Gdy Hermiona po raz setny próbowała zasnąć, poczuła nagłe wyrzuty sumienia. Cały dzień przesiedziała z Ronem, Harry najprawdopodobniej z Ginny. Ginny...
Dziewczyna przypomniała sobie ich rozmowę. I list do Wiktora, którego nie zdążyła wysłać! (Listu, nie Wiktora XD- dop. aut.) Może Weasley'ówna miała rację? Może ona, Hermiona, rzeczywiście zdradzała w jakiś sposób Rona? Owszem, nie byli razem, ale brunetka nie była głupia. Widziała te wszystkie spojrzenia skierowane do niej, wiedziała, że Ron oczekiwał czegoś więcej niż przyjaźni. I być może potrafiła to odwzajemnić. Chłopak był naprawdę... Miły, pociągający? No, bez przesady. Co prawda nieco przygłupi, ale przecież nie tylko wiedza się liczy.
Jednak lubiła też Kruma- to wszystko komplikowało. To on zaprosił ją rok temu na bal, nie Ron, który dopiero pod koniec, w akcie desperacji, zauważył, że jest dziewczyną. To uczeń Durmstrangu nie nawrzeszczał na nią, nie zepsuł jej balu... Może Ron nie dorósł jeszcze do poważniejszego związku? Bo na tygodniowe zauroczenie Hermiona nie miała najmniejszej ochoty.
Przekręciła się na bok w łóżku, od natłoku myśli. Zamknęła oczy, starając się zasnąć, ale upragniony sen nie nadchodził.
Wszystkie dziewczyny z jej dormitorium już spały, od dawna zresztą. Gryfonka więc ręką wymacała różdżkę i mruknęła "Lumos". Z różdżki wydobyło się małe światełko, niezdolne (a przynajmniej Hermiona miała taką nadzieję) obudzić kogokolwiek. Wstała i spojrzała na duży zegar wiszący na ścianie- było już dużo po północy. Jak ona jutro wstanie?
Starając się nie robić dużego hałasu zeszła po schodach z zamiarem rozłożenia się na fotelu. Zatrzymała się jednał w połowie. Co na środku salonu, na kanapie, robili Ginny i Harry?
"Spali" podpowiedział jej rozum.
Brunetka zeszła i przyjrzała im się bliżej. Byli do siebie przytuleni, co wyglądało nieco słodko. Jednak z tego, co wiedziała, nie byli parą. Hermiona nie miała pojęcia, dlaczego. Przecież byli dla siebie wręcz stworzeni! Wiele razy słuchała Ginny, narzekającej, że Harry ją ignoruje, że nie zwraca na nią uwagi. Wtedy z całego serca ją pocieszała, próbując przekonać do wypowiadanych przez siebie słów rownież siebie. Przez cały czas życzyła im szczęścia.
Po czym wpadła na pomysł.
Hermiona była osobą łatwo wybaczającą, nie umiejącą się gniewać. Już wybaczyła obraźliwe słowa Ginny, bo wiedziała, że wypowiedziała je w ataku złości. Ale skoro są pokłóceni, to może przy okazji Harry z Rudą spędzi nieco więcej czasu? Kto wie, może coś z tego wyniknie?
Uśmiechnęła się do siebie, po czym wycofała się z Pokoju Wspólnego, by im nie przeszkadzać.
Przez chwilę jeszcze rozważała, czy im nie podać kocyka, ale uznała, że bez przesady. Chyba im nie było zimno... Na samą myśl uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
Wróciła do swojej (nie tylko!) sypialni i usiadła na łóżku. I co teraz miała robić? Nagle ją olśniło. Zbiegła jeszcze raz na dół i podeszła do Ginny. Włożyła rękę do kieszeni jej szaty i poszperała chwile. Wreszcie wyjęła swój list do Wiktora spośród nieoddanych, pogniecionych wypracowań z różnych lekcji, choć głównie eliksirów. Co prawda pergamin nie był już w najlepszym stanie, ale dziewczyna uznała, że da się go wysłać. Tylko o tej godzinie trzeba uważać na Filcha i resztę... Spojrzała znacząco na śpiącego Harry'ego. Przeszła się do dormitorium chłopców i starając się nikogo nie obudzić, wzięła jego pelerynę z kufra. Założyła ją z uśmiechem. Dumna z siebie wyszła z Wieży Gryffindoru, wbrew sobie łamiąc regulamin Hogwartu. Co ta Umbridge z nią zrobiła? Umbridge.
Hermiona zdała sobie z czegoś sprawę. To nie jest ten czas, kiedy za chodzenie po nocach odejmowało się punkty i dostawało szlaban- Umbridge wystarczył dosłownie pretekst, by wyrzucić ją z tej szkoły. Czy warto było zatem ryzykować...?
Ale już podjęła decyzję.
Ruszyła dalej, rozglądając się na boki. Wiedziała, że była niewidzialna, ale mimo tego wolała zachować daleko posuniętą ostrożność. Ale jako, że nie była wprawiona w bezszelestnym poruszaniu się, w przeciwieństwie do Harry'ego, który miał wprawę, miała wrażenie, że słychać jej kroki. Naprawdę, czasem myślała, że dostanie zawału, kiedy Wybraniec jakby wyrastał z ziemi tuż obok niej. On chyba właśnie ćwiczył nocami.
Przez chwilę wydawało jej się, że usłyszała za sobą kogoś. Nie miała się jednak zamiaru odwracać. Przełknęła tylko ślinę i lekko przyspieszyła tempo. Szła tak w stronę sowiarni, gdy zauważyła Filcha z szyderczym uśmieszkiem wychodzącego zza rogu. Wydawało jej się, że ją zauważył i spanikowała, stojąc na środku, więc czym prędzej wcisnęła się za jakaś zasłonę, starając się nie oddychać. Wiedziała, że narobiła masę huku. Że Filch się zorientuje. Zacisnęła więc oczy, choć przedtem i tak patrzyła przed siebie, na materiał. Nagle usłyszała przy uchu szept:
-Ładnie to tak sobie spacerować?
Niw wytrzymała i z jej ust wydał się cichy krzyk. Natychmiast zasłoniła usta ręką, ale było już za późno. Odwróciła się w stronę, z której dochodził dźwięk. Ale tam nie było woźnego. Stał tam Ron, z wyjątkowo skwaszoną miną. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, choć widok przyjaciela nieco ją szokował.
-Teraz to narobiłaś- syknął.- Zaraz nas odnajdzie!
Hermiona miała ochotę zapytać, czemu "nas", skoro zobaczy tylko Rona. Po chwili sama sobie odpowiedziała- było tu tak mało miejsca, że Filch prawdopodobnie by na nią wszedł.
Nie zdobyła jednak czasu na namysł, bo chłopak czym prędzej wepchał się pod pelerynę i pociągnął ją za sobą, odciągając zasłonę. Teraz już nie liczyło się, że Filch ich musiał zauważyć, i tak to zrobił, gdy brunetka krzyknęła. Pobiegła za Weasley'em, co chwila oglądając się za siebie. Przez chwilę woźny rozglądał się z zdezorientowaną miną, ale po kilku sekundach z wiekim żalem odpuścił i począł patrolować korytarz dalej. Być może po prostu uznał krzyk za jeden z obrazów, a ruszającej się zasłony w ogóle nie zobaczył.
Zatrzymali się w jakimś korytarzu, dysząc lekko.
-Teraz się tłumacz- wysypała.- Jak mnie znalazłeś?...
Ron wziął jeszcze jeden oddech i wyjaśnił:
- Na początku obudziłaś mnie w dormitorium, trzaskając z całej siły kufrem Harry'ego- Hermiona skrzywiła się. To nie tak miało wyjsć.- Na szczęście tylko mnie. Gdy wyszłaś, ruszyłem za tobą. A, właśnie, widziałaś moją siostrę i Harry'ego? Zmienia chłopaków jak rękawiczki. Dobra, kontynuuję... Otwierając przejście założyłaś pelerynę, więc mogłem tylko kierować się słuchem. Przez cały czas modliłem się, żebyś mnie nie zauważyła- uśmiechnął się pod nosem.- Potem tak za tobą szedłem i szedłem, a ty cały czas głośno stąpałaś, przez co nie usłyszałem Filcha. Zobaczyłem go więc razem z tobą, gdy wychodził zza zakrętu. Rzuciłem się za zasłonę, przypadkiem ty też. Resztę już znasz. Cały czas dziwię się, że się ani razu nie odwróciłaś!
Hermiona prychnęła cicho. Znawca się znalazł.
Niespodziewanie zauważyła, że Ron pociągnął ją w przeciwną stronę do obranego przez nią kierunku, czyli sowiarni. Nie zdejmując peleryny wyszarpnęła od niego rękę i szepnęła:
-Idziemy do sowiarni.
Ron w odpowiedzi mruknął coś na tyle cicho, że Gryfonka nie usłyszała. Być może na szczęście.
Zgodnie jednak za nią poszedł, dając się poprowadzić plątaniną korytarzy. Oboje doskonale pamiętali jak na pierwszym roku cały zamek wydawał się gigantyczny, jak labirynt, w którym nie da się zgubić. Oczywiście, nikt nie miał zamiaru podważać wielkości Hogwartu, ale po tych kilku latach nie był w najmniejszym stopni labiryntem. Choć, ostatnio przecież dopiero odkryli Pokój Życzeń, trzy lata temu Komnatę Tajemnic- więc kto wie, ile jeszcze ukrytych pomieszczeń mieści ta szkoła?
Po niecałej minucie dotarli do celu podróży (GPS! XD). Dziewczyna wyjęła z kieszeni list i podeszła do zwierząt. Rozglądnęła się po pomieszczeniu i wzrokiem odnalazła Hedwigę, po czym z uśmiechem podeszła właśnie do niej. Przez chwilę obawiała się, czy aby sowa na pewno jej posłucha, ale jednak podała jej list i szepnęła:
-Do Wiktora Kruma.
Hedwiga zabrała na szczęście list i bez przeszkód poleciała w stronę nocnego nieba, hucząc cicho. Hermiona odetchnęła z ulgą, na szczęście obyło się bez problemów. Odwróciła się i gestem ręki przywołała Rona, po czym wspólnie, ukryci pod peleryną, wyszli z sowiarni.
-Do kogo wysłałaś ten list?- zagadnął ją Ron, z braku innych pomysłów na przerwanie niezręcznej ciszy.
Brunetka zawahała się chwilę, zanim odpowiedziała. Przecież nie może cały czas tchórzyć! Jest Gryfonką, to do czegoś zobowiązuje.
-Do Wiktora- odparła pewnie.
Weasley'owi zrzedła mina.
-Aha.
Szli dalej w mileczeniu, a dopiero, gdy byli już przy Grubej Damie, Hermiona przystanęła, Ron, chcąc nie chcąc, także. Spojrzała na chłopaka poważnie.
- Wybaczyłeś już Ginny?- spytała, przyglądając mu się z uwagą. Przez twarz Gryfona przebiegł cień.
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
-Chyba nie- przyznał w końcu.- To było okropne, całować się w miejscu publicznym, przecież- urwał, napotkawszy karcący wzrok dziewczyny. -A ty?..:
Hermiona zmrużyła oczy.
-Kiedyś się dowiesz- obiecała i wyszła z peleryny, po czym wypowiedziała hasło, a Gruba Dama niechętnie ich wpuściła. Wtedy, rzucając Ronowi pelerynę, skierowała się na schody prowadzące do dormitorium dziewczyn, a gdy była już na ich szczycie, zawołała.- Dobranoc!
Ron uśmiechnął się słabo i Hermiona, nie czekając na odpowiedz, weszła z powrotem do swojej sypialni i łóżka.
Mimo tych wszystkich zdarzeń nadal nie mogła zasnąć. A może przez nie?
***
Rano Harry'ego obudziły krzyki. Już miał się poderwać i krzyczeć "Gdzie Śmierciożercy?!", kiedy zdał sobie sprawę, że to krzyki pełne zaskoczenia i chichotu. Najwyraźniej leżąca obok niego Ginny też zdała sobie z tego sprawę, bo... Chwila, że co?! Leżąca. Obok. Niego. Ginny?!
Szybko poderwał się z kanapy i strzepał niewidoczne paprochy z ubrania. Widząc roześmianych, unoszących sugestywnie brwi Gryfonów, zarumienił się ze wstydu. Przecież on po prostu zasnął z dziewczyną na kanapie, do cholery! Był tylko zmęczony! I co z tego, że to tłumaczenie brzmi nieco dziwnie, przecież nic się nie wydarzyło...?Mimo tego Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię.
Usłyszał, że Ruda także wstaje, jednak ona poczyniła krok naprzód, bowiem zamiast gapić się i rumienić jak Harry, pociągnęła chłopaka za sobą i wyszli z Wieży Gryffindoru.
Gdy już szli korytarzami, dziewczyna zaczęła niezgrabnie układać sobie włosy, stojące na wszystkie strony. Widząc, że to nie daje pożądanych skutków, a wręcz pogarsza sprawę, dała spokój.
-Idziemy na śniadanie- zarządziła, idąc przodem, po czym odwróciła się do Harry'ego.- Co macie pierwsze?
Wybraniec zamyślił się chwilę, po czym skrzywił.
-Eliskiry- jęknął.- Dwie godziny...
Weasley'ówna wzniosła oczy do sufitu, jej jednak rownież się pogorszył nastrój.
Weszli do Wielkiej Sali jako jedni z pierwszych. Przy stole nauczycielskim była tylko profesor McGonagall, Umbridge i Dumbledore. No i jeszcze Snape, ale to chyba było akurat oczywiste.
Ponieważ nikt z osób, które widziały ich na kanapie, nie przyszedł , mieli na razie święty spokój, który postanowili wykorzystać na zjadanie ile się da. Nagle Harry zamarł z łyżką pełną owsianki przy ustach. Spojrzał nerwowo na Ginny.
-Myślisz, że rozpowiedzą innym o tym... Incydencie...?- spytał nieśmiało.
Już Ginny miała odpowiedzieć, ale nagle się zawahała i mruknęła oburzona do Harry'ego:
-O czym w ogóle mówisz?!
Chłopak zgłupiał. O co w ogóle mogło jej chodzić?!
W milczeniu dokończył śniadanie i, nie zwracając uwagi na dziewczynę, wyszedł z Wielkiej Sali, kierując się się w stronę lochów, to jest sali eliksirów.
Gdy szedł już dobre kilka sekund, dobiegła do niego Ruda. Wybraniec burknął coś pod nosem i kontynuował wędrówkę.
Weasley'ówna niestrudzenie podążyła za nim.
-Daj mi się wytłumaczyć!- krzyknęła. - Dean nad podsłuchiwał... Nie chciałam, żeby się dowiedział...
Harry wreszcie się odwrócił.
-Fajnego sobie znalazłaś chłopaka- zauważył zgryźliwie.- Nie ma co.
Ginny w odpowiedzi przewróciła oczami, jednak uśmiechnęła się, gdy Potter zrównał z nią kroku.
Razem doszli do królestwa Snape'a z pół godziny za wcześniej. Popatrzyli na siebie, zastanawiając się co robić. W końcu Ginny wzruszyła ramionami i usiadła przy drzwiach sali. Harry posłał jej zdziwione spojrzenie, po chwili jednak zrobił to samo.
-Myślisz, że powinnam zerwać z Deanem?- zapytała cicho Ginny, opierając mu głowę na ramieniu.
Harry miał ochotę wrzasnąć "TAK!", zaraz na szczęście otrząsnął. Siostra Rona liczyła na jego obiektywną ocenę, jako przyjaciela! Ale czy on chciał być tylko jej przyjacielem?... Chwila, co?! Oczywiście, że chciał! Przecież dopiero co zerwał z Cho, i Ginny go nie kocha, i on jej chyba też nie. Więc dlaczego mieliby być razem?!
Nastoletnie hormony- podsumował w duchu.
-Nie wiem- odparł.- A jesteś z nim szczęśliwa?
Pytanie z pozoru niewinne, ale jak Harry'emu zależało na odpowiedzi...
-Ni... Tak... No nie wiem!- wybuchnęła siostra Rona.
-Więc najpierw musisz się dowiedzieć...- szepnął Wybraniec. "I ja też" dodał w myślach. "Co do ciebie czuję."
Po chwili Ginny z uśmiechem wstała. Musiała udać się na swoją lekcję.Po jakimś czasie przyszedł Snape oraz Gryfoni ze Ślizgonami. Wszyscy oprócz profesora byli zaspani, o dziwo jednak nikogo to nie zaskoczyło. Dopóki Harry nie zauważył pewnego faktu. Nie było Hermiony. Ani Rona.
Szeptem podzielił się tym faktem z siedzącym ławkę dalej Seamusem, na co on tylko wzruszył ramionami i zakomunikował, że nie widział, by wychodzili z Wieży Gryffindoru. Więc może byli chorzy? Ale oboje? W międzyczasie otworzył podręcznik i nie myśląc nad wykonywaną czynnością zaczął dosypywać do kociołka jakieś składniki.
-Potter, o czym teraz mówiłem?- syknął Snape.
Harry popatrzył na niego, skołowany. Eliksir na chorobę? Na nieobecność? Że co?
-Nie wiem, profesorze- wyrzucił z siebie.
Na twarzy Snape'a zagościł triumfalny uśmiech. Pokręcił głową i podszedł do chłopaka.
-Minus pięć punktów dla Gryffindoru za nieuwagę... I minus pięć za głupotę... W podręczniku jest wyraźne napisane, że trzeba wrzucić dwa żabie skrzeki, Potter, nie osiem.
Harry westchnął cieżko. Cały Snape.
-I minus dziesięć za lekceważenie i brak szacunku dla nauczyciela- dodał mistrz eliskirów.
Chłopak ukrył twarz we dłoniach.
Już miał brać się za kontynuowanie i tak z góry skazanego na porażkę eliksiru, gdy ktoś wszedł do lochów, rozpraszając całą grupę. A właściwie dwa ktosie.
-Przepraszamy za spóźnienie- wysypała Hermiona, opierając ręce na kolanach, by wziąć oddech. Stojący za nią Ron w niewiele zresztą lepszej formie zamknął nogą drzwi i powlekł się do ławki.
-Wasz dom traci pięćdziesiąt punktów za wagarowanie i nieobecność na lekcji eliskirów- wycedził Snape, na co Hermiona zaczerwieniła się i usiadła obok Harry'ego.
Spoglądnęła na jego podręcznik i otworzyła swój na tej samej stronie, po czym pobiegła po składniki. Gdy wróciła, zaczęła wsypywać je do kociołka, pozornie byle jak, bez wymierzania. No, chyba pozornie.
Harry zaglądnął jej przez ramię i zatrzymał w połowie ruchu jej rękę, próbująca dosypać kolejny żabi skrzek.
-Tylko dwa- pouczył ją, a dziewczyna spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem i rozluźniła rękę, wrzucając składnik do eliksiru.
Harry oparł głowę o dłonie. To będzie ciężki dzień.
***
Przepraszam, że tak późno, ale miałam problemy z internetem;) Zdarza się!
Papa!
M.
CZYTASZ
HINNY || W Nadziei Na Lepszy Dzień
FanficHinny jakich wiele. Takie same, ale jednocześnie takie inne. Czy warto je więc przeczytać, skoro czytało się setki innych? Tak, warto. Bo mimo wszystkich podobieństw, to jest INNA historia. Może prawdziwa. Może nie, może całkowicie zmyślona i nierea...