Hanna POV
Ughh... Wszystko szło tak dobrze. Od samego rana obserwowałyśmy dom Ali. Najpierw jej mama zniosła Olivera na dół, dopiero później obudziła się Alison. Tutaj prawie wpadłyśmy, ale na szczęście Spencer miała cały czas na oku jej okno. I później poszli na ten spacer. Ali, mały i Jason. My za nimi, oczywiście. I było tak dobrze. Usłyszałyśmy dużo rzeczy. Oliver ma rok. Alison jest matką Olivera. Emily nie wie o Oliverze. Alison nie zdradziła Emily! To by tłumaczyło to, co powiedziała mi w nocy przed swoim zniknięciem... Mówiła to wszystko Jasonowi, chyba by go nie okłamała... No i właśnie tą myśl przerwał mi wypadający z moich rąk telefon, po tym jak zahaczyłam nogą o jakiś korzeń. Nawet nie zdążyłam spojrzeć na Spencer. Wcześniej zobaczyłam Jasona.
-Hanna? Spencer? Co wy tu... Czy wy nas śledzicie?!
-Oczywiście, że nie! Po prostu wyszłyśmy pobiegać. - Wyprostowałam się i zrobiłam kolejny skłon. - Rozciągamy się teraz, wiesz.
Jason podniósł jedna brew do góry. Spencer uderzyła otwartą dłonią w swoje czoło. Ok. Mamy problem.
-Chodźcie ze mną. - Powiedział, łapiąc nas za ramiona. Poczułam się jak wtedy, kiedy byłyśmy w szkole a on już był studentem. Jak gówniara przyłapana na czymś totalnie infantylnym dla niego. Ugh nienawidzę się tak czuć. Ani teraz ani wtedy. Nie miałyśmy wyjścia. Wyszłyśmy z nim zza drzew. Zobaczyliśmy Alison trzymająca Olivera na rękach. Była przerażona. Kiedy zorientowała się, że to my, na jej twarzy dodatkowo pojawiło się zdziwienie. Ale nadal była przerażona.
-Co wy tutaj robicie?
-Ciebie też miło widzieć, Alison. - Dopiero widząc ją z tym małym na rękach, tak blisko, uzmysłowiłam sobie, że to nie tylko zabawa. To nie jest gra, w której nagrodą jest odkrycie tajemnicy. To nie pieprzony serial, gdzie w finałowym odcinku wszystko wychodzi na jaw. To syn Emily. W prawdziwej rzeczywistości. I ona nie ma o tym bladego pojęcia. Czyli teoria o jajeczkach, o której mówiła Spence, jest prawdziwa. Tylko jak do cholery zrobiła to za jej plecami... Co za suka. Z drugiej strony poczułam jakiś dziwny rodzaj ulgi. Trochę się ucieszyłam, że ją widzę. Nie do końca potrafię ogarnąć istnienie tego małego, ale jest totalnie przepiękny.
-Chyba musicie porozmawiać... - Powiedział powoli Jason, przerywając niezręczna ciszę. Myślę, że Spencer jest spraliżowana. Stoi tylko i przenosi wzrok z Alison na Olivera i w drugą stronę.
-Teraz to już chyba nieuniknione. - Westchnęła Alison, podając Olivera Jasonowi. - Zabierzesz go do domu?
-Jasne.
-To syn Emily? - Wypaliłam bez zastanowienia, Alison i Jason gwałtownie spojrzeli w moją stronę.
-HANNA! - Spencer odzyskała mowę, w samą porę.
-No co... Po to tu jesteśmy.
-W porządku, Spencer. Zaraz wam wszystko wyjaśnię. - Powiedziała Ali, po czym pocałowała Olivera w nosek. W jej głosie słychać było zrezygnowanie. Oliver roześmiał się głośno i pomachał na pożegnanie.
-Jest uroczy.
-Tak, to prawda.
-Zupełnie jak Em. - Nie mogłam się powstrzymać.
-HANNA! - Jeżeli to wszystko co będzie mówiła dziś Spencer, to przysięgam, że w drodze powrotnej ją zabiję i upozoruję wypadek.
-Po prostu chodźmy do The Brew. - Powiedziała Alison nie patrząc na nas.Emily POV
Miałam się wyspać, a znów nic z tego nie wyszło. Sączę moje americano, głośno słuchając muzyki. Nie zostało mi już dużo drogi. Okolica wyglada coraz bardziej znajomo. To był bardzo dobry pomysł - wyrwać się na chwilę z Nowego Jorku. Z każdym przejechanym kilometrem czuję coraz większy spokój. Spodziewałam się innych emocji. Wspomnienia wracają, przelatują mi przez głowę niczym krótkie filmy, ale nie bolą mnie. Wracam do mojego bezpiecznego miejsca. Ulice są praktycznie puste. Muzyka, kawa i mój czerwony Mustang. Jest pięknie.
Kiedy minęłam tabliczkę informująca o tym, że właśnie przekraczam granice Rosewood, uśmiechnęłam się do siebie. Jestem niedaleko rzeki. Mimowolnie zwolniłam. Niezliczoną ilość razy pływałam w niej nago z Alison. Przyjdę tutaj później. To chyba kolejny etap oczyszczenia... Jakiś chłopak chce przejść na drugą stronę, przepuściłam go. Zauważyłam, że trzyma na rękach małego chłopca. Kiedy był na wysokości mojej maski, odwrócił do mnie twarz. Jason. Oh, czy naprawdę musi być pierwszą osobą, która widzę w Rosewood? I co to za dziecko? Widzę tylko, że to chłopiec, Jason trzyma go tyłem do mnie. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Był wyraźnie zmieszany. Nie dziwi mnie to. Tak właśnie wyglądają nasze spotkania, odkąd zniknęła Ali. Próbowałam w pewnym momencie dowiedzieć się gdzie jest, ale cała jej rodzina utrzymuje, że nie ma pojęcia. Nie wiem czy mogę w to wierzyć. Powoli ruszyłam. Czyje to dziecko... Pewnie kolejny ciemny sekret rodziny DiLaurentis, zaśmiałam się pod nosem. Nie powinnam być sarkastyczna w tej kwestii, ale nie mogę się powstrzymać. Dojechałam do domu. Po przywitaniu się z mamą, wysłuchaniu serii komplementów na temat tego, że dobrze wyglądam, że ten mój piękny uśmiech i tak dalej... Wzięłam szybki prysznic. Mama wspominała coś o kawie. Ale myślę, że pójdziemy do The Brew, wiem, że Ezra tam dziś jest, stęskniłam się za tym miejscem i za nim. Ubrałam skórzane, czarne rurki, biały, długi tank top z nadrukiem, i skórzaną ramoneskę. Do tego czarne, krótkie conversy. Pomalowałam się i wysuszyłam szybko włosy. Zostawiłam je rozpuszczone, lekko pofalowane.
-Emmy, jaka ty jesteś chuda! Dopiero w tych spodniach to widać! - Krzyknęła moja mama, kiedy schodziłam po schodach.
-Mamo, tyle razy prosiłam, nie nazywaj mnie tak. - Mimowolnie przewróciłam oczami. Alison zawsze tak do mnie mówiła. - Poza tym nie jestem chuda. Owszem, jestem szczupła, ale myślę, że nadal wyglądam zdrowo.
-Przepraszam, kochanie. - Była wyraźnie zmieszana, doskonale wie o co mi chodzi. - Mogłabyś trochę jednak przytyć... Na długo zostajesz?
-W poniedziałek muszę być na spotkaniu po południu. Myślę, że wyjadę rano. Jesteś gotowa?
-Tak, tak, możemy jechać. Myślałam, że zostaniesz dłużej. - Powiedziała ze smutkiem w głosie, zamykając za nami drzwi.
Wsiadłam do samochodu i założyłam swoje czarne ray bany, jest naprawdę słoneczny dzień. Odpaliłam silnik i kiedy mama wsiadła do auta, ruszyłyśmy do mojej ukochanej kawiarnii.
-Mamo to ważne spotkanie, jedno z ostatnich. Zaraz pokaże ci projekty, plany, wszystko ci opowiem.
-Emily, jestem z ciebie naprawdę dumna. Bardzo się cieszę, że w końcu ruszyłaś z miejsca. Tak bardzo się martwiłam, że...
-Mamuś. Nie rozmawiajmy dziś już o tym. Cieszmy się tym, co jest teraz. - Co miałam jej powiedzieć? Że jestem w stanie jej wybaczyć? Że chciałabym ją zobaczyć? Mojej mamie? Która zanosiła mnie na własnych rękach do łóżka, kiedy z wycieńczenia nie miałam siły wstać z podłogi w łazience? Która wycierała mi z twarzy krew, która leciała mi z nosa po tym, jak zemdlałam pod prysznicem? Kobiecie, która przez dwa lata opiekowała mną, jakbym była chora. Ona nienawidzi Alison. Przez te dwa lata karmiła swoją nienawiść widokiem mnie, praktycznie nie żyjącej. Ona nigdy nie będzie w stanie jej wybaczyć.
-Jak sobie życzysz, słonko. - Uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Widziałam łzy w jej oczach, ale nie chciałam drążyć tematu. Kiedy weszłyśmy do The Brew, Ezra stał za barem.
-Witam mojego ulubionego szefa! - Krzyknęłam z radością w głosie.
-Eeee Emily. Co-co ty tu - Ezra urwał w połowie zdania. Stał po prostu z otwartymi ustami i gapił się na mnie. Był smutny. I był... przestraszony? Przeniósł wzrok za mnie, dosłownie na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żebym zauważyła.
-O shit... - Usłyszałam, kiedy odwracałam głowę w tamtym kierunku. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, jednocześnie przez moją głowę przeleciało milion myśli. Czy to głos Spencer? Niemożliwe. A jednak. Skąd ona się tu wzięła? Hanna. O co chodzi? O Boże... Nie mogę oddychać. Czuję, jakby moje serce się zatrzymało.