6. The End

1K 94 15
                                    

Od czasu szarpaniny, do której doszło pomiędzy dziewczynami, minęło kilka dni. Przez ten czas nie odzywały się do siebie, oczywiście obie obrażone na siebie nawzajem. Każda widziała winę u tej drugiej, bo przecież jakże by inaczej. Co złego to nie ja, jak to mówią.
Była sobota, co oznaczało brak szkoły, zadań domowych, czy nauki. Inaczej mówiąc, dzień wolny od tego wszystkiego, czego ofiara każdego systemu edukacji, jaką jest uczeń, nie lubi.
Victoria siedziała przed komputerem, marnując cenne chwile swojego życia na oglądanie kotów na youtube. Znajome? Być może. W końcu, czasami, każdy potrzebuje chwili wytchnienia, odmóżdżenia czy pocieszenia. A we wszystkim tym pomagały śmieszne filmiki z kotami. Szczególnie, gdy jeden drugiego spycha z blatu stołu. Wracając. Brunetka siedziała przed komputerem, nie robiąc nic sensownego. W pewnym momencie zadzwonił jej telefon. Odebrała, nie patrząc kto się do niej dobija z samego rana. Koty skupiły na sobie całą jej uwagę.
- Halo?
- ...
- Halo? - powtórzyła.
- Możesz mówić po ludzku? - usłyszała znajomy głos. Niesłychane, Murasakibara do niej zadzwonił, w weekend.
- ... A, wybacz - odpowiedziała, uświadamiając sobie, że po odebraniu telefonu zaczęła mówić po francusku (z anime pewno wszyscy wiedzą, że po japońsku "halo" to "moshi-moshi", więc dla dzieciaka z Japonii, coś innego spowodowało najzwyklejszy szok, w dodatku zakładam, że mało który z nich miał styczność z językiem innym niż angielski, jeśli o te europejskie chodzi). - Więc, o co chodzi? - zapytała przestawiając się na japoński.
- Chce ci się iść do kina? - zapytał, wgapiając się w tytuł jednego z puszczanych dzisiaj filmów. - Dzwoniłem do Mine-china i jemu się nie chce.
- A ty sam nie pójdziesz, bo tobie też nie chce się iść samemu?
- Nom. Jak nie masz ochoty, to trudno - powiedział, sięgając po leżącego obok klawiatury batonika.
- Szczerze? Nie chce mi się. Naoglądałam się dzisiaj wystarczająco dużo dziwnych rzeczy - przyznała zgodnie z prawdą.
- To chodź na boisko na *jakaś tam ulica*.
- Na boisko? Po co?
- Żeby się spotkać. Nudzę się, to będę ci wiercił dziurę w brzuchu - oznajmił.
- ... Daj mi chwilę, muszę się ogarnąć.
- Czyżby ktoś siedział w swojej różowej piżamce w jednorożce? - zapytał wyraźnie rozbawiony Atsushi. Opowiadała kiedyś o piżamie z dzieciństwa, to teraz ma. Będzie się śmiał. Daiki też tak robił.
- Nie mam jej już od dwóch lat - odparła, z udawaną obrazą w głosie.
- Szkoda. Wyrobisz się w godzinę? - zapytał patrząc z pożądaniem na swojego batonika. Jeszcze tylko chwila i będzie mógł go zjeść.
- Ze spokojem - odpowiedziała zamykając przeglądarkę.
- To narka. - Powiedziawszy to, chłopak rozłączył się i zabrał za pałaszowanie batonika. Postanowił też, że w drodze na boisko kupi coś do jedzenia. Najlepiej chipsy, maibou i inne takie.
Z drugiej strony, dziewczyna wpadła na dokładnie ten sam pomysł. Plus coś do picia. Płyny w organizmie trzeba uzupełniać. Wstała z krzesła, a odszedłszy od biurka uszykowała sobie ubrania, w które miała zamiar się ubrać po tym, jak się ogarnie. Bo na razie siedziała w piżamce, z potarganymi włosami. Jedyne co zrobiła po wstaniu z łóżka to umycie zębów i zjedzenie śniadania.
Powłócząc nogami udała się do łazienki, by zrobić z włosami porządek. Rozczesała je i zostawiła rozpuszczone. Nie przepadała jakoś specjalnie za spinaniem ich, niewygodnie jej było. Umyła twarzyczkę, po czym poszła się ubrać.
Jeśli o jej garderobę chodzi - ma być wygodnie. Nie musi być super dziewczęco, ale też nie jest niechlujnie. Innymi słowy, dziewczyna ubiera się tak, żeby wyglądać jak człowiek i żeby było jej wygodnie. Spodnie, bluzka i sweter, gdyby było zimno.
Do fanek makijażu nie należała, więc zbyt wielu kosmetyków nie miała. A i tak korzystała z nich tylko czasami. A dzisiaj był kolejny dzień, w którym nie chciało jej się bawić w robienie makijażu.
- Wychodzę! - poinformowała rodzinę, wkładając buty.
- Zadzwoń za jakiś czas i daj znać, że żyjesz! - zawołała z kuchni matka.
- Tak, tak - Powiedziawszy to, wyszła z domu.
W drodze na umówione miejsce, wstąpiła do sklepu spożywczego, gdzie kupiła każdemu po batoniku i puszce coli. Zapłaciła, wyszła i dotarła w końcu na boisko, gdzie z całą siatką przekąsek czekał Murasakibara. Mogłam to przewidzieć, pomyślała, wzdychając ze zrezygnowaniem.Oczywiście nie zauważył jej od razu, ponieważ był zajęty miłością swojego życia - jedzeniem batonika.
- Hej - przywitała się patrząc na kolegę.
- O, cześć - odpowiedział przenosząc wzrok znad jedzenia, na brunetkę. - Widzę, że nie tylko ja wpadłem na pomysł kupienia czegoś do jedzenia.
- Taa... Masz - powiedziała, podając mu siatkę z jej zakupami. Oczywiście wyciągnęła wcześniej swoje rzeczy.
- Dzięki - wziął podarek. - Idziem? - spytał.
- ... Dokąd?
- Gdziekolwiek.
- Prowadź - odpowiedziała.
Chłopak poszedł w kierunku tylko jemu znanym, więc Victoria szła za nim, pisząc do mamy SMSa z informacją, że żyje i ma się dobrze.
W zasadzie nic ciekawego nie robili. Spacerowali po okolicy rozmawiając i jedząc przekąski. Następnego dnia również się spotkali i spędzali czas w dokładnie ten sam sposób. I tak zakończył się dzień siódmy tego tygodnia. Jutro czeka ich szkoła, a co za tym idzie, wszystkie nieprzyjemności z nią związane. 

The end.

_________________________
Bum. Oto rozdział szósty, nudny jak flaki z olejem. Pisałam na dwa razy i za drugim zapomniałam jaki miałam zamysł z dnia poprzedniego. Dlatego tak wyszło, przepraszam najmocniej. Nie bijcie.

Oczywiście, nie jest to ostatni rozdział, spokojnie. Mam nadzieję, że wszyscy wyczuli trolla w tytule. 

Pozdrawiam i czekam na komentarze! :D

Jeden batonik za daleko... (Murasakibara X OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz