Część 29

159 13 12
                                    

Od dobrych 20 minut patrzę na śpiącą Alice. Gdyby nie to, że brakowałoby mi jej pocałunków, jej śmiechu, jej ciętego, gadatliwego języka to mógłbym tak patrzeć na nią do końca życia i wcale się nie nudzić. Za każdym razem, gdy łaskotałem ją jej czarnym pasemkiem włosów, marszczyła słodko nosek. Naprawdę nie chciałem jej budzić, ale to było silniejsze ode mnie. Dziewczyna wygięła swoje plecy jak kot, któremu jest bardzo wygodnie, a następnie wtuliła się we mnie, kładąc policzek w zagłębieniu mojej szyi, tym samym uniemożliwiając mi bardzo pochłaniającą zabawę. Pocałowałem ją w czubek głowy, a jej oczy zaczęły się powoli otwierać. Niespiesznie, śpiącym wzrokiem rozejrzała się po mojej sypialni. Po powolnym, prawie niewidocznym uniesieniu lewego kącika ust, doszedłem do wniosku, że przypomina sobie wczorajszy. Zaborczo przyciągnąłem ją jeszcze bliżej mojej klatki piersiowej, a jej wzrok skrzyżował się z moim. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Odpowiedziałem jej tym samym.

-Dzień dobry, kochana - wyszeptałem do ucha zielonookiej. - Jak się spało?

-Hmm... wyśmienicie, tylko jakiś pan, który nie mógł się doczekać jak wstanę, zaczął mnie męczyć we śnie - westchnęła - a miałam taki wspaniały sen...

- Niegrzeczny ten pan - wymruczałem uwodzicielskim głosem.

-Bardzo - powiedziała chcąc pocałować mnie w policzek. Odwróciłem lekko głowę, tak by trafiła w usta. Pozytywnie zdziwiona oddała pocałunek. Jak mogłem iść przez całe dotychczasowe życie bez tych ust. Muszę to przerwać, dopóki  mogę. Jeśli się teraz nie odezwę, zostaniemy tu do wieczora. Podgryzając jaj dolną wargę zakończyłem nasze zbliżenie.  

 - Wspaniale się ciebie całuje, ale wiesz, jest już dziesiąta, a na dwunastą mamy być u rodziców Jav'a i nie wiem ile czasu potrzebujesz, a chciałbym jeszcze zrobić pani jakieś śniadanko.

- Źle postąpiłeś, mówiąc mi że umiesz gotować. Teraz się mnie nie pozbędziesz - powiedziała muskając mnie w palcem wskazującym w nos.

-Na to też liczę.

Właśnie skończyłem przygotowywać naleśniki według przepisu mojej babci. Mój dziadek mawiał, że gdyby mógł zakochać się w niej jeszcze raz, to zrobił by to właśnie dzięki nim. Staruszkowie mieli wspaniałe życie, dzięki swojej miłości do siebie. Chciałbym żeby  miłość Alice do mnie była taka jak ich.  A moja? Moja już chyba dawno taka jest.

Szedłem właśnie przez korytarz do sypialni, do wciąż szykującej się dziewczyny, gdy usłyszałem jej lekko podniesiony głos. 

- CO? Nie możesz tego zrobić -chyba rozmawiała przez telefon - śmieszny jesteś. Myślisz, że nikt nie będzie szukał? - roześmiała się bez krzty radości w głosie. Wysłuchała długą odpowiedz rozmówcy - Mogę się przynajmniej nad tym wszystkim zastanowić? Myślisz że rzucisz jakieś hasło, a ja szczęśliwa pobiegnę i zapomnę o wszystkim?! Daj mi tydzień... a i przestań dzwonić do moich znajomych. To nasza sprawa, nie ich. I nie waż się mieszać Willa w tą sprawę. ... tak, tak. - westchnęła - powiadomię cię.

Ja? Co JA miałem z tym wszystkim wspólnego?

Stałem jeszcze ze trzy minuty pod drzwiami po to, by upewnić się, że już nic więcej nie usłyszę. 

Wszedłem do środka i zastałem ją siedzącą na łóżku, tyłem do mnie. Twarz miała schowaną w dłoniach. Przeszedłem pokój i uklęknąłem przed nią. Spróbowałem odciągnąć jaj ręce.

- Coś się stało? - bałem się odpowiedzi.

-Nic się kochanie nie stało - powiedziała z fałszywym uśmiechem. 

Nie zdzierżę takiego gadania, gdy widzę że wcale tak nie jest. Wybuchłem.

-Alice, błagam. Nie pieprz. Mów, o co chodzi?!

-

******

Chyba zrobię sobie przerwę z pisaniem. I tak mało osób czyta.

Myślę, że nikt nie będzie za mną tęsknił.

Ale i tak was kocham!!!

J. K. 

RozszyfrujOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz