14. Kartki. + Nominacja

1.4K 66 5
                                    

Usłyszeli za sobą dziwne odgłosy. Cała grupa, z Harrym na czele, odwróciła się, by sprawdzić o co chodzi. Coś dziwnego działo się z jedną ścianą... Wszystkie Patronusy zniknęły, ich właściciele rozproszyli się po całym pomieszczeniu. Wybraniec zmarszczył brwi i przekręcił głowę zastanawiając się, co się dzieje. Zrozumiał to sekundę przed wydarzeniem.
-Cofnąć się!- krzyknął i popchał  rękoma osoby za nim stojące, to jest Ginny, Rona i Hermionę, co zaowocowało tym, że cała Gwardia niezgrabnie się cofnęła do tyłu. O jakieś dwa metry. No, może trzy.
Chwilę pózniej nastąpił wybuch. W pokoju rozeszła się masa dymu i tynku, a powietrze rozdarł huk. Kilka osób się przewróciło.  Po chwili z wielkiej, ziejącej pustką dziury w ścianie wyłowiło się piec osób. Wszyscy pewnym siebie krokiem weszli do Pokoju Życzeń i rozglądnęli się ciekawie, choć stanowczo nie przyjaźnie.
-A wiec i oto- odezwała się Umbrigde przymilnym głosem.- Gwardia Dumbledore'a.
Stojący za nią Malfoy, Crabb, Goyle i Filch pokiwali głowami z szyderczym uśmiechem.
Harry przełknął ślinę. Jak mógł dopuścic to tego, co się stało? To było nagłe. Nie miał pojęcia, że to samo myśli w tej samej chwili każdy członek Gwardii. Jeżeli po odkryciu przez Umbridge listy osób ich grupy wpadli w błoto po pas, to teraz się już topili. Bez nadziei na pomocną dłoń.
***
Harry spojrzał cieżko na Umbridge wchodząc z nią po schodach prowadzących do gabinetu dyrektora. Znowu.  Z tą jednak różnicą, że tym razem nie był sam. Tuż za nim maszerowali Ron i Hermiona.
Czy tej różowej ropusze nigdy się nie znudzi prowadzenie go do dyrektora? Chyba nie.
Gdy Umbridge odkryła ich zajęcia w Pokoju Życzeń, odesłała wszyskich do dormitoriów i zostawiła ze sobą tylko jego i dwójkę jego najlepszych przyjaciół. Chociaż była jeszcze... Nieważne. Wolał, żeby jej tu nie było. Gdy tu szli wysłała do kogoś patronusa z wiadomością, ale żadne z trójki nie umiało się domyślić, o co chodzi. Czy chciała powiadomić wcześniej Dumbledore'a, że do niego przybywają? Harry'emu się wydawało, że nie. Umbridge nie miała do niego za grosz szacunku.
Jakie wiec było ich zdziwienie, kiedy w gabinecie dyrektora oprócz niego zastali także dwóch aurorów, w tym Kingsleya. Drugiego Harry nie umiał rozpoznać.
-Mam tym razem dowód, Albusie- warknęła. -Przyłapałam ich na trenowaniu zakazanych zaklęć w którymś pomieszczeniu. Wiesz dobrze, że powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje w szkole objętej twoimi rządami. Albo nie masz zielonego pojęcia, co się wyprawia w Hogwarcie, choć to w żadnym wypadku nie zwalnia cię z winy, albo to ty zaplanowałeś ten haniebny bunt przeciw Ministerstwi Magii.
Gwałtownie popchnęła w jego stronę trojga uczniów, jakby prezentując dowód rzeczowy swojej wypowiedzi. Harry'emu zaschło w gardle. Przecież jego wina nie może spaść na Dumbledore'a...! Już otworzył usta i zaczerpnął powietrza, by usprawiedliwić swojego dyrektora, ten go jednak uprzedził:
-Dobrze, przyznaję się. Kazałem Harry'emu zorganizować tajną grupę uczącą się obrony przed czarną magią. Wina spada tylko i wyłącznie na mnie.
-Za takie coś idzie się do Azkabanu, wiesz o tym, prawda?- Umbridge zbliżyła się do Dumbledore'a z wyciągniętą ręką trzymającą różdżkę, a za nią Kingsley i nieznany auror. Harry'ego, Rona i Hermione przesunęli do tyłu, za siebie. Nagle, nie wiedzieć czemu, Wybraniec poczuł się jak jakaś marionetka.
-I tu napotykamy pewien problem- zastrzegł Dumbeldore. - Otóż wy sądzicie, że... Jak to się mówi? Oddam się dobrowolnie w ręce władz. Mylicie się jednak. Nie mam najmniejszego zamiaru pójść do Azkabanu.
Po tych słowach uniósł ręce wysoko nad głowę i klasnął w dłonie, a od razu podleciał do niego jego feniks. Fawkes rozpostarł skrzydła, a Dumbledore zniknął w płomieniach razem z ptakiem.
Chwilę pozostałe osoby patrzyły się tępo w miejsce, gdzie przed kilkoma sekundami zniknął Albus Dumbledore.
Harry nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Dumbledore opuścił Howgart, zostali sam na sam z Umbridge. I to przez nikogo innego jak niego, Harry'ego! To on zorganizował Gwardię, która mając dawać poczucie lekkiej swobody, odebrała je. Schrzanił wszystko, zresztą, jak zwykle.
-Potter, do dormitorium- rozkazała Umbridge i zwróciła się do aurorów.- My porozmawiamy na osobności. Idziemy do Ministerstwa.
Harry wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, wycofał się i opuścił gabinet. I jak on ma to teraz przekazać przyjaciołom?
Kręcąc głową przeszedł przez porter Grubej Damy. Miał po cichu nadzieję na to, że ani Rona, ani Hermiony nie będzie, jednak oni dzielnie czekali na niego w salonie. Niestety.
Początkowo chciał porozmawiać z nimi na osobności, ale uznał, że i tak niedługo cała szkoła się dowie, że Umbridge zostaje dyrektorką. Co więc ma ukrywać? Lepiej żeby poznali prawdziwy tok wydarzeń, niż zniekształconą jego wersję przez Ministerstwo.
-Nie ma Dumbledore'a- oświadczył, na tyle głośno, by dosłyszeli to wszyscy Gryfoni.
Ron i Hermiona popatrzyli na niego pytająco, prosząc o dokładniejsze wyjaśnienia. Harry pokrótce opowiedział, co się stało, powodując zduszone okrzyki wszystkich obecnych w pomieszczeniu, nawet tych, którzy nie mieli zielonego pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak "Gwardia Dumbledore'a". Wszyscy za to wiedzieli, co to oznacza.
Z tłumu wyłoniła się Ginny. Popatrzyła kolejno na trójkę przyjaciół.
-To niemożliwe- mruknęła, Harry jednak nie wyczuł w jej głosie większych uczuć. Nie zmartwiła się tą wiadomością? Jak to możliwe?
-A jednak- odpowiedział cicho Harry, przyglądając jej się czujnie. Ginny nie zmieniając wyrazu twarzy spojrzała na swoje buty. Wybraniec postanowił dać sobie spokój.
-W każdym razie- kontynuował.- Nie będzie więcej spotkań Gwardii. Mimo tego niczego mi nie oddawajcie i bądźcie na bieżąco, kto wie, czy coś się nie zmieni. A teraz przepraszam, idę spać.
Wszystkich Gryfonów zatkało. Popatrzyli się na chłopaka z wytrzeszczonymi oczami.
-Już?- zdziwił się Ron.- Jeszcze nie było kolacji- zauważył trzeźwo.- Toż to... Ranek!
Harry popatrzył na przyjaciela ze znudzeniem.
-A jednak- powtórzył.- Dobranoc.
Wszedł na schody i zniknął w drzwiach do dormitorium chłopców, trzaskając drzwiami, odprowadzony spojrzeniami innych.
Spodziewali się wiele. Ale nie tego, że Harry'ego Pottera coś przerośnie. On miał być bohaterem, takim, jakiego oczekiwali. Idealnym.
-Co się tak gapicie?- krzyknęła Ginny, przerywając ciszę.- Wracać do swoich zajęć!
Wszyscy zgodnie odwrócili wzrok, ale nastały szepty. Pełne niedowierzania i rozczarowania.
***
Ron wychylił się lekko z widowni by dostrzec, jak jego siostra wbija kolejną bramkę. Siedząca obok niego Hermiona zrobiła to samo. Razem patrzyli na trening Gryfonów, ostatni przed nadchodzącym meczem. Choć wiało i było przeraźliwie zimno, i tak uczniowie Hogwartu zawzięcie trenowali, by pokonać swoich najwiekszych wrogów na meczu Quidditcha. Ślizgoni zresztą też nie odpuszczali. Wiele razy przerywali Gryfonom treningi twierdząc, że boisko jest ich, i pokazywali im pozwolenie od Snape'a. Ostatni raz osoby z Domu Lwa pokazali im w odpowiedzi kartkę z notką od McGonagall, żeby w żadnym wypadku nie przerywać treningu. W odpowiedzi Malfoy trzasnął ze złości Harry'ego miotłą w głowę. Potem dostał szlaban, ale i tak dumny i blady opowiadał, jak to uderzył Wybrańca.
Tak było i tym razem. Ostry trening przerwał donośny krzyk jednego Ślizgona:
-Zajmujemy boisko! Spadać, tchórze!- przez ostatni miesiąc dom Slytherinu właśnie w ten sposób obrażał Gryfonów, którzy również mieli dużo honoru. I to, o dziwa, działało.
Katie Bell ze złością zleciała na dół, i ponownie pokazała im wiadomość od nauczycielki transmutacji. Ale Malfoy tylko uśmiechnął się złośliwe i podstawił jej pod nos jeszcze inną kartkę.
Z tego się robi jakaś paranoja!- pomyślał Ron.
Dziewczyna przeczytała ją szybko marszcząc brwi i spojrzała z pode łba na arystokratę. Mruknęła coś do niego, ale ze swojego miejsca Ron nic nie usłyszał. Za to wyraźnie zobaczył, jak woła resztę drużyny i opuszcza z nimi boisko. Pośpiesznie złapał Hermionę za rękę i pobiegł za nimi.
-Co się stało?- wydyszał, gdy dogonił Ginny, idącą na końcu.- Czemu odpuściliście?
Ruda popatrzyła na rozgniewaną Katie, maszerującą na czele i rzucającą mordercze spojrzenia na każdego, kto się nawinął.
-Przechytrzyli nas- wyjaśniła cicho. - Mają zgodę od Snape'a, że niby "muszą trenować", bla, bla, bla, bla, bla, bla. Ogólnie chodzi o to, że postanowienie McGonagall Snape ma gdzieś i je ignoruje. Nie możemy nic poradzić.
- Możecie się poskarżyć- zaproponowała Hermiona, rozwiązując szalik, bo już weszli do szkoły. -Przecież to tak nie może być. Przegramy ten mecz, jeśli nie będziemy kończyć treningów.
Ginny pokiwała z uznaniem głową.
-Spróbujemy.
Po tych słowach odeszła do reszty drużyny, chyba rozpowiadając pomysł Hermiony.
Ron spojrzał z wahaniem na brunetkę. Miał zamiar o coś zapytać, ale w takiej sytuacji... Nie chce niczego zapeszyć... Poczeka jeszcze. Dzień czy dwa. Jak się wszystko wyjaśni.
Zamyślił się i niechcący potracił kogoś. Mruknął niewyraźne "Przepraszam" i poszedł dalej, nawet nie patrząc na jaką osobę wpadł. To był błąd. W połowie kroku przerwało mu donośne chrząkanie. Oj.
Umbridge spoglądnęła na niego z nienawiścią. Przeszło mu przez myśl, że musi naprawdę nie cierpieć dzieci. Ani nastolatków. Ani młodzieży.
Była dyrektorką dopiero czwarty dzień, a już zdołała wszystko pozmieniać. Na gorsze.
-Uważaj- wycedziła.
Ron odetchnął z ulgą. Obawiał się, że wstawi mu szlaban, jak Harry'emu na początki roku. Chłopak do dziś nikomu nie powiedział, co kazała mu robić. Ron spodziewał się, że pewnie coś upokarzającego, jak czyszczenie toalet czy coś w ten deseń. Ale ona tylko odeszła, pozostawiając go w szoku. Może miała lepszy dzień? Ale to i tak była Umbridge. Jeśli na świecie istniało coś, jak karma czy równowaga, to ona nie miała prawa mieć żadnego szczęśliwego dnia. Ale chyba takie coś nie istniało. To dopiero pech.
-Ron, idziesz?- zawołał Harry. Weasley zauważył, że przyjaciel na niego czekał. Uśmiechnął się do niego i pokiwał głową. Już miał ruszyć za drużyną, ale drużyny nie było.
-Gdzie reszta?- spytał więc.
-Poszła- Wybraniec machnął lekceważąco ręką, a widząc spojrzenie Rona, dodał.- Hermiona z nimi.
Rudy chłopak westchnął ciężko. No cóż. Bywa i tak.
-Chodźmy- powiedział.
Harry z szerokim uśmiechem zgodził się i ruszył przed siebie. A za nim podreptał Ron.
Już miał zapytać Harry'ego, jak z Ginny, ale przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę. Choć potem było wszystko dobrze, byli dla siebie nawzajem mili. Może o czymś nie wiedział?
-A... Jak relacje w moją siostrą?- zaryzykował. Najwyżej Harry się obrazi.
-No, nawet- chłopak wzruszył ramionami.- Nie kłócimy się ostatnio.
-Super!- ucieszył się Ron i zaczął się szczerzyć.
Harry odwzajemnił uśmiech, który jednak zaraz znikł.
-Rozumiem, że Hermiona też zaczęła się tobą interesować?- zapytał złośliwie, chcąc odwrocić uwagę przyjaciela od jego życia bądź co bądź prywatnego.
Ron zarumienił się i zaczął coś mamrotać pod nosem, ale przerwał, zauważając, że Harry go nie słucha.
Wybraniec patrzył się tępo w jakiś punkt nad ramieniem Weasley'a.
Ron zmarszczył brwi. Odwrócił się z wahaniem bojąc się tego, co zobaczy.

HINNY || W Nadziei Na Lepszy DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz