11. Wzloty i upadki.

1.6K 82 22
                                    

Po zakończeniu świąt wszyscy wrócili do ponurej szkolnej rutyny; i oczywiście Umbrigde. Jedna ściana w Hogwarcie była tak zapełniona jakimiś głupimi postanowieniami Ministerstwa, aż większość uczniów szczerze się dziwiła, że jeszcze się nie zawaliła. No, ale Hogwart był bardzo wytrzymały. Kwestią czasu było zwolnienie Dumbledore'a- Umbridge ewidentnie czaiła się na to stanowisko, i właściwie nic nie stało jej na przeszkodzie. Od ferii minęły dopiero dwa dni, a i tak wszyscy czuli się przemęczeni obowiązkami i zadaniami domowymi, których nie było mało. Jedynym pocieszeniem była Gwardia Dumbledore'a, której spotkanie miało się niedługo odbyć. Niedługo, czyli za około tydzień. Tak, to było zdecydowanie za dużo.
Cho poruszyła się zmieniając pozycję, bowiem zaczynała czuć odrętwienie ze strony pleców. Przeciągnęła się i ziewnęła, po czym spojrzała na zegar. Zostało tylko piętnaście minut do śniadania, a ona jeszcze musiała skończyć to cholerne zadanie z opieki nad magicznymi stworzeniami! Trudno, najwyżej się spóźni... Podniosła rękę i przyłożyła pióro do kartki, by zacząć pisać, ale zaraz oparła się na łokciu patrząc na jedną ze ścian Pokoju Wspólnego Ravenclawu.
Ostatnio Harry był w stosunku do niej... Chłodniejszy. Nie, to niewłaściwe określenie. Nie spotykał się z nią od świat, i Cho było z tego powodu przykro.  Podejrzewała, że wydarzyło się coś wspólnego z Ginny. Owszem, nie była zaskoczona, ale jednak ta myśl nie dawała jej spokoju. Najpierw Cedrik ją opuścił, teraz Harry! Czy ona nie może już na nikim polegać? Czy nie zasłużyła na lepsze życie? Miała takiego pecha! Wszyscy użalali się nad innymi, na przykład Harrym, że jest mu tak biednie, biedny Harry... Ale to ona cierpiała naprawdę! To ona potrzebowała opieki! Ale nikt jej nie chciał dać, nikt jej nie rozumiał! Nie to nie, poradzi sobie sama ze swoimi problemami, będzie silna, bo przecież tego od niej wymagają inni, prawda?*
-Cho, śniadanie!- zawołała jakaś dziewczyna. Chang pokiwała głową i odpuściła zadanie. Wstała i wyszła z Pokoju Wspólnego jako pierwsza, zostawiajac wszystkich w tyle. Patrząc na podłogę ruszyła do Wielkiej Sali, gdzie usiadła na swoim zwykłym miejscu. Nabrała sobie jedzenia i zaczęła w nim grzebać widelcem, kiedy obok niej wyładowała sowa z paczką. Wzięła bez słowa przesyłkę, bo i tak nie miała zamiaru czegokolwiek zjeść.
Delikatnie ją otworzyła uważając, by nie uszkodzić delikatnego fioletowego papieru, i zajrzała do środka. Była tam przepiękna letnia sukienka, niestety lekko nie w porę. Kremowa, z w miarę sztywnego materiału, na grubych ramiączkach i jakoś do kolan. Cho uśmiechnęła się do siebie i podniosła leżący na niej zwitek papieru, po czym go rozprostowała. "Wszystkiego najlepszego, Cho! To jest prezent od cioci Elisabeth, mojej siostry. To wila, pamiętasz ją? Mój prezent czeka w twoim dormitorium. Kocham cię, mama."- przeczytała. Dzisiaj jej urodziny! Czemu nikt jej nie przypomniał?
Zjadła wszystko i w podskokach, z paczka pod pachą i kartką w ręku, pobiegła do swojej sypialni, jednak nie zdążyła zajść daleko, bo przy wyjściu wpadła na kogoś. Podniosła wzrok i napotkała zielone oczy Harry'ego. Uśmiechnęła się do niego.Nie odwzajemnił uśmiechu.
-Bo, Cho...- zaczął niepewnie, przystępując z nogi na nogę.- Ja... No, my... To by i tak nie wyszło, bo... No wiesz...
Krukonka otworzyła szeroko oczy.
-Dziękuję- przerwała mu.- Dzisiaj mam urodziny.
***
-I jak ci poszło?- dopytywała się Hermiona.
-Ona dzisiaj miała urodziny!- jęknął Harry.
We trójkę spojrzeli po sobie z przerażeniem.
-Ty to masz pecha, stary- mruknął Ron. -Miałeś do wyboru jeszcze trzysta sześćdziesiąt ileś dni, a postanowiłeś zerwać z nią dzisiaj?
-Skąd miałem wiedzieć, kiedy ma urodziny?!- obronił się Wybraniec. -Ale jest też tego dobra strona.Trzymała w ręku kartkę z życzeniami. Prezent dostała od ciotki, która była wilą. Dlatego się tak zauroczyłem. Ona ma w genach krew wil.
Hermiona odetchnęła i odłożyła książkę na półkę. Znajdowali się w bibliotece, próbując odrobić zadanie z Eliksirów. Zamiast tego wzięła następną i zaczęła ją przeglądać.
-Trzeba to powiedzieć Ginny- zauważył Ron.
-Czemu?- zdziwił się Harry.
Weasley wstrzymał oddech.
-To ty... Nieważne.
Harry zmarszczył brwi, ale w końcu wzruszył ramionami.
-Idziemy do Hagrida?- zaproponował.- Pózniej tu wrócimy.
Ron już zaczął kiwać ochoczo głową, ale przerwała mu Hermiona:
-Idź, my zostaniemy- widząc wątpliwą minę Harry'ego, dodała.- Naprawdę, idź sam. Nic nam się nie stanie.
Chłopak zawahał się chwilę, ale widząc nalegające spojrzenie Hermiony, skinął głową i wyszedł.
Ron spojrzał na przyjaciółkę z wyrzutem. Już miał powiedzieć: "Ja też chciałem iść", ale zobaczył uśmiechającą się chytrze Hermionę, która upewniła się, że Harry wyszedł.
-Idziemy do Ginny- poinformowała go.
Zaczęła odkładać wszystkie książki na miejsce,po czym podeszli do biurka bibliotekarki i pożegnali się. Spokojnym krokiem wyszli, a na korytarzu od razu puścili się biegiem w stronę Grubej Damy. Wypowiedzieli hasło ("Quidditch przez wieki") i zatrzymali się dopiero przy fotelach. Ron usiadł na jednym z nich, a Hermiona pobiegła do Ginny.
***
Harry wyszedł z biblioteki i najszybciej jak umiał pobiegł do Pokoju Wspólnego. Wiedział, że postępował niezbyt gryfońsko, ale musiał się upewnić. Musiał, inaczej by chyba zwariował! Wpadł do dormitorium, powodując zaskoczone spojrzenia innych Gryfonów. Ignorując je podszedł szybkim krokiem do swojego łóżka i otworzył skrzynię stojącą obok niego. Chwilę w niej grzebał, po czym wyciągnął stary kawałek pergaminu i pelerynę. Wyszedł z pomieszczenia i wyciągnął mapę Huncwotów, po czym mruknął "Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego". Na mapie zaczęły rysować się linie, krzyżujące się i zakreślające koła, według Pottera o wiele za wolno. Gdy już wszystko było gotowe, szybko odszukał wzrokiem bibliotekę. Miał rację! Nie było ani Hermiony, ani Rona. Wyrzuty sumienia opadły. Skoro oni spiskowali, to dlaczego on nie może? Oczywiście, że nie zamierzał iść sam do Hagrida. Szybko zauważył napisy "Hermiona Granger" i "Ron Weasley". Prędko zbliżali się do... Do niego! Pośpiesznie nakrył się peleryną. Patrzył na Mapę Huncwotów tak długo, aż nie zobaczył wchodzących do Pokoju Wspólnego przyjaciół. Bezgłośnie skulił się na jednej z kanap, obok Rona, ten jednak oczywiście go nie widział. Hermiona poszła do dormitorium... Pewnie po Ginny. O co jej mogło chodzić?
Harry odczekał chwilę, nie ruszając się, by nie wydać się szelestem. Rzeczywiście po chwili Hermiona wróciła, ciągnąc za sobą sprzeciwiającą się siostrę  Rona.
-Nie mam czasu!- zaoponowała Ginny.- Muszę zrobić zadanie na zaklęcia!**
-Trudno!- gdyby Hermiona nie miała obu rąk zajętych ciągnięciem Rudej, pewnie którąś by  lekceważąco machnęła. -To jest ważne!
Ginny już otworzyła usta, by coś wtrącić, ale Hermiona dodała:
-Chodzi o Harry'ego.
Zarówno Ginny, jaki i Harry, zamienili się w słuch. A więc chodziło o niego? Zrobił coś nie tak?
-Gdzie on jest?- zapytała ciszej Weasley'ówna.
-U Hagrida- uspokoiła ją Hermiona.
Harry zaśmiał się w duchu, ale naprawdę nie ruszył się cal. Czekał.
Dziewczyny zeszły do Rona i rozsiadły się; Hermiona na fotelu obok Rona, natomiast Ginny miała zamiar usiąść dokładnie tam, gdzie znajdował się Harry. Chłopak w ostatniej chwili jakimś cudem się przesunął, jednak wyszło na to, że od Ginny dzieliły go cale.
-Harry... Zerwał z Cho- uśmiechnęła się Hermiona. -Dodatkowo wiemy już, czemu się tak zachowywał; Cho ma w rodzinie wile. Myślę, że nie powinnaś go obwiniać.
Co? Obwiniać go? O co niby? Harry nic nie rozumiał. Hermiona mogłaby równie dobrze mowić po chińsku.
Ginny westchnęła cieżko, a Harry poczuł jej oddech i lekko zadrżał. Na szczęście nikt tego nie zauważył.
-Cieszę się- odparła, po zastanowieniu.- Ale to nie zmienia faktu, że... No, sama wiesz.
-Halo, a ja?- wtrącił Ron.- Czuję się niepotrzebny.
-Zjeżdżaj- Ginny odprawiła go ruchem ręki.
Weasley zmarszczył w oburzeniu brwi. Wstał jednak i zawiadomił je:
-Idę do Harry'ego!
Obie pokiwały głowami czekając w milczeniu, aż wyjdzie. Nagle Wybraniec zdał sobie z czegoś sprawę. Ron idzie do Hagrida, gdzie on rzekomo jest!
Delikatnie wstał i ledwo wcisnął się pod peleryną za przyjacielem, zanim zamknął się obraz. Szkoda, że właściwie nic nie usłyszał, ale nikt nie mógł się dowiedzieć, że próbował podsłuchiwać.
Najciszej jak mógł wyprzedził Rona i wybiegł na błonia. Tam zdjął pelerynę i schował do szaty razem z Mapą Huncwotów. Potem obrócił się i spokojnym krokiem ruszył w stronę wejścia do zamku. Ledwo przekroczył jego próg, a napotkał Rona.
-Już skończyliście?- zdziwił się Harry.
-Daliśmy sobie spokój- wytłumaczył ostrożnie Ron.
-A gdzie Hermiona?- zainteresował się Chłopiec-Który-Przeżył.
Ron osłupiał.
-E... Poszła do... Toalety.
Harry pokiwał wolno głową.
-Więc chodźmy do Pokoju Wspólnego- w myślach uśmiechnął się chytrze.
-Skoro... Nalegasz.
Harry rozpromienił się i razem z przyjacielem poszedł do Wieży Gryffindoru. Gdy mruknął hasło, obraz Grubej Damy otworzył się, ukazując przejście do Pokoju Wspólnego. Usłyszał strzępek rozmowy:
-... on chyba nigdy nie zauważy- jęknęła... Raczej Ginny.- A na pewno nie...
Dalszą konwersację przerwał Ron, krzycząc:
-Jesteśmy!
Harry pomyślał, że wielka szkoda, że przyjaciel poinformował dziewczyny, bo a nuż by się czegoś dowiedział. No i co takiego oni ukrywali? U czy Ginny wtedy mówiła o nim? Że to on niby czegoś nie zauważy? Ale właśnie- czego?
Ginny z Hermioną natomiast najpierw aż podskoczyły, a potem posłały wdzięczne spojrzenie Weasley'owi.
Granger niepewnie popatrzyła to na Harry'ego, to na siostrę Rona.
-Uważam, że powinniście porozmawiać- odezwała się.- Na osobności.
***
*Zawsze wyobrażałam sobie Cho jako histeryczkę. Czy tylko ja? ;)
** Zauważyliście, że w tym rozdziale praktycznie każdy odrabiał jakieś zadanie? XD

Może rozdział nie za długi, ale nie chciałam go przeciągać:) A rozmowa może być... No, jeszcze nie wiem jaka. Mam tylko mętne plany, jak wyjdzie tak wyjdzie:)
Pozdrawiam wszystkich, którzy to czytają i komentują:D
M.

HINNY || W Nadziei Na Lepszy DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz