50.

134 8 1
                                    

- Heej! - usłyszałam od razu kiedy weszłam do pokoju brata. - Przyszłaś.

- Zawsze! Tylko każdy chce cię potrzymać za rękę - puściłam mu oczko. - Jak się czujesz? - był blady. Miał czerwone oczy i sine usta.

- Świetnie! - uniósł się radośnie, co spowodowało, że złapał się za brzuch.

- Ostrożnie - zaczesałam jego włosy do tyłu. - Nie wyglądasz najlepiej...

- Może dlatego, że jestem po ciężkiej operacji...? Wiesz ty pięknością też nie grzeszysz... - znów się zaśmiał, ponownie łapiąc się za bandaże na brzuchu.

Spojrzałam się na niego i ucieszyłam się, że nocna operacja przeszła pomyślnie.

Mój brat przez ostatnie dwa dni, przechodzi trudne operacje, które wymagają dużo czasu i cierpliwości. Po pierwszej operacji Riley obudził się następnego dnia rano. Wszyscy cieszyli się, że otworzył oczy.

Riley'owi zaczęła ciec krew z kącika ust. Wzięłam chusteczkę z szafki i lekko go wytarłam. W momencie brat zwinął się do kolan i zaczął kaszleć.

- Riley?! - wystraszyłam się.

Odchylił się do tyłu i zaczął pluć i dławić się własną krwią.

- Kocham cię Di... - wymruczał.

- Pomocy! - krzyknęłam jak opętana. Wybiegłam z pokoju i ponownie krzyknęłam. - Pielęgniarka! Lekarza! - wróciłam do pokoju i złapałam dłoń brata. - Będzie dobrze. To tylko przejściowe... - próbowałam nas uspokoić.

Ponownie się zaśmiał.

- Kocham was wszystkich...

Sale ogarnęli lekarze i pielęgniarki, a mnie wyprowadzono.

Spojrzałam na Harry'ego, ale kiedy zobaczyłam, że otwierał usta. Machnęłam tylko ręką dając mu znak, że ma dać sobie spokój. Chodziłam w kółko czekając jak wyjdą i powiedzą mi, że "Wszystko pod kontrolą".

Wyszli. Razem z nieprzytomnym Riley'em na łóżku.

- Na blok operacyjny!

- Riley? Riley?! - gdyby nie ręce Styles'a pewnie wspinałabym się na łóżko i zaczęła budzić brata.

Kiedy lekarze i mój brat zniknęli, wyrwałam się z objęć chłopaka.

- Nigdy więcej... Nie dotykaj mnie. Nigdy! - powiedziałam i odeszłam.

Skierowałam się na krzesełka czekających. Napisałam rodzicom, aby przyjechali natychmiastowo do szpitala. Mieli pojechać po rzeczy dla Riley'a.

Usiadłam i czekałam wpatrując się w przestrzeń i hol prowadzący od i do bloku operacyjnego.

Godziny mijały. Przestałam jakkolwiek reagować na rzeczy. Moim obiektem badań wzrokowych był otwór wentylacyjny pod krzesełkami w ścianie obok.

- Dasz radę córeczko? - usłyszałam głuchy głos jakieś kobiety.

Podniosłam głowę do góry i ujrzałam małego chłopca z siostrą, w wieku może dziewięciu lat. Dziewczynka miała rękę w gipsie. Byłam taka zmęczona, żeby ruszyć głowę w kierunku ich matki.

Wpatrywałam się w blond włosy chłopca, jego niebieskie oczy wyglądały tak znajomo...

- Mamo... Przecież zawsze dajemy radę - odpowiedziała dziewczynka.

Nagle bezpośrednio chłopiec spojrzał na mnie.

- Jednak nie tym razem... Będziesz musiała sama sobie poradzić. Mój czas się skończył, ale twój jeszcze nie. Tym razem sama wrócisz do domu, dobrze? - chłopiec dotknął moją dłoni - Musisz się obudzić Daisy.

- Riley? - zapytałam cicho.

- Tego dnia, ani innego... Już nie wyjadę tymi drzwiami.

*

- Daisy? Daisy? Di? - czułam jak ktoś lekko szturcha moją dłoń.

- Tak...? - poruszyłam słabo głową. - Czego chcesz? Nawet nie mów... - zmęczona znów skierowałam głowę na drzwi bloku operacyjnego. - On tak długo nie wyjeżdża...

- Ja właśnie... - spojrzałam na niego z dużymi oczami. - Coś poszło nie tak za pierwszym razem - wyprostowałam się na krześle. - Robili wszystko co w ich mocy.

- Nie kłam. Poczułabym to... - stwierdziłam.

- Chciałbym. Naprawdę...

- Nie... Nie... - kręciłam głową. Co się działo? Nic nie rozumiem. - Jeśli to jakiś żart czy próba to przestań! To nie jest chwila na twoje dziwne... - warknęłam, bo nie mogłam dobrać w tym momencie słów.

- Daisy pękł krwiak w mózgu... Nie dało się go uratować... Tak mi przykro - łzy spływały mi po policzkach.

Poczułam jak chłopak obejmuję mnie i przyciska do siebie. Płakałam w jego ramię, ale tylko przez chwilę.

Ledwo wstałam z miejsca i zrobiłam parę chwiejących kroków, moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Osunęłam się na kolana.

- Riley! - krzyknęłam w kierunku bloku operacyjnego.

Zwinęłam się z bólu i zaczęłam przerażająco szlochać. Nabierałam powietrza, aby móc jeszcze raz wykrzyczeć jego imię, ale ból w sercu był tak straszny, że wykonałam tylko dwa ogromne krzyknięcia, a dalej mogłam tylko cicho krzyczeć. Nagle poczułam jak wspinam się po kimś i mocno ściskam. Wiedziałam, że to nie był Styles.

- On odszedł. Dylan nie ma go...! - płakałam w ramię przyjaciela.

Poczułam jak ściska mnie i trzyma w pewnym uścisku. A ja niszczyłam jego koszulkę. Dylan mnie uspokajał, choć czułam pustkę i nie mogłam zapanować na niczym. Czułam jak głowa pulsuje.

Miałam ochotę wyrwać sobie serce, ból był niezmierny.

~•~
Jak Wasze relacje? Zrobiłam to... Uśmierciłam mojego Riley'a. Nie było go za dużo, ale pokochałam go 😭😭😭
Komentarze i ★ mile widziane. xx.A

Stars|H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz