Alison POV
Słyszę ruch dookoła mnie. Teoretycznie dociera to do mnie. Teoretycznie.
-Cześć. - Jedno krótkie słowo wyrwało mnie z zamyślenia. Jej głos. Moje ciało przeszedł dreszcz. Powoli podniosłam głowę.
-Emmy... - To było tak naturalne. Nie mogłam powiedzieć do niej inaczej. Widzę, że lekko zbiło ją to z tropu. Na ułamek sekundy jej mimika się zmieniła. Bardzo szybko nad tym zapanowała. Zmieniła się, już teraz mogę to powiedzieć.
-Alison. - Jej chłodny ton sprawił, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Zresztą nawet nie wiem co mam jej powiedzieć. "Przepraszam, kocham cię, zapomnij o wszystkim i bądźmy razem. A przy okazji, jak już sobie tak gadamy - mamy roczne dziecko"? Co za bzdura... Mentalnie się spoliczkowałam.
-Co tutaj robisz? - Myślę, że zorientowała się, że jeżeli to ja mam odezwać się pierwsza, możemy tak siedzieć cały dzień. Co swoją drogą jest bardzo kuszącą propozycją... Alison, stop. Ogarnij się.
-Ja... Przyjechałam na kilka dni do domu. Rodziców. Tak, zobaczyć rodziców. Moja mama naciskała, wiesz. I odpocząć. - Czy ja jestem nienormalna? Nie potrafię złożyć zdania. Idiotka...
-Odpocząć. Tak. Znikanie, uciekanie, ukrywanie się, to musi być bardzo męczące. - Zdecydowanie się zmieniła. Nie podoba mi się przebieg tej rozmowy. Mimowolnie uniosłam brwi. Emily przekręciła głowę na bok, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Czeka na odpowiedź.
-Emily, to nie tak. - Przeczesałam palcami swoje włosy, odgarniając je do tyłu. Jej wzrok pali. Zamknęłam na chwile oczy. - Są rzeczy... I ludzie są. O których nie masz pojęcia. I, Emmy, musisz wiedzieć, że sprawy nie zawsze są takimi, na jakie wyglądają.
-Co masz na myśli? - Otwierając oczy, zauważyłam, że Emily marszczy czoło. Powoli wypuściłam powietrze.
-Po prostu miej to na uwadze. W przyszłości. A co ty tutaj robisz? - Brawo Alison. W końcu udało złożyć ci się logiczne zdanie. I w dodatku lekko zmieniłaś temat.
-Skąd wiesz, że tutaj nie mieszkam... Ah no tak, stalkujesz Hanne na instagramie. - Instagram. Zrobiło mi się gorąco. Zdjęcia Olivera. Czy ona je widziała? - Coś nie tak? - Zauważyła panikę na mojej twarzy. Przy niej nie umiem zapanować nad mimiką. Shit.
-Nie. Wszystko w porządku. I nikogo nigdzie nie stalkuję.
-Nie kłam, nie lubię tego. - Po raz pierwszy Em odwróciła na chwilę wzrok. Czuję się jak w pułapce.
-Naprawdę nikogo nie stalkuję. Owszem, znam jej profil i stąd wiem, że mieszkacie razem w Nowym Jorku. I tyle. - Przynajmniej jestem w stanie normalnie mówić. Znów spojrzała mi w oczy. Nie powiedziała ani słowa. Nawet kiedy Ezra przyniósł nam nasze ulubione kawy, których wcale nie zamawiałyśmy. Jest kochany. I zmieszany.
-Alison, powiedz mi. Dlaczego? Czego ci brakowało? Czego nam brakowało, Ali? - Z każdym jej słowem czuję coraz większy ból w klatce piersiowej. Znów ma tak smutne oczy, jak wtedy. Wzięłam łyk kawy, żeby nie musieć odpowiadać od razu. Ale ona czeka.
-Emmy... To wszystko nie tak.
-Nie tak? A jak? Jak inaczej? Chcę tylko wiedzieć dlaczego mnie zdradziłaś. - Opuściłam wzrok. Nie mogę znieść widoku tego żalu w jej spojrzeniu. Rozmowa z rodzicami, z dziewczynami, to przy tym nic. - Nie rób tego samego po raz drugi. Wtedy nie byłam w stanie tego drążyć. Teraz muszę znać odpowiedź.
-Em... - Schowałam twarz w dłoniach. Co mam jej do cholery powiedzieć...
-Słucham, Alison.
-To się nigdy nie wydarzyło.
-Przepraszam? - Odważyłam się na nią spojrzeć.
-To się nigdy nie wydarzyło, Emmy. Nie zdradziłam cię. Nigdy. - Powtórzyłam, patrząc jej prosto w oczy. Ona bije się teraz z myślami. Zawsze wtedy tak zabawnie marszczy brwi. Oliver robi to samo, kiedy czegoś nie rozumie, albo kiedy chce zrobić coś, ale wie, że nie może. Delikatnie się uśmiechnęłam widząc znajomy wyraz twarzy.
-Co cię rozbawiło?
-Nic... Przepraszam. - Powiedziałam zmieszana.
-Śmiało, słucham.
-Twój wyraz twarzy. Zawsze masz taki, kiedy zastanawiasz się nad czymś, co nie do końca rozumiesz.
-Moje wszystkie "zawsze" mają dwuletnią dziurę. Przez ciebie. I teraz mówisz mi, że to wszystko było kłamstwem? Dlaczego to zrobiłaś? Jeżeli nie chciałaś już ze mną być, mogłaś powiedzieć mi to w normalny sposób. - Kiedy ona stała się taka pewna siebie... Jakby doskonale ją rozumiem. Nie podważam tego, co mówi. Po prostu ona nigdy nie mówiła w ten sposób. Nigdy nie była tak otwarta. To też się zmieniło.
-Nigdy nie było momentu, w którym nie chciałam z tobą być. - Nie mogę jej okłamać. Po pierwsze od razu będzie o tym wiedziała i to tylko pogorszy sytuację. Po drugie - nie chcę już dłużej tego robić. - Zrobiłam to, żeby cię chronić. Nie miałam wyjścia. Ktoś postawił mnie pod ścianą, Emmy. Stawką było twoje życie.
-Słucham? - Szeroko otworzyła oczy. Jest w szoku.
-Wiesz, że nie kłamię. Musiałam sprawić, żebyś odeszła. Ten sposób był drastyczny, ale skuteczny. "Wyszłaś i nie chciałaś wracać". To był warunek. Dokładnie tak brzmiał. - Kontynuowałam, kontrolując jej reakcje. Nie zmieniła się za bardzo. Em nadal siedzi z szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami.
-Mów dalej... - Wyrwała mnie z zamyślenia.
-Ta osoba, do dziś nie wiem kto to był, wysyłała mi wiadomości od jakiegoś czasu. Wiedziała o nas wszystko. Była odpowiedzialna za "wypadki", które zdarzyły się w tamtym czasie... - Łzy płynęły po moich policzkach. Zorientowałam się dopiero, kiedy zaczęły kapać na moje dłonie. Wytarłam twarz. - Tamte dwa zabójstwa z przed dwóch lat. Mój pobyt w szpitalu. Twoje jajeczka...
-Co?! - Krzyknęła nagle. - Ty wiedziałaś, że to nie był zbieg okoliczności?! Wypadek?! Nic mi nie powiedziałaś?! - Emily wstała gwałtownie. Jej krzyk jest nie do zniesienia.
-Usiądź, uspokój się, proszę. - Powiedziałam cicho. Em się zawahała. Ona nie może teraz wyjść. - Proszę, Emmy.
-Nie mogę w to wszystko uwierzyć, Alison... Nie chcę. - Opadła na kanapę. Oparła łokcie na swoich udach I schowała twarz w dłoniach. Zaraz zwymiotuję.
-Mów dalej. - Powiedziała nie patrząc na mnie.
-Nie mogłam powiedzieć o tym nikomu. Ta osoba, groziła, że wszystkich, którzy będą wiedzieli zabije. Później przyszła ta wiadomość. Spanikowałam. Musiałam to zrobić i...
-Dlatego zachowywałaś się tak dziwnie? - Podniosła głowę. Ma łzy w oczach. To cholernie bolesne.
-Tak. I musiałam zniknąć po wszystkim. Wyjechałam do Nowego Jorku. I jest jeszcze coś o czym powinnaś wiedzieć... - Zawahałam się na moment. Odwróciłam wzrok.
-Ali. Nie dziś. - Zamknęłam oczy. Czuję jak napływają do nich łzy. - Wchodząc tutaj, pomyslałam, że jeżeli nie teraz, to nigdy. Chciałam wiedzieć dlaczego to zrobiłaś. Tutaj dowiedziałam się, że wszystko, w co kazałaś mi wierzyć przez tak długi czas, było kłamstwem. Nie masz pojęcia przez co przeszłam. Nie wiesz jak wyglądałam. Nie wiesz co się ze mną działo. Nie wiesz, bo cię przy mnie nie było. Podałaś mi powód. Opowiedziałaś historię. Skąd mogę wiedzieć czy mam w nią wierzyć?Łzy płynęły mi po policzkach. Takich słów bałam się najbardziej. Nie wiem jak zachowałabym się na jej miejscu. Wiem, że to wszystko wydarzyło się naprawdę i że nie miałam wtedy wyboru.
-Ali. Spójrz na mnie. - Powoli otworzyłam oczy. Wytarłam łzy. Minęła chwila, zanim znów widziałam wyraźnie. - To wszystko jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Wszystko, co ułożyłam sobie w głowie, zostało wywrócone do góry nogami. Byłam w miejscu, w którym byłam w stanie ci wybaczyć. Teraz znów nie wiem co powinnam zrobić. - Widziałam zagubienie w jej oczach.
Tak bardzo chcę ją przytulić. Chcę, żeby ona przytuliła mnie. Jak kiedyś. Żeby powiedziała, że wszystko będzie dobrze i żeby tak było, chociaż przez chwilę... Ona nie przeżyje wiadomości o Oliverze. Zabiję ją tym. Po raz drugi. Nie mogłam kontrolować swojego ciała ani emocji. Spanikowałam. Wpadłam w histeryczny płacz. Zupełnie zignorowałam to, że jesteśmy w miejscu publicznym. Po prostu płakałam. Wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewałam. Poczułam, że siada obok mnie. Poczułam jej ramie, którym przyciągnęła mnie do siebie. Poczułam jej dłoń w moich włosach. Oparła głowę na mojej.
-Spokojnie, Ali. - Nie powiedziała nic więcej. Po prostu czekała, aż się uspokoję. Nie wiem ile to trwało. Tak było po prostu dobrze. Normalnie. Naturalnie.Kiedy byłam już w stanie oddychać normalnie, wyprostowała się i spojrzała na mnie łagodnie. Kiedy zabrała ręce, kiedy się trochę odsunęła, poczułam pustkę.
-Jedźmy w jakieś bardziej... prywatne miejsce. Zmieniłam zdanie. Chcę teraz wiedzieć wszystko, co powinnam. Jednak wolę wszystko na raz. - Nie mam już odwrotu.
-W porządku. - Powiedziałam powoli. - Ale najpierw chodźmy nad rzekę. Najpierw zapomnijmy trochę na chwilę. Prawdopodobnie nigdy więcej cię już nie zobaczę. Proszę.
-Okeej... - Powiedziała bardzo niepewnie. Znów zmarszczyła brwi w ten śmieszny sposób. - O co ...
-Proszę.
Minęło kilka minut, zanim odezwała się znów. Nie spuszczała wzroku z moich oczu, jakby chciała wyczytać z nich o co może chodzić.-W porządku, Ali. Chodźmy.