Alison POV
Dojeżdżamy do Rosewood. Nie jestem w stanie określić jak się czuję. "Dziwnie" to chyba odpowiednie słowo. Trochę jakbym nie była u siebie. Jestem tutaj drugi raz odkąd wyjechałam. Ale ostatnio zostałam tylko tyle ile musiałam, czyli jakieś czterdzieści minut. I byłam sama. Teraz mam ze sobą rocznego syna, o którego istnieniu wie niewiele osób. Już słyszę te plotki. Po prostu musimy uważać. Ja muszę uważać. Oliver zasnął godzinę temu. Mijamy pierwsze domy. Jest koło południa. To miasteczko ma w sobie tyle spokoju. Nikt się nie spieszy. Ludzie na ulicach są uśmiechnięci. Mimo tego, że jest środek jesieni, świeci słońce. Piękny dzień. Jest naprawdę ciepło. Muszę przejechać przez całe miasteczko, żeby dotrzeć do domu. W sumie to nawet dobrze, rozejrzę się. Kiedy byliśmy koło The Brew, postanowiłam, że zatrzymam się po kawę. Oli dalej śpi. Zostawię go w aucie. To tylko pięć minut, poza tym bardzo prawdopodobne, że w środku jest Ezra, a to najkrótsza droga do tego, żeby Aria dowiedziała się o małym. Uchyliłam okno z przodu, wzięłam tylko portfel i telefon z torebki i wysiadałam. Zamknęłam auto. Wszystkie szyby z wyjątkiem przedniej są przyciemnione, więc nie widać, że ktoś jest w środku. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
W momencie, kiedy przekroczyłam próg uderzył mnie przyjemny zapach świeżo mielonej kawy i cynamonu. Praktycznie nic się tutaj nie zmieniło. Uśmiechnęłam się, kiedy zaczęły mi się przypominać wszystkie spędzone w tym miejscu chwile.
-Witamy w The Brew, na co masz ochotę? - młody chłopak za ladą wyrwał mnie z zamyślenia. Zanim odwróciłam się w jego stronę, już wiedziałam kto to jest. Znałam ten głos.
-Poproszę średnie waniliowe latte, Mike.
-Alison? Nie widziałem cię milion lat! Co u ciebie? Gdzie byłaś ten cały czas? Wszystko w porządku? - młodszy brat Arii zasypał mnie pytaniami. Jak dobrze, że zostawiłam Olivera w samochodzie.
-Zwolnij. Mam za sobą kilka godzin jazdy. Tak, wszystko jest ok, myśle, że można tak powiedzieć. - Nie chciałam wdawać się w szczegóły, ale uśmiechnęłam się do Mike'a. Bardzo się zmienił. Ma dłuższe, zaczesane do tyłu włosy z wygolonymi bokami. Lekki zarost. Wyglada męsko. Ma długie rzęsy, jak Aria. I taki sam słodki uśmiech. - Długo tutaj pracujesz? - Kiedy byłyśmy w liceum, Em pracowała tutaj wieczorami.
-Tak, będzie jakoś półtora roku. Ezra poprosił mnie o pomoc, kiedy Emily - nagle urwał ze zmieszaną miną.
-Rozumiem. Dostanę moją kawę? Ktoś czeka na mnie w samochodzie. - Zrobiło się naprawdę niezręcznie.
-Robi się... - Wymamrotał i poszedł do ekspresu.
Witamy w domu, Alison. Bardzo serdecznie. Pomyslałam i głośno wypuściłam powietrze, unosząc brwi. Jeszcze raz rozejrzałam się po wnętrzu.
-Proszę bardzo. I przepraszam. - Powiedział Mike, kiedy postawił na ladzie moje latte. Nie patrzył na mnie.
-Nic się nie stało. Jestem na to przygotowana. Reszta dla ciebie. - Powiedziałam, podając mu banknot i szybko wyszłam. W aucie, sprawdzając czy z małym wszystko ok, wzięłam łyk kawy. Tęskniłam za tym smakiem. Nigdzie w Nowym Jorku nie piłam tak dobrej kawy. Nie wiem o co chodzi, ale sprawdziłam naprawdę dużo kawiarni.
-Mama! - Spojrzałam w lusterko. Oliver śmiał się do mnie.
-Cześć, śpiochu! Zaraz będziemy na miejscu. - Mówiąc to, zdałam sobie sprawę, że jadę dłuższą drogą. Zrobiłam to zupełnie nieświadomie. Wybrałam drogę około domu Emily. Oliver patrzył przez okno i opowiadał mi kolejną historię, której nie byłam w stanie zrozumieć. Ciekawe czy on kiedyś zrozumie moją historię... Oczywiście chodzi mi o inny poziom zrozumienia. Mimowolnie spojrzałam na jej dom. Na podjeździe nie było żadnego samochodu. Trawnik i część ogrodu, którą można zauważyć z ulicy, jak zawsze zadbane. Ten dom to oczko w głowie jej matki. Pamietam, jak kiedyś zrobiłyśmy sobie piknik na trawniku, myślałam, że Pam dostanie zawału, kiedy zobaczyła, że gnieciemy jej trawę. Drugi raz w tym stanie widziałam ją, kiedy Hanna wylała wiadro czerwonej farby tuż pod ich skrzynką na listy. Myślałam, że padnę ze śmiechu, ale oczywiście musiałam się powstrzymać. W oknie jej pokoju są zasłonięte zasłony.
-Mama! - Oli przerwał moje zamyślenie. Spojrzałam w lusterko.
-Słucham cię cały czas, kochanie.
-Aaamm
-Zaraz wysiadamy. Babcia pewnie zrobiła dla nas obiad. - Skręciłam w ostatnią uliczkę. Przejeżdżamy koło domu Spencer. Wyremontowali stodołę... Wjechałam na podjazd przed moim domem. Zgasiłam silnik i wysiadałam. Otworzyłam drzwi Olivera i odpięłam jego pasy. Ubrałam mu bluzę. Kiedy brałam go na ręce, żeby wyjąć go z samochodu usłyszałam moją mamę. Dosłownie biegła do nas.
-Ali! W końcu jesteście! Daj mi mojego cudownego wnuka! - Powiedziała, a raczej wykrzyczała z radością, jak tylko odwróciłam się z małym. Dałam jej buziaka w policzek na przywitanie i oddałam jej Olivera.
-Cześć, mamuś. - Uśmiechnęłam się, ale ona była zajęta tylko małym, który nie przestawał się śmiać. Zabrała go do domu, a ja wróciłam do auta po nasze rzeczy. Kiedy chciałam wyjąć z bagażnika drugą walizkę, ktoś złapał mnie z tyłu i mocno przytulił.
-Dobrze cię widzieć, mała! - Powiedział mój brat. Słyszałam szczerą radość w jego głosie. Ostatnio rzadko się widywaliśmy, ze względu na pracę nie mógł przyjeżdzać do Nowego Jorku tak często, jak kiedyś.
-Jason! Tęskniłam! - Odwróciłam się i przytuliłam go mocno. Kiedy byłam w liceum, mieliśmy dziwną relację. Ale jak tylko skończyłam szkołę wszystko się zmieniło. Bardzo zżyliśmy się w wakacje po moim liceum. Jason przestał traktować mnie jak gówniarę. Kiedy byłam w ciąży, mieszkał ze mną przez kilka ostatnich miesięcy. Mimo wszystko nie odważyłam się powiedzieć mu prawdy o Oliverze. Może pora to zmienić...
-Zostaw te walizki, ja wszystko rozpakuję. Przyjechałaś na rok? - Zaczął się śmiać widząc ilość rzeczy, jakie mam w bagażniku.
-Ja nie. Moja jest tylko jedna. Ale Oliver jest świetnie zaopatrzony we wszystko czego może potrzebować w ciagu najbliższych kilku miesięcy.
-Dla mnie bomba, wiesz, że kocham go jak własnego. - Jason uśmiechnął się, wypakowując wózek Olivera.
-Wiem. Ale umarłabym z tęsknoty i smutku.
Wzięliśmy nasze rzeczy i weszliśmy do domu. Stanęliśmy zdezorientowani w korytarzu. Najpierw przez salon przebiegł śmiejący się Oliver. Całkiem nagi. Za chwilę tą samą trasą przebiegł nasz tata z czystym pampersem w ręce i skupioną miną. Już wiedziałam o co chodzi. Oli ma ostatnio taką ulubioną zabawę, która polega na tym, że kiedy ktoś zmienia mu pieluchę, czyli ja albo Cece, wyrywa się i ucieka. Mama stała po drugiej stronie salonu. Stała to za dużo powiedziane. Śmiała się tak, że ledwo trzymała się na nogach. Złapałam Olivera, kiedy robił kolejne okrążenie.
-Co się tutaj dzieje?
-Mówiłaś, że chodzi, ale nie mówiłaś, że biega jak szalony! Ostatni raz, kiedy go przebierałem nie próbował uciekać, ani kopać mnie w twarz! -Dobiegł do nas mój tata.
-Mówiłam Ci, żebyś poczekał na Alison. - Mama nadal się śmiała.
-Trzeba było go przebrać. Cześć, Ali. - Tata pocałował mnie w policzek.
-Hej, hej. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam na mojego syna. - Ostatnio to jego ulubiona zabawa. Ubiorę go i zaraz zejdziemy na dół. Jason, mógłbyś...
-Jasne. Która jest jego? - Kochany, nie musiałam nawet kończyć.
-Ta największa i ta mniejsza srebrna. - Powiedziałam, idąc na górę. Weszłam do swojego pokoju. Fala wspomnień. Ciepłych, przyjemnych wspomnień. Dobrze tutaj być. Prawie nic się nie zmieniło. Niedaleko mojego łóżka pojawił się kojec dla małego i nowa szafka z szufladami, jak się domyślam, na jego rzeczy. Moi rodzice są kochani. Wsadziłam na chwilę Olivera do kojca i usiadłam na łożku, czekając na Jasona. Kiedy przyszedł z walizkami, wyjęłam chusteczki, pieluchy, kocyk i ubrania dla małego. Wybrałam szary kombinezon z białym printem i jeansową kamizelkę. Wzięłam też szaro-czarną czapkę i jego czarne ray-bany, bo wiedziałam, że po obiedzie wyjdziemy na dwór. Ubrałam go i zeszliśmy na dół. Tata i Jason siedzieli już przy stole, mama przyniosła ostatnie talerze i też usiadła. Wszyscy na tych samych miejscach, co zawsze. Na moim stałym miejscu, obok Jasona, posadziłam Olivera i sama usiadłam po jego drugiej stronie. Podczas obiadu wszyscy byli zajęci małym. Uwielbiają go. Cieszę się, że zdecydowałam się tutaj przyjechać. Nie sądziłam, że to sprawi im tyle radości. Jadłam spokojnie, bo mój brat chciał nakarmić Oliego. Wszyscy słuchaliśmy historii, jakie opowiadał mój syn. Rodzice nawet wdali się z nim w dyskusję. Czuję się tutaj tak spokojnie. Ale tylko w domu. Kiedy z Jasonem wyciągaliśmy rzeczy z auta, byłam spięta. Muszę się przyzwyczaić.
Po obiedzie wyszliśmy na dwór. Usiedliśmy na ławce w ogrodzie, piłam kawę razem z mamą, a tata i Jason biegali za Oliverem.
-Ali, wszystko u was dobrze?
-Skąd to pytanie? Dzwonisz trzy razy w tygodniu, jesteś na bieżąco. Poza tym widzisz, jak szczęśliwy jest mały. Ma tak zawsze. Nie przestaje się śmiać. Nie pamietam kiedy miał gorszy dzień. Ostatnio chyba jak rosły mu zęby.
-To dobrze... Po prostu jesteś trochę nieobecna. Widzę, że coś cię martwi. - Mama spojrzała na mnie z zatroskaną miną.
-Daj mi się przyzwyczaić. Nie byłam tutaj bardzo długo. Wszystkie wspomnienia do mnie wracają. Wszystkie sytuacje, ludzie, rozumiesz? Poza tym Oli jest tutaj ze mną. Ludzie będą pytać. Szeptać. Rozmawiać o nim. Wszyscy pamietają, że byłam z Emily tak długo. I nagle przyjeżdżam z rocznym dzieckiem. Oni ciagle żyją obrazem Ali plus Em, a nie Ali plus nikomu nie znajome dziecko... - Śledziłam wzrokiem Olivera, którego Jason podnosił i pomagał mu "kopać" piłkę do mojego taty.
-Które wygląda jak Emily. - Gwałtownie obróciłam głowę w stronę mojej mamy, która patrzyła na mnie, unosząc jedną brew do góry. Wiedziałam, że widzi strach w moich oczach. Nie spodziewałam się tego.
-Co masz na myśli? - Co za durne pytanie. "Co masz na myśli"? Serio Alison? Mentalnie spoliczkowałam się za głupotę, biorąc duży łyk kawy.
-Dokładnie to, co powiedziałam. - odparła moja mama spokojnie. - Oliver wyglada, jakby był jej synem. Jedyne, co sprawia, że jest podobny do ciebie, to jego zachowanie.
-I nos, ma taki sam nos jak ja! - Kolejny policzek. Moja linia obrony to jakiś żart. Kiedy straciłam zdolność do kłamstwa?
-Dlaczego powiedziałaś "ma taki sam jak ja", a nie "ma mój"? - Widziałam dokąd to zmierza. Chyba nie doceniałam mojej matki. Nie wywinę się.
-Długo zbierałaś się do tej rozmowy? - Próbowałam zapanować nad moim głosem, ale nie wychodziło mi to najlepiej.
-Odkąd się urodził. Coś ty zrobiła, Alison... Nie zrozum mnie źle, pokochałam go od pierwszych sekund jego życia. Tak samo tata i twój brat. Ale zastanawiałaś się nad tym, jakie ta decyzja ma konsekwencje dla niego? Jakie konsekwencje ma dla Emily? Czy ona w ogóle jest świadoma tego, że ma syna? To znaczy, domyślam się, że jest świadoma. Przecież musi być tego świadoma, dzieci nie biorą się z powietrza. - Czuję, jak narasta we mnie stres. Nie mogę tego słuchać. Muszę to przerwać. Muszę opowiedzieć jej całą historię. Tylko tak będzie w stanie to zrozumieć. Najwyżej wyjedziemy szybciej niż planowaliśmy... Skoro już domyśliła się prawdy, niech zna ją całą... Ale nie teraz. Nie dam rady.
-Mamo. Możemy porozmawiać o tym wieczorem? Kiedy Oli będzie spał? Chcę, żeby Jason i tata też byli przy tej rozmowie.
-Ale... - Zbiłam ją z tropu.
-Mamo, proszę.
-Dobrze, Alison.
-Pójdę z Oliverem do sklepu. Kupić coś do domu? - Muszę zapalić. Nie robię tego często. W zasadzie robię to tylko w takich sytuacjach, jak ta. Muszę kupić papierosy.
-Nie, kochanie. - Mama chyba zrozumiała, że chcę być przez chwilę sama. Doceniam, że nie naciska. Wzięłam mój telefon i poszłam po Olivera. Kiedy wyszliśmy na chodnik, Oli chciał iść sam. Jest spokojnie, nie jeżdżą samochody, więc mu pozwoliłam. Szliśmy ulicą, Oli co chwile kucał zainteresowany czymś na ziemi, wiec nasz mały spacer się wydłużał. Kiedy wracaliśmy zrobiłam mu zdjęcia i wrzuciłam je na instagram.Taki jestem szczęśliwy u babci. 👶🏽😃🕶 #cutekid #rayban #Oliver #bestkidever #littleboy #littlemodel
***
Moi drodzy.
Zauważyłam, po wyświetleniach, że zgromadziła się tutaj pewna grupa osób, która regularnie czyta moje rozdziały. Bardzo się cieszę. :) Jeżeli macie jakieś sugestie, pomysły, uwagi, konstruktywną krytykę, albo po prostu Wam się podoba - dajcie mi znać! Uwierzcie, że to bardzo motywujące i budujące.
Póki co rozdziały pojawiają się często, ale nieregularnie. Zastanawiam się czy jakoś to usystematyzować. Możemy ustalić na przykład dwa rozdziały w tygodniu. Tak będzie Wam wygodniej? Czy niech zostanie m tak, jak jest, że po prostu wrzucam, kiedy mam wenę i czas?
Dajcie znać.
I czytajcie dalej! :)