Harry z zawziętą miną po raz trzynasty przegrywał z Ronem w czarodziejskie szachy. Nawet gdyby nie był tak rozkojarzony, nie byłoby to dziwne, ponieważ jego przyjaciel ogrywał dosłownie wszystkich. Ale ponieważ wyjątkowo bolała go głowa, Ron wygrywał jedna partię kilkoma ruchami.
Harry rozłożył szeroko ręce. Spojrzał ponownie na swojego króla, który kulił się w koncie planszy, szachowany ze wszystkich stron. Bezradnie przeniósł wzrok na króla Rona, który z dumną miną stał, otoczony przez swoich. Chłopak zrezygnowanie pstryknął swojego palcem w pierś, sprawiając, że wypadł z szachownicy.
-Wygrałeś- stwierdził.-Po raz kolejny.
Weasley w odpowiedzi ziewnął głęboko i dopiero się odezwał:
-To nie było trudno. Daj spokój, tego nie można nazwać grą; to czyste samobójstwo. Gdybym cię nie znał, uznałbym, że się podkładasz.
Harry już miał przyznać mu racje, ale zdał sobie z czegoś sprawę.
-Czemu "gdybyś mnie nie znał"?! Uważasz, że słabo gram?!
Wyraz twarzy Rona wskazywał na to, ze tak właśnie uważa. Jednak zaczął się gorączkowo bronić:
-W sensie... Że te bóle głowy... I tak dalej...
Harry uśmiechnął się pod nosem. Miał zamiar łaskawie zmienić temat, ale wtrąciła się Hermiona, która na chwilę przerwała czytanie książki razem z Ginny:
-Właśnie, jak głowa, Harry?
Ginny przez chwilę się roześmiała, zaraz jednak spoważniała pod surowym wzrokiem koleżanki.
-A, dobrze- burknął chłopak.-Nic mi nie jest.
Teraz Hermiona rownież nie wytrzymała, i wybuchła salwą śmiechu, przez co siostra Rona od razu do niej dołączyła.
Harry wzniósł w błagalnym geście oczy do nieba. Czym go tak pokarało?!
-Już jesteśmy na miejscu!- krzyknął desperacko. Kłamał- nie wiedział, ile czasu zostało do końca podróży.
Ale dziewczyny z zapartym tchem przyssały się do okna. Harry uniósł brwi i również wyjrzał, dopiero teraz widząc zbliżający się peron numer dziewięć i trzy czwarte.
Machnął różdżką i z półek zleciały ich kufry; nie chciał robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Jak zwykle niespokojna Ginny ożywiała się i wstała, jednak pociąg jeszcze się nie zatrzymał, więc szybko usiadła z powrotem, nie chcąc upaść. Nie do końca cierpliwie poczekali kilka sekund, aż poczuli, że Hogwart Express hamuje.
Czym prędzej zebrali się i jako jedni z pierwszych wyszli z pociągu, po czym stanęli na peronie szukając wzrokiem pani Weasley. Już po chwili dołączyli do nich bliźniacy, szczerząc się podejrzanie.
Wreszcie Ron dostrzegł rudą kobietę w tłumie. Zawołał "Mamo! Tutaj!" i podbiegł do niej, machając rękoma. Ale gdy kobieta się odwróciła okazało się, że to wcale nie była mama Rona. Owszem, miała rude włosy, ale nie były one do ramion i rozpuszczone, jak u pani Weasley, tylko nieco dłuższe, spięte w staranny kok nad głowa. Była też nieco młodsza. Wyraz jej twarzy sugerował, że nie jest to bynajmniej osoba miłą i litościwą; wygladała, jakby chciała wszystkich zamordować, tak ją denerwowali. Patrzyła na wszystkich z góry, jakby uważała się ponad to wszystko, a usta wykrzywiła w grymas pełen pogardy. Miała na sobie czarny płaszcz do kostek, spod którego wystawały stopy odziane w czarne, ciężkie buty. Rownież sylwetka nie pozostawała taka sama; kobieta była krępa i zgarbiona*.
-Odsuń się- syknęła. Po jej głosie łatwo dawało się poznać, że jest to osoba przyzwyczajona do wydawania poleceń.
Ron automatycznie cofnął się o krok i opuścił rękę. Wpatrywał się w nią ze strachem, który był bardzo widoczny w jego oczach. Całą postawą sugerował, że nie miał zamiaru przeszkadzać.
W końcu strach wygrał i, nie zważając na maniery, chłopak odbiegł od niej, pędząc w kierunku Harry'ego i reszty.
-To nie jest mama- wysapał.-Później wam wytłumaczę.
Przyjaciele skwitowali tę niezbyt długą wypowiedź prostym skinieniem głowy.
Gdy podeszła do nich prawdziwa mama Rona, wszyscy przyjrzeli jej się podejrzliwie.
-Co się tak patrzycie?- zaśmiała się, nieświadoma sytuacji przed chwilą.- Chodźcie!
Ron, Ginny, Harry, Hermiona, Fred i George z ulgą poszli za nią, pchając swoje kufry przed sobą. Razem przeszli przez murek, pojawiając się na mugolskiej stacji, pomiędzy peronem dziesiątym, a dziewiątym, jednak bliżej tego pierwszego.
-Idziemy do Nory?- zaciekawił się Harry.
Pani Weasley pokręciła głową.
-Chodźcie za mną!- rozkazała i, nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę wyjścia.
Przyjaciele spojrzeli po sobie i jednocześnie wzruszyli ramionami.
CZYTASZ
HINNY || W Nadziei Na Lepszy Dzień
ФанфикHinny jakich wiele. Takie same, ale jednocześnie takie inne. Czy warto je więc przeczytać, skoro czytało się setki innych? Tak, warto. Bo mimo wszystkich podobieństw, to jest INNA historia. Może prawdziwa. Może nie, może całkowicie zmyślona i nierea...