Rozdział 13

624 88 4
                                    

Janek POV.
Byłem rozbity na tysiące małych części. Niczym lustro, w które ktoś z impetem uderzył. A tym kimś był oczywiście pan "w moich oczach idealny". Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem, a raczej usłyszałem. Oczyma wyobraźni widziałem jego, gdy wypowiadał te słowa. To tylko dla widzów, on mnie kompletnie nie obchodzi.
Ze łzami w oczach biegiem najszybciej jak tylko byłem w stanie. Wyminąłem tłoczące się przy drzwiach osoby i wybiegłem ze szkoły. Chciałem uciec z tego miejsca, chciałem być jak najdalej od niego. By nie mógł mnie dogonić. O ile w ogóle chciał za mną biec. Pewnie nawet mu to przez myśl nie przeszło. Słone łzy zasłaniały mi widok, wciąż napływającdo oczu. Mimo to gnałem, gnałem przed siebie. Po pewnym czasie dotarłem do jednego z parków. Był to duży i nieco nie zadbany teren, który już dawno powinien trafić w lepsze ręce. Znalazłem wygodne, zacienione i zakryte przez bujne krzewy miejsce. Usiadłem na zimnej ziemi, opierając się plecami o szorstki, gruby pień wiekowego drzewa. Było tak cudownie cicho, tak błogo. Byłem otoczony jedynie przez rośliny i nieustępliwy chłód. Ignorowałem go jednak. Mogłem teraz swobodnie szlochać, co też zrobiłem. Po moich policzkach co rusz spływały krople, spływając po brodzie na szyję. Przygryzłem dolną wargę i zamknąłem oczy. Z każdą sekundą rósł we mnie smutek, ból i złość. Nadal nie mogłem uwierzyć, że ten dupek tak mnie wykorzystał. Zabawił się moimi szczerymi i delikatnymi uczuciami. Teraz pewnie śmiał się z kumplami ze mnie. A raptem poprzedniego dnia leżał wtulony we mnie, głaszcząc mnie po głowie. A raptem poprzedniego dnia zainicjował pierwszy, słodki jak czereśnie pocałunek. Przesunąłem opuszkami palców po wargach, wspominając ten moment. Wtedy wierzyłem, że coś z tego będzie. Że to wszystko to prawda. Jak widać myliłem się i znowu skończyłem jako ten pedał z klasy, który z nikim nie rozmawia. Nie ma przyjaciół. A w dodatku został jak małe dziecko wykorzystany. Zakląłem na głos, odchylając głowę w tył.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Gwałtownie odwróciłem głowę. Ujrzałem nieznajomą mi dziewczynę, która zdziwiona patrzyła mi w oczy. Wydawała się być zatroskana. Chyba była w moim wieku.
- Co tu robisz? Sam? - zapytała, siadając blisko mnie.
Otarłem wierzchem dłoni oczy. Szczypały mnie od płaczu i najprawdopodobniej były okropnie czerwone. Wspaniale.
- Próbuje zapomnieć, że jestem - mruknąłem cicho. Pomimo starań, zająknąłem się. Nie obchodziło mnie, dlaczego ona przy mnie siedziała, ale w sumie było to całkiem przyjemne. Pozwalało mi w pewnym stopniu oderwać się od męczących mnie myśli.
- To tak jak ja - odrzuciła krótko.
Po chwili wyciągnęła z materiałowej, brązowej torby paczkę papierosów, a z kieszeni ciemnych, obcisłych jeansów czerwoną zapalniczkę. Bez słowa wyciągnęła z paczki jednego i zatrzymała się. Najwyraźniej się zawahała, nad czymś myślała. Po chwili wyciągnęła w moją stronę dłoń, w której trzymała fajkę. Nie musiała nic mówić, zresztą ja również. Kiwnąłem jedynie głową w podzięce i wziąłem od niej prezent. Co prawda nigdy jeszcze nie paliłem, ale ponoć to odprężało, pozwalało się zrelaksować, więc czemu by nie. Czekając, aż ona odpali swojego przyjrzałem jej się. Z pod czarnej, prostej czapki wystawały jej jasne, złociste, sięgające mniej więcej do obojczyków włosy. Były niezwykle lśniące. Przeniosłem wzrok na jej twarz. Miała mleczną cerę i piegi występujące na nosie i części policzków obok niego.
Nagle spojrzała na mnie, a ja speszony spóściłem wzrok w dół. W głowie utkwiła mi intensywna zieleń jej oczu. Wyglądała dzięki niej intrygująco, ale zarazem tak podobnie do niego. On też miał oczy tak cudownie zielone, tak głębokie, że można się było w nich zatracić. Przez to porównanie ból powrócił ze zdwojoną siłą. Poczułem, że na moje policzki wstąpił lekki rumieniec. Nie chciałem, żeby wzięła mnie za dziwaka, który obserwuje ją jak rasowy psychol. Nic jednak nie powiedziała, a jedynie wsunęła mi w dłoń zapalniczkę. Ponownie zdobyłem się jedynie na podziękowanie w formie skinienia głowy. Nieco niepewnie podniosłem papierosa i przyłożyłem do ust, jednocześnie uruchamiając prostokątny, czerwony przedmiot. Chwilę patrzyłem w płomień, po czym skierowałem go w odpowiednie miejsce. Przymknąłem oczy i delikatnie, jakby że strachem zaciągnąłem się. Momentalnie poczułem nieznośne drapanie w gardle, przez które zacząłem kaszleć. Nie było to ani przyjemne, ani relaksujace.
- Twój pierwszy? - zapytała cicho chichocząc. Sama wyglądała na odprężoną i zadowoloną. - Tak jest zawsze, ale będzie przyjemnie, serio.
Kiwnąłem jedynie głową i po kilku głębszych oddechach zdobyłem się na kolejną próbę. Tym razem nie było aż tak źle, co nie znaczy, że było dobrze. Nadal doskwierało mi bolesne drapanie, które jednak starałem się ignorować.
- Jak się nazywasz? - zapytałem, spoglądając na siedzącą obok mnie dziewczynę.
Ona przeniosła wzrok na mnie i wypuściła dym nosem, niczym byki w kreskówkach. Zauważyłem wtedy, że miała w nim kolczyk. Przez to tym bardziej przewodziła mi na myśl byka.
- Felicja - odpowiedziała krótko. - Jednak jeśli chcesz, możesz mi mówić Fela. Tak prościej.
Kiwnąłem głową. Całkiem ładne.
- Jasiu - zrewanżowałem się, zmuszając swoje kąciki ust do nieznacznego podniesienia się.
Złotowłosa włożyła na chwilę papierosa między zęby i potarła dłońmi o siebie. Najwyraźniej pomimo szarych rękawiczek w zimowe wzroki nie było jej najcieplej.
- Skoro i tak już tu siedzimy, to mów coś.
- Na przykład? - zapytałem zmęczonym głosem.
- Na przykład o tym, dlaczego tu siedzisz jak ostatni przegryw i płaczesz - wzruszyła ramionami i powróciła do poprzedniego zajęcia.
Powoli zaczynałem odczuwać skutki wszystkich dzisiejszych wydarzeń. Oczy mnie piekły od płaczu, zaś policzki od przenikliwego zimna. W gardle nadal zostało charakterystyczne drapanie, które jednak już się nie nasililało przy kolejnych próbach czerpania spokoju, czy radości z palenia. Pojawił się także tępy, irytujący ból, rozchodzący się od skorni po resztę głowy. Miałem też pewne opory przed dzieleniem się moją historią z kimś, kogo poznałem najwyżej pół godziny temu, ale po krótkim namyśle stwierdziłem, że i tak nie mam nic do stracenia. I tak już straciłem osobę, która była dla mnie najważniejsza i znów zostałem tym samotnym idiotą z klasy, więc co mi szkodziło. Starając się utwierdzić samego siebie w tym przekonaniu wziąłem głęboki wdech i zacząłem odpowiadać. Wszystko, od początku, czyli dnia, w którym zostałem przydzielony do pracy z nim.

Też was kocham, wiecie? <3
Tak w ogóle to dzięki za 1k wyświetleń, to bardzo miłe.
Podobało się - gwiazdka i komentarz :))

Projekt | TasiekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz