24.

261 16 2
                                    

  - Sprawdziłem twój lot, mamy jeszcze kilka godzin. Możemy wpaść do mojego ojca?
- Jasne -powiedziałam bez wahania.

Weszłam z chłopakiem do szpitala, od razu kierując się do sali. Spojrzałam przez okno pokoju. Ojciec James'a spał albo był w śpiączce. Przyjaciel kazał wejść mi do środka, sam musiał porozmawiać z lekarzem, który sprawował opiekę nad panem Wilson'em. Weszłam do środka pokoju i od razu usłyszałam jak pracuje aparatura. Pokój był opustoszały. Było ciemno, jedynie świeciła mała lampka nad łóżkiem, która pozwalała mi zobaczyć pana Wilson'a.

Zaczęłam się zastanawiać, czemu akurat dobrym osobą muszą dziać się takie rzeczy? Stan w jakim znajdował się pan Wilson, był straszny. Nie przyjemny. Był smutny.
- Liz...? - usłyszałam słabo. Mężczyzna podniósł rękę na niską wysokość.

- Tak... Tato. To ja Elizabeth - sprawnie usiadłam na krześle obok łóżka i chwyciłam jego rękę.
 Łzy spływały mi po policzkach, mogłam to ukryć, bo mężczyzna miał zamknięte oczy, ale moje pociągnięcia nosem - spaliły mnie.

- Nie płacz, kochanie... Z łzami ci nie do twarzy.

Uznał mnie za swoją córkę. Stracili ją kilka lat temu. Nie było to odpowiednie, ale jeżeli to miało go w jakiś sposób uszczęśliwić to zrobiłam to w dobrej wierze.

- Hej - usłyszałam cicho. Czułam większą dłoń na moim ramieniu.

- Kocham cie... - mężczyzna wciąż do mnie mówił.

- Ja ciebie też... Tato.

Spojrzałam zapłakana na przyjaciela. I wyszeptałam "Przepraszam". Lekko się uśmiechnął.

- I jak? - zapytałam cicho.
W odpowiedzi dostałam tylko zaprzeczające kiwnięcie. Moja ręka została uwolniona z uścisku. Wstałam z krzesła i mocno wtuliłam się w chłopaka. Nie mogłam powstrzymać płaczu, tak samo jak James. Nie wiedziałam, że będę tak reagować. Współczułam mojemu przyjacielowi. Nie wyobrażam sobie, gdyby to ktoś z moich bliskich miałby leżeć i czekać na śmierć.


Przywitałam się z chłopakami. Kierowałam się prosto do mojego pokoju. Mój makijaż był rozmazany, a nie chciałam tłumaczyć się czemu. Weszłam do łazienki i szybko spuściłam wodę w umywalce. Nabrałam na dłonie mydło i wtarłam je w twarz. Ostrożnie myjąc oczy. Nie będzie lepiej jak mydło przedrze się do rogówki. Nadal przed oczami miałam ten moment w szpitalu. 

Po umyciu twarzy zaczęłam wycierać się ręcznikiem, kiedy usłyszałam jak ktoś odchrząka. Spojrzałam w tamtą stronę.

- Coś się stało?
- Nie... - mruknęłam.
- Kłamiesz.

Odłożyłam ręcznik na umywalkę i podeszłam do Harry'ego z wyciągniętymi rękoma. Znowu zebrało mi się na płacz. Ten dzień miał być idealny, a skończył się płaczem. Harry objął mnie w talii i mocno przytulił. 

- Muszę się spakować. Nic mi nie jest - oznajmiłam odsuwając się od Harry'ego. Otarłam policzki i musnęłam chłopaka w usta. - Jak wasze nastroje? - próbowałam się uspokoić.
- Nie udawaj Di... - chłopak przysiadł na brzegu łóżka.
- Nie mów tak do mnie - ostrzegłam.
Tylko Ric mnie tak nazywa. Raz się zdarzy, że rodzina lub Tess. Spakowałam ostatnią rzecz do mojej torby i zrzuciłam ją na ziemię.
- Przepraszam... Po prostu ten dzień jest taki... - głęboko westchnęłam.

- Nie przejmuj się.

Wspięłam się na łóżko, gdzie leżał Styles i położyłam się na nim. Jego dłoń głaskała mnie wzdłuż lewego boku tali. Na zewnątrz panowała już noc. Los Angeles, w tym momencie tętni życiem.
- Lubię ten widok... 

- Mógłbym się przyzwyczaić. 

Podniosłam się lekko i spojrzałam w oczy partnera. Są to nasze ostatnie godziny razem. Przybliżyłam się do jego ust i pocałowałam go namiętnie. Harry odwzajemniając pocałunek zaczął się podnosić, a ja wraz z nim.

Sprawnie ściągnął ze mnie t-shirt. Gładził mnie po moich plecach, powodując, że jego delikatne palce powodowały dreszcze na moich ciele. Nie przerywając pocałunku rozpinałam małe guziczki w koszuli partnera. Trochę to schodziło, bo Harry ma bardzo długie koszule...

- Twoje guziki zakłócają tę piękną chwilę - przerwałam pocałunek i zirytowana dokańczałam odpinanie koszuli.

- Rozerwij ją - chłopak się zaśmiał.

W sumie miał racje. Mamy uprawiać seks, a ja użeram się z drobnymi guziczkami. Wyrzuciłam ramiona w górę i chwyciłam koszulę Styles'a mocną rozrywając ją na dwie strony.

- Pięknie!  - uśmiechnęłam się i wróciłam do pocałunku.

Oboje straciliśmy kontrole nad swoimi ciałami i umysłami.

Szłam za rękę z Styles'em przez lotnisko. W hotelu pożegnałam się z chłopakami i życzyłam im samych dobrych rzeczy. James pilnował każdego mojego wyjazdu. Chciał mieć pewność, że będę bezpieczna. Mieszkałam tu przez dobre 17 lat, ale miło, że się troszczy.

- Pójdę po bilety - zaproponował przyjaciel.

- Dzięki.

Stanęliśmy w miejscu, odwróciłam się do partnera i chwyciłam jego obie dłonie. 

- Dacie radę?

- Na pewno.

- Będę tęsknić - zrobiłam smutną minę.

- Za mną? - chłopak zawadiacko się uśmiechnął, za co oberwał kuksańca w brzuch.

- Nie! Za Kalifornią! - zaśmiałam się.

- Mam bilet -zawiadomił przyjaciel, kiedy wrócił.

Puściłam Styles'a i zwróciłam się do James'a. Przytuliłam go, dając mu całusa w policzek.

- Dziękuję za wszystko. Będzie dobrze... Z tatą. Wyjdzie z tego - lekko się uśmiechnęłam. - Jest silnym mężczyzną.
- To twoja zasługa. Dlatego chcę żebyś go wzięła...  - wyjął małego miśka. - To jest Elvis i ma dla ciebie mały prezencik -chciałam teraz zobaczyć co skrywa ten malec, ale dłonie przyjaciela mnie zatrzymały. - Zobacz dopiero w samolocie...

- Dziękuję... Jeszcze raz - ponownie przytuliłam przyjaciela. 

Szybko odwróciłam się do Styles'a, bo kończył mi się czas. Objął mnie i pocałował w czoło. 

- Postaram się z nikim nie zabawić - zaśmiał się. 

- Nienawidzę cię... 

Odeszłam w stronę odprawy. Ale zostałam zatrzymana w ostatniej chwili. 

- Daisy. Kocham cię - usłyszałam z ust Styles'a.
Co ja miałam zrobić? Wystraszyłam się.
Uśmiechnęłam się i poszłam dalej.

~•~
Czekam na Wasze komentarze i ★. xx.A
Bardzo Wam dziękuję, że jesteście ;)

Stars|H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz