Harry wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego nie uprzedzając pani Pomfrey. No dobrze, może lepszym określeniem będzie "czmychnął". Ale przecież nie biegł, więc... Wyszedł.
Wcześniej miał zamiar iść po wizycie w skrzydle do Cho, ale teraz nie był już taki pewny. W jego głowie narodziły się wątpliwości.
Rozrywany od środka podszedł pewnej ściany, skupił się, i trzy razy przeszedł wzdłuż niej. Gdy podniósł wzrok, zamiast ściany były wielkie, mosiężne wrota.
Nie zastanawiając się zamaszystym ruchem otworzył je i wszedł do Pokoju Życzeń. Nie bał się, że ktoś mu przeszkodzi, bowiem wyraźnie zażyczył sobie, by Pokój nie wpuszczał nikogo nieproszonego- czyli w tej sytuacji wszystkich. Nawet Cho.
Cały czas myślał o zaistniałej sytuacji w Skrzydle. Z jednej strony namawiał się, by po prostu o tym zapomnieć i wrócić do Cho. Tak, genialny plan. Był tylko jeden, mały problem- mianowicie n i e c h c i a ł zapomnieć. Co więc uczynić? Dopiero teraz zauważył, gdzie się znajduje- to były szkolne błonie. Oczywiście był tam sam, co było lekko nienormalne i rozpraszające. Chłopak rozglądnął się i po chwili namysłu usiadł pod pierwszym lepszym drzewem.
Po czym uznał, że nie wytrzyma nawet godziny.
***
-Nie ma go- upewniła się Hermiona. Ron tylko kiwnął ze znudzeniem głową. Po raz... Piąty?
-No przecież mówię- wybuchnął.
Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście i nieco się cofnęła. Niestety zapomniała, że jedzą obiad w Wielkiej Sali i spadła z ławy na plecy. Jęknęła cicho i podciągnęła się do pozycji siedzącej, po czym z trudem wstała i usiadła ciężko na miejscu obok Weasley'a.
-Nic mi nie jest!- zapewniła szybko, widząc zaniepokojone spojrzenie Rona. W przeciwieństwie do niego bliźniacy wręcz się dusili ze śmiechu. No, ale to byli oni. Jak tu ich winić?- Więc tak- podjęła.- U Cho go nie ma, tak?- Ron spojrzał na nią wzrokiem "To pierwsze miejsce, które sprawdzałem".- Nie ma- zgodziła się potulnie.- Pokój życzeń?- podsunęła.
-Sprawdzałem tam- odparł Ron.- Nie mogę się dostać.
Hermiona kłapnęła się dłonią w czoło.
-Co znaczy, że tam jest- zauważyła, choć ledwo powstrzymywała się od chichotu.-Logika. Pomyśl trochę, Ronaldzie!
Ron przewrócił oczami.
-Czyli z Pokoju go nie wyciągniemy- powiedział.
-Nie mamy szans- przyznała Gryfonka.- Pozostało czekać...
W tej samej chwili zauważyła sowę lecącą w ich stronę. Nie miała pojęcia, kogo mogła być- była cała brązowa z "nadpalonymi" końcówkami piór. Jej oczy były przerażajaco złote. Gdy sowa wyładowała obok niej, zdziwiła się jeszcze bardziej widząc, że nie niesie zwykłego listu: w nodze trzymała już lekko pogniecioną kartkę.
Hermiona patrząc podejrzliwie na ptaka ostrożnie wzięła ją i rozprostowała, wciąż nie spuszczając z wzroku z zwierzęcia, które posłusznie odfrunął. Dopiero wtedy dziewczyna pozwoliła sobie spojrzeć na tekst.
Na papierze było tylko jedno zdanie- "Ginny się obudziła".
Hemiona rozpromieniła się i pociągnęła za sobą Rona, który o mało nie walnął w siedzącego obok Neville'a.
-Chodź! -zawołała radośnie, nic mu jednak nie wyjaśniając. Ron chcąc nie chcąc ponuro podążył za Hermioną, nawet nie próbując się dowiedzieć, o co chodzi- zdawał sobie sprawę, że to i tak nic nie wskóra. Zdziwił się, gdy zauważył, że poruszają się w stronę Skrzydła. Czyżby dziewczyna nabrała ochoty na kolejną wizytę Ginny? Ale czemu tak nagle? Czy to nie mogło zaczekać?
Z coraz większym zainteresowaniem szedł za Hermioną do Skrzydła, wciąż jednak trzymając się tego, że co by się działo, nie zapyta jej po co tam idą. Zresztą, wiedział. Przynajmniej tak myślał. Jednak kiedy doszli do drzwi, za którymi znajdował się cel ich krótkiej podróży poczuł, że to nie będą zwykłe odwiedziny u Ginny. Więc co?
Nagle przeszył go dreszcz. Czyżby ktoś jeszcze znalazł się w skrzydle? Nie, to nie pasuje. Hermiona była szczęśliwa, gdy się o tym dowiedziała. A może coś się stało Malfoyowi? Tak, zdecydowanie wtedy byłaby szczęśliwa. Choć, nie, to też odpada. Nie przyszłaby go odwiedzić.
Ron po chwili namysłu poddał się. Przecież i tak za sekundę zobaczy powód...
Hermiona delikatnie popchnęła drzwi i weszła do środka. Chłopak grzecznie podreptał za nią. To, co zobaczył, sprawiło, że na jego twarzy wykwitły najszczerszy uśmiech.
-Wreszcie jesteś- uśmiechnęła się Ginny.
Oboje podbiegli od niej i z całej siły ją uściskali.
-Coś ciekawego się stało?- zainteresowała się Ruda.- Opowiadajcie wszystko!
Hermiona wymieniła zaniepokojone spojrzenie z Ronem.
-Nic się nie działo- skłamała.
Ginny westchnęła cieżko i spojrzała smutnym wzrokiem na brata i przyjaciółkę.
-Widziałam Harry'ego- oświadczyła prosto z mostu.- Gdy się obudziła, wychodził.
Ron zmarszczył gniewnie brwi.
-Zabiję go- warknął. -Niech gnojek gnije w piekle.
Hermiona lekko się zaniepokoiła i położyła mu uspokajająco rękę na ramieniu.
-Spokojnie, spokojnie- zaczęła powtarzać tonem przeznaczonym dla osób chorych psychicznie.
Ron fiknął nawet na nią nie patrząc. Już miał powiedzieć jakąś ciętą ripostę, gdy sobie o czymś przypomniał:
-Nie ma Harry'ego.
Ginny spojrzała na niego z zaskoczeniem.
-Jak to; nie ma?-zdziwiła się.
-No, nie dosłownie- poprawiła Hermiona.- Po prostu nie możemy go znaleść.
Myślała, że ją pocieszyła, ale zmieniła zdanie po kilku(nastu) krzykach Ginny typu: "A jeśli coś mu się stało?!", "Może śmierciożercy go porwali?!" albo nawet "Jak mogliście zgubić Harrego!". Granger skrzywiła się lekko i ruchem ręki uciszyła Ginny. Po prawdzie, była pełna podziwu dla tej dziewczyny. Harry dopiero co ją bardzo mocno zranił, a ona i tak martwiła się o niego jak nikt inny. Zazdrościła Harry'emu, że ktoś go tak kocha. Po cichu podkładała pewne nadzieje w Ronie, ale jednak... Nie widziała żadnych znaków świadczących o czymś. Prawdopodobnie dlatego, że ich nie było.
Skarciła sama siebie za takie myśli. Jak mogła się tak zachowywać, kiedy to Ginny miała problemy?
-Dobrze, udajemy, że Harry nie zniknął- uśmiechnęła się Ginny.- Mówcie dokładnie, jak to z nim jest.
Hermiona wzięła więc głęboki oddech i zaczęła opowiadać- o tym, jak uzależnił się od Cho, przestał samodzielnie myślec, podejmować decyzje. Wiedziała, że rani tymi słowami przyjaciółkę, ale nie miała wyjścia. Ruda musiała o tym wiedzieć. Znać prawdę, choćby najgorszą.
Z wahaniem mówiła, jak namawiała Harrego, by ją odwiedził- po raz pierwszy. Widziała wtedy, jak Ginny krajało się serce, a w jej oczach czaił się ból. Nic jednak nie mogła poradzić.
Gdy skończyła, ponownie przytuliła mocno dziewczynę, by dodać jej otuchy.
Z całego serca jej współczuła.
***
Dobra. Dosyć przesiedział, czas wyjsć na światło dzienne.
Z jednej strony Harry'emu wydawało się, jakby już się zakurzył siedząc jak jakiś tępak w Pokoju Życzeń, ale z drugiej strony wciąż wydawało mu się, że nie był gotowy, by spotkać się z... Nie wiedział kim. Miał tylko pewność, że nie chodziło o Cho. Nie tym razem.
Z niejakim trudem wstał z ziemi rozprostowując zdrętwiałe nogi. Nie wiedział, ile tu siedział. Nie liczył czasu. Czas nic nie zmieniał. Spojrzał na miejsce, w którym przebywał przez jakiś czas. Przy drzewie trawa była zgnieciona- było ewidentnie widać, że ktoś tu siedział.
Teraz jednak pojawił się problem. Nigdy nie był na błoniach w Pokoju Życzeń, jeśli można to tak nazwać. Nie wiedział więc, jak stąd wyjsć.
Nie zwracał uwagi przy wchodzeniu, był zbyt pochłonięty myślami. Teraz zdezorientowany rozejrzał się w około. Nie było dziwnych. drzwi wiszących w powietrzu czy na środku drzewa. Nie było ograniczeń.
Mimo to wiedział, że nie miał do dyspozycji całych błoni- w końcu gdyby tak było, po prostu wszedłby do pociągu Express Hogwart i pojechał do Londynu, który wciąż byłby w pokoju życzeń. Mógłby tak zwiedzić cały świat. To by było bez sensu.
Hm. Hogwart. Jeśli wyjdzie w Pokoju, znajdzie się z powrotem w Hogwarcie, prawda? Więc jeśli wejdzie do Hogwartu, jako zamku, tak jak zwykle wchodzi się do szkoły z błoni, może stąd się wydostanie?
Sposób wątpliwy, ale Harry był już z lekka zdesperowany. Nie zamierzał się tu zestarzeć. Chciał żyć w świecie, który nie był tak naprawdę tylko pokojem, choć to brzmiało nieco dziwnie.
No i co miał do stracenia?
Potter odetchnął i podszedł do wejścia do zamku. Otworzył drzwi.
Przed nim ukazał się... Korytarz sprzed Pokoju Życzeń. Uf.
I nagle, niespodziewanie dotarło do niego co zrobił i jaki jest głupi.
Otworzył szerzej oczy z przerażenia. I puścił się pędem w kierunku Skrzydła.
***
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najdłuższy rozdział. Przepraszam.
Jednak chyba wszystkim udziela się świąteczna atmosfera, a co za tym idzie- lenistwo.
Tak to bywa.
Jak zwykle pozdrawiam wszystkich.
i WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH!
M. <3
CZYTASZ
HINNY || W Nadziei Na Lepszy Dzień
FanfictionHinny jakich wiele. Takie same, ale jednocześnie takie inne. Czy warto je więc przeczytać, skoro czytało się setki innych? Tak, warto. Bo mimo wszystkich podobieństw, to jest INNA historia. Może prawdziwa. Może nie, może całkowicie zmyślona i nierea...