - dodał, szepcząc, po czym znów przymknął powieki.
- Proszę, nie śpij tam.
Otworzył jedno oko. Gdy ujrzał nieśmiały uśmiech dziewczyny, spojrzał na nią ze zdumieniem. Zrozumiawszy aluzję, podniósł się i skierował ku niej, obserwując, jak przesuwa się na drugi koniec łóżka. Położyli się twarzami do siebie.
- Uratujemy ich. Zobaczysz. - oznajmiła Kira z przekonaniem. Chłopiec wpatrywał się w nią. Po chwili pochylił się i delikatnie ją pocałował. Gdy oderwali się od siebie, dziewczyna obróciła się i wtuliła plecami w jego pierś. Wilkołak objął ją prawym ramieniem i położył głowę na poduszce, uśmiechając się. Czuł, że wszystko się ułoży i będzie po ich myśli.

Tego samego wieczora Allison i Chris Argentowie wyszli z windy i skierowali się ku drzwiom ich mieszkania. Gdy łowca włożył klucz do zamku i zaczął go przekręcać, dziewczyna odezwała się.
- Tato? Strzeliłbyś do Stilesa?
Mężczyzna obrócił głowę ku niej. Odpowiedział dopiero po chwili ciszy.
- Nie jestem pewien.
Pchnął drzwi, zdjął sportową torbę z ramion i wpuścił córkę do środka.
- Sprawdź iglicę.
- Usunęłaś ją?
Dziewczyna pokiwała głową. Twarz Argenta rozjaśniła się.
- Dlatego w naszej rodzinie dowodzą kobiety. - odparł, kładąc rękę na jej policzku. Allison uśmiechnęła się smutno, myśląc o mamie. Bardzo za nią tęskniła.
- Wyśpij się, kochanie.
Skierowała się do swojego pokoju. Dopiero po chwili ujrzała, że Isaac, cały i zdrowy (bez poparzenia na twarzy) siedzi na jej łóżku.
- Co tu robisz? - zapytała, kładąc torbę przy ścianie i podchodząc do niego. Usiadła obok i złapała go za rękę.
- Po prostu chciałem cię odwiedzić. - odparł.
- I tak po prostu wyszedłeś ze szpitala?
- Jest okej. Czuję się zupełnie dobrze. - oznajmił, uśmiechając się. Dziewczyna złapała go za policzek, nie mogąc uwierzyć, że rana zniknęła. - Wyzdrowiałem.
- Niepotrzebnie podawałam ci szyfr do alarmu. - zaśmiała się, przenoszą dłoń na jego szyję.
- Być może. - pochylił się, by ją pocałować.

wonder woman [2] // stiles stilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz