Część 2

374 28 2
                                    


Przez następny tydzień, co oczywiście nie miało żadnego sensu, jeździłem tylko metrem w nadziei, że ją znajdę, że jakimś cudem znów na siebie wpadniemy. Po sześciu dniach chyba straciłem ostatki nadziei. Nie wiem co w niej było, ale ciągle o niej myślałem. Gdy szedłem na lunch - co lubi jeść? Gdy pracowałem - co robi? Co się ze mną dzieje? Cieszyłem się że mam własną firmę i że nikt nie stoi nade mną z pretensjami dlaczego nie pracuje tylko myślę bzdetach.

W piątek naprawdę miałem już dość. Zamieniłem z kobietą jedno zdanie, jedno, a to wystarczyło by zaabsorbowała wszystkie moje myśli.

Spojrzałem na zegarek. Zajebiście, od dwudziestu minut powinienem być na imprezie promocyjnej. Westchnąłem głęboko. Wyłączyłem komputer i zjechałem na dół windą. Oczywiście moim stałym środkiem transportu stało się metro. Już po kilku minutach wysiadałem przecznice od restauracji.

Wszedłem do środka z zamiarem znalezienia Jav'a, a zamiast go zobaczyłem ją, dziewczynę, która dała mi nadzieję - Elene, bo chyba tak miała na imię. Stała tam w krwisto-czerwonej sukience oparta o bar, rozmawiała z jakimś kolesiem. Już chciałem tam podejść, ale uzmysłowiłem sobie że... Że co? Że podejdę i powiem coś w stylu "hej, mam na imię William, dasz mi numer do swojej przyjaciółki, bo chyba się w niej zakochałem", a później wyobraziłem sobie jak ochrona wywala mnie z imprezy.Trzeba to chyba lepiej rozegrać. No po prosty świetnie! Dobra, raz kozie śmierć, jakoś to pójdzie, bo nie mam zamiaru stracić jedynej szansy na ponowne zobaczenie się z dziewczyną. Ominąłem zgrabnie kilka osób i już stałem przy nich.

-Hej,pamiętasz mnie? - zapytałem żałośnie - Mam na imię William, Elena prawda? - blondynka popatrzyła na mnie jakbym był częścią jakiegoś dowcipu, ale pokiwała głową.

-Cześć, co ty tu robisz? - popatrzyła na swojego towarzysza, a potem teatralnym gestem złapała się za głowę - boże, gdzie moje maniery? To jest Aleks.- powiedziała wspomagając się gestem ręki, a następnie wyszeptała mu coś na ucho. Na jego twarzy z sekundy na sekundę rósł coraz większy uśmiech, aż w końcu nie wytrzymał i wybuchł gromkim śmiechem, spoglądając to na mnie to na nią.

-Na serio? - spytał - to on jest księciem naszej Aurory? - dziewczyna czerwieniąc się pokiwała głową - przepraszam ale zostawię was samych - powiedział ciągle się śmiejąc - zobaczę czy moje krasnoludki uporały się z robotą - i zniknął gdzieś w tłumie.

Zmarszczyłem brwi - Aurora? Krasnoludki? Co? - zapytałem nic nie rozumiejąc.

- Nieważne. - powiedziała uśmiechając się do mnie - Czego się napijesz, bo ja muszę się napić. Wole wrócić urżnięta do pustego domu, niż siedzieć samemu na trzeźwo. Wiec barman poprosimy dwa piwa.- powiedziała wychylając się przez bar.

-Sama, myślałem że Aleks to twój facet.- zdziwiłem się, bo naprawdę wyglądali na parę.

-Tak, ale nie mieszkam z nim, mieszkam z moją przyjaciółką Alice. - Bingo, mam cię kochana.

-Alice?

-Tak, poznałeś ja. - odpowiedziała z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.

-To czemu mówisz że wracasz do mieszkania sama? - jezu, pytania same się ze mnie sypały. Tak chciałem w końcu poznać moją zielonooką piękność.

-Bo jej nie ma, wyjechała tydzień temu - powiedziała upijając łyk piwa a mi mina zrzedła. Ale ze mnie debil. To ja od tygodnia poruszam się dla niej metrem a ona sobie wyjechała. Miałem ochotę nastrzelać sobie po mordzie. - boże jak się ciesze że jutro jest to przyjęcie i musi wrócić. - Mało nie wystrzeliłem z jakimś radosnym okrzykiem. Stop, opanuj się. - A ty w ogóle to co tu robisz?

RozszyfrujOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz