Epilog ×

1.8K 122 18
                                    

Dobiliście do pięciu gwiazdek w kilka minut! Jesteście cudowni. ♥ x

*****

Cichy, nie do wychwycenia dla zwykłego człowieka dźwięk doszedł do uszu Scotta. Obrócił głowę.
Marie poruszyła palcami, po czym zacisnęła dłoń w pięść. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości.
Stiles, zauważając to, stanął jak wryty. Nie mógł wydusić słowa. Alfa zachował przytomność umysłu, zaczął wołać Steve'a i swoją mamę. Oboje wbiegli do pokoju po kilku sekundach. Nash podbiegł do swojej podopiecznej i chciał złapać ją za rękę. Scott zatrzymał go.
- Coś jest nie tak. - szepnął McCall.
Dziewczyna otworzyła szeroko usta, jakby chciała krzyczeć, ale coś ją blokowało. Jej ciało drżało i trzęsło się. Urządzenie mierzące puls zaczęło wariować - serce dziewczyny biło dwieście razy na minutę. Po kilku sekundach wszystko ucichło. Jej twarz przybrała kamienny wyraz.
Zebrani zamarli w oczekiwaniu. Cisza była wręcz namacalna, coś jak moment przed wyładowaniem podczas burzy. Minęła minuta. Gdy myśleli, że nic się nie wydarzy, dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i szeroko otworzyła czarne, ogarnięte mrokiem oczy. Jej wargi rozwarły się nieznacznie. Zaczęła szeptać niezrozumiałe formułki.
- Co ona mówi? - zapytała Melissa, zerkając na swojego syna.
- Nie wiem, nic nie rozumiem. - odparł. Nawet jego wilczy słuch nie mógł rozszyfrować cichej mowy.
Po kilku sekundach szept stał się wyraźniejszy.
- All...Aid...Isa....Ch...All...Aid...Isa...Ch...
McCall zmarszczył brwi.
- To jakieś powtarzające się krótkie wyrazy...
Wszyscy ze zdziwieniem wpatrywali się w dziewczynę. Nie wiedzieli, co mają robić.
- Zadzwonię do Deatona, może on coś będzie wiedział. - dodał alfa, wyciągając telefon.
Szept stał się głośniejszy i wyraźny.
- Allison...Aiden...Isaac...Chris...
Scott upuścił telefon na podłogę i zszokowany wpatrywał się w Marie.
Minęło kilka sekund. Im głośniej Mary mówiła, tym bardziej jej głos zdawał się chrypieć. Gdy dotarł do tonu bliskiego krzyku, dziewczyna całkiem oniemiała, a jej ciałem wstrząsnął kaszel.
- Nie ma czasu, dzwoń! - Steve podniósł komórkę z ziemi i wcisnął ją w rękę alfy. Ten, trzęsącymi się dłońmi wybrał numer doktora i nacisnął zieloną słuchawkę. Mężczyzna odebrał po drugim sygnale.
- Scott, co... - dotarły do niego odgłosy z pokoju. Weterynarz wstrzymał oddech. Po chwili ciszy powiedział:
- Zawieźcie ją do Nemetonu. Jak najszybciej musi się znaleźć przy Nemetonie, rozumiesz?
McCall jak zahipnotyzowany wpatrywał się w dziewczynę. Kaszel zamienił się w spazmy wstrząsające jej ciałem. Pochylała się do przodu, wbijając palce w materac pryczy.
- Scott! - krzyknął Deaton. Dopiero po tym alfa się otrząsnął. - Nemeton, już! Nie rozłączaj się, aż tam dotrzecie.
Steven złapał chłopca za ramiona.
- Co mamy robić? - mężczyzna był przerażony, ale starał się opanować, by pomóc swojej podopiecznej.
- Mu-musimy zawieźć ją do Nemetonu. - alfa odwrócił wzrok od Marie, ale wciąż słyszał jęki przerywane spazmami.
- Ja ją zawiozę. - wtrącił Stiles, trzęsącymi się rękami wyciągając z kieszeni kluczyki jeepa. Wypadły mu z rąk, ale szybko podniósł je z podłogi. Melissa podeszła do niego i złapała za ręce.
- Nie dasz rady prowadzić.
- Ja to zrobię. - odparł Steve. - Scott, weź ją na ręce. - dodał. Wyminął pielęgniarkę i Stilinskiego, by otworzyć mu drzwi. Obaj wybiegli z pomieszczenia, a potem szpitala, nie zważając na krzyki pracowników. Mama Scotta i Stiles wyszli na korytarz. Pielęgniarka pobiegła przed siebie, by wyjaśnić innym racjonalny powód wyniesienia pacjentki ze szpitala. Stilinski z wściekłością uderzył otwartą dłonią w ścianę.
„Znowu jestem nieprzydatny", pomyślał.

Steven pędził przez ulice, nie zwracając uwagi na znaki drogowe i mając w głębokim poważaniu kodeks ruchu. Na miejscu pasażera siedziała Marie, ubrana w szpitalną koszulę i okryta płaszczem swego wujka. Kaszlała, wstrząsana drgawkami. Nash patrzył to na nią, to na ulicę. Gdy zauważył, że jej spazmy się nasiliły, przyspieszył.
- Co mamy dalej robić? - drżącym głosem zapytał Scott, wciąż mając telefon przy uchu.
- Dokładnie nie wiem. Cień nie chce się z niej wydostać. Jeśli wyczuje silne przyciąganie Nemetonu, może opuści jej ciało. - odparł Deaton.
- Może?
- To tylko teoria, Scott.
Minęła chwila ciszy.
- Doktorze, co później?
- Gdy wszystko się skończy, będziecie musieli ją do mnie przywieźć. Tylko upewnijcie się, że Oni zniknie. I nie rozłączaj się, aż ci pozwolę.
Scott pokiwał głową. Nie zdawał sobie sprawy, że doktor tego nie widzi, ale był tak zdenerwowany, myślał tylko o jak najszybszym dotarciu do starego pnia.
Steve zatrzymał się przy spalonym domu Hale'ów.
- Dalej nie da się jechać. Musimy biec. - powiedział. Wyszedł z auta i otworzył drzwiczki od strony pasażera. Scott wyczołgał się z tylnego siedzenia. Nash delikatnie wyciągnął dziewczynę z wnętrza samochodu, wziął ją na ręce i odezwał się do McCalla:
- Prowadź.
Szli szybkim krokiem. Nie mogli biec, bo Steve nie był pierwszej młodości i marsz z Marie ważącą sześćdziesiąt kilogramów na rękach nie należał do łatwych. W połowie drogi dziewczyna zaczęła się dławić.
- Nie mamy czasu. - powiedział Deaton do Scotta. - Musi być jak najszybciej przy Nemetonie.
- Scott, schowaj telefon do kieszeni, weź ją i biegnij. Dogonię was. - wtrącił Steven. Chłopiec posłusznie odebrał Mary mężczyźnie i pobiegł najszybciej jak mógł, nie oglądając się.

wonder woman [2] // stiles stilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz