Ginny szła przez korytarze Hogwartu, wciąż nie mogąc się nacieszyć wolnością. Ona nie umiała leżeć w łóżku.
Jeszcze bardziej poprawił jej się humor, gdy zauważyła Ślizgonów oblepionych watą cukrową. Nie miała pojęcia, kto to mógł zrobić, ale chciała mu podziękować.
Podeszła do Grubej Damy i wyszeptała:
-Mandragory.
Obraz posłusznie otworzył się, pozwalając jej przejść. Szybko wsunęła się do Pokoju Wspólnego, nie chcąc robić zamieszania. Ale się nie udało.
-Ginny!- zawołali jednocześnie Fred i George.-Witaj wśród żywych- dodali.
-A więc tak- zaczął Fred, patrząc na nią chytrze.-Słyszeliśmy , że zemdlałaś...
-Bo Harry cię rzucił- dokończył George.
Dobry humor dziewczyny zniknął jak zdmuchnięty.
-Nie rzucił mnie- oświadczyła.- Ponieważ nie byliśmy razem. I nie będziemy.
Bliźniacy popatrzyli na siebie i unieśli brwi.
-Lepiej idź się z nim przywitać - poradzili. - Ma doła.
Ginny nie wiedziała, o co im chodzi, wiec wzruszyła tylko ramionami. Pożegnała się z nimi i ruszyła przez Pokój Wspólny, starając się nie rzucać w oczy.
Nigdzie nie dostrzegła jednak Rona, Hermiony i Harry'ego. Miała zamiar się poddać i pójść spać, ale zdała sobie sprawę, że jest bardzo wyspana. Wyszła więc dormitorium, choć długo tam nie przebywała, i stanęła na korytarzu. Gdzie mogli przebywać? Błonia? Wątpliwe. Biblioteka? Może... Jest z nimi Hermiona. Chatka Hagrida? Prawdopodobne. Pokój Życzeń? I tak się nie dostanie, jeśli tego nie chcą. Postanowiła zacząć od Hagrida. Czując się niesamowicie głupio ponownie weszła do wieży i szybko wzięła płaszcz, po czym je opuściłaś.
W marszu narzuciła na siebie ubranie i wyszła na mróz. Wzdrygnęła się z zimna, bowiem dodatkowo wiał zimny wiatr, rozwiewając jej rude włosy, jak zwykle rozpuszczone. Nie zawróciła jednak, wręcz przeciwnie, poszła dalej.
Gdy była już przy celu, czuła się jak jedna, wielka kupka lodu, mimo to zapukała do drewnianych drzwi.
Chwilę czekała, potem doszły do niej stłumione głosy z wewnątrz. Kiedy wreszcie drzwi się otworzyły, myślała, że zamarznie z zimna.
-Witaj, Hagridzie- przywitała się.
Półolbrzym wydawał się nieco zaskoczony, jednak uśmiechnął się do niej i zaprosił ją do środka. Nieśmiało weszła i pomachała ręką do trójki Gryfonów siedzących w środku.
Hermiona rozpromieniła się i podbiegła do niej, zamykając ją w iście niedźwiedzim uścisku. Ginny stęknęła cicho, na co dziewczyna ją puściła, odsunęła się i uśmiechnęła przepraszająco.
-Co ty tu robisz?- Ron zmarszczył brwi.
-Też cię kocham- zgodziła się Ginny.
Wreszcie Harry się odezwał:
-Cześć.
Dziewczyna przyjrzała mu się dokładniej.
Był zgarbiony, a jego twarzy nie widziała, była bowiem skierowana w stronę podłogi. Wyglądał... Żałośnie.
-Co się stało?
Harry tylko mruknął coś niewyraźnie pod nosem.
-Powtórz- zażądała.
-Nic.
-Aha, uwaga, bo ci uwierzę- dziewczyna się roześmiała.- Nie znasz mnie? Coś się stało, nie ukrywaj tego- widząc brak reakcji zwróciła się do Rona i Hermiony.- Wy powiedzcie. Co się stało?
Nie wiedziała o co chodziło chłopakowi. Choć była wciąż po trochu na niego zła, było jej jednak przykro, że Harry tak się czymś zamartwia.
Niestety jakoś nikt nie kwapił się do odpowiedzi. Ginny rozłożyła bezradnie ręce.
-No ludzie! - zawołała. -O. Co. Chodzi?
Wtedy Harry nieśmiało, choć wciąż nie podnosząc wzroku znad podłogi szepnął:
-Nie wiemy.
I Ginny jakimś sposobem wiedziała, że to jest prawda.
-Cholibka! - przerwał im Hagrid. -Muszę wyprowadzić Kła! Niedługo wrócę.
Ginny zrozumiała, że gajowy chciał po prostu zapewnić im trochę prywatności. Postanowiła, że później mu podziękuje.
Gdy wyszedł z chaty, Gryfonka dosiadła się do przyjaciół i poprosiła o wyjaśnienia. Więc cała trójka, uzupełniając się i sobie nawzajem przerywając, czasem też dyskutując, nie zawsze akurat na dany temat, opowiedziała jej wszystko. W końcu Ginny dowiedziała się mniej więcej, jaki jest problem.
Okazało się, że Harry'ego wbrew niemu ciągnęło do Cho.Kiedy przyszedł do Ginny, wciąż śpiącej w Skrzydle Szpitalnym, zaczął świrować i dostał rozdwojenia osobowości (oczywiście nikt jej nie powiedział o pocałunku:) ). No i teraz nieustannie boli go głowa.
Jej brat i przyjaciółka od kilku godzin namawiają go, by poszedł do pani Pomfrey, jednak on uparcie odmawia, twierdząc, że nic mu nie jest i ból zaraz przejdzie. Ale nie przechodził. Ginny zaproponowała pomysł zaciągnięcia go siłą, jednak Hermiona wytłumaczyła jej, że też o tym myśleli, jednak doszli do wniosku, że chłopak w końcu może się wszystkiego wyrzec, a wtedy nic nie poradzą.
-Harry, może jednak-
Ginny przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Obróciła się, po czym zdała sobie sprawę, że siedzi na niego miejscu, więc szybko wstała.
-Wstawajcie! -poparł Hagrid, wpuszczając do środka Kła i zamykając nogą drzwi.- Za pięć minut cisza nocna. I zaczęło padać.
Chwila... Już prawie dwudziesta druga?! Wszyscy zerwali się jak oparzeni i wybiegli na dwór. Ruda zauważyła, że jest już noc, a kiedy szła dopiero się ściemniało, więc spędziła tam z... Trzy godziny? Cztery? Oj. Ale zleciało...
Popędzani przez krople deszczu wbiegli do zamku. Tam odetchnęli i popędzili w stronę wieży, teraz cali mokrzy. Kiedy wpadli do Pokoju Wspólnego, nikogo już w nim nie było. Pośpiesznie się rozebrali z mokrych płaszczy i szalików i zgodnie usiedli na kanapach przy kominku, wyciągając ręce w kierunku ognia.
-Jutro są święta!- zauważyła dopiero teraz Hermiona.
Ron przytaknął, nie patrząc w jej stronę, jedynie wpatrując się w płomienie.
-Jedziemy do mnie- rzucił.
Hermiona spojrzała na niego, wciąż oszołomiona nowym odkryciem.
-I nie powiedziałeś?! Chodź, Ginny, idziemy się pakować!
Weasley ucieszyła się, że wreszcie ma jakąś robotę i razem pobiegły do swojego dormitorium, skacząc po dwa schodki. Gdy znalazły się wewnątrz, każda dopadła do swoich łóżek i zaczęła mruczeć zaklęcia, pakując się.
Gdy już były gotowe, Hermiona popatrzyła niepewnie w jej stronę i zapytała:
-Cieszysz się?
Co? O co jej chodziło?
-Że jadę do domu?- zdziwiła się Ginny.- Jasne, że tak.
Jej przyjaciółka zachichotała.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi. Czy cieszysz się, że spędzisz święta z Harrym- wytłumaczyła.
Dziewczyna jeszcze bardziej się zaskoczyła. Hermiona chyba zauważyła jej wyraz twarzy, bo dodała:
-Słyszałam, że się pokłóciliście.
Ginny spochmurniała.
-O... Tak. Poszło o to, że ma mnie gdzieś.
-Wydaje mi się, że to nie jego wina. Harry naprawdę tego żałuje. To dlatego są te jego bóle głowy. On nie czuje nic do Cho.
W moje serce wstąpiła nadzieja. Zaraz jednak ją wygoniłam. Tylko tego mi brakowało.
-Do mnie też nie.
Hermiona pokręciłam głową z politowaniem.
-Daj mu szansę- poprosiła. -Szkoda mi go.
Wyszeptała zaklęcie i zamknęła walizkę.
-O, nie!- krzyknęła.-Spakowałam piżamę!
I zaczęła wszystko rozwalać.
***
Dzisiaj rano wyjeżdżali do Nory. Ginny od rana chodziła po Pokoju Wspólnym, budząc wszystkich. A to zwaliła zegar, a to przewróciła stół. Nie mogła się doczekać świąt... Nareszcie wolne od szkoły, od Umbridge!
Gdy już pobudziła wszystkich Gryfonów, okazało się, że jest pora na śniadanie. Dziewczyna poszła do Wielkiej Sali, aż kipiąc z energii, i zaczęła jeść śniadanie. Wszyscy się na nią dziwnie patrzyli, nieświadomie bowiem podskakiwała lekko, czekając na ten cudowny moment opuszczenia Hogwartu. Zjadła wszystko w trybie expresowym i zaczęła się przyglądać Harry'emu, Ronowi i Hermionie. Wydawało jej się, jakby specjalnie jedli aż tak wolno, byle tylko zrobić jej na złość.
Myślała, że zwariuje, kiedy wreszcie łaskawie wstali i poszli z nią do wieży Gryffindoru. Oczywiście Harry i Ron tamtego wieczoru nie spakowali się, więc przez nich musiała czekać jeeeszcze dłużej... Ona i Hermiona jedynie ściągnęły dwoje rzeczy z dormitoriów. Ustawiły je przy obrazie, a same oparły się o ścianę obok i zaczęły, jak to dziewczyny, rozmawiać o niczym i wszystkim jednocześnie.
Potem usłyszały kroki dochodzące z góry. To chłopacy schodzili ze schodów, lewitując swoje kufry. Żywo o czymś dyskutowali. Ginny dałaby sobie głowę uciąć, że o Quidditchu. Nagle Harry zaśmiał się i tracił przyjaciela ramieniem. Ron rozkojarzył się, i jego kufer zleciał ze schodów, robiąc mnóstwo huku. Wszyscy nerwowo się wzdrygnęli.
-Ron!- zawołała z naganą w głosie Hermiona.-Co ty wyprawiasz, na Merlina?!
Brat Ginny wzruszył tylko niezręcznie ramionami. Po chwili dołączył do niego Harry, zwijający się ze śmiechu. Wybraniec delikatnie postawił swój bagaż na podłodze i usiadł na nim.
-Ok, co robimy?- zapytał Harry, krztusząc się ze śmiechu.
Ginny spojrzała na niego, oburzona.
-Jak to: "Co robimy?"-zdenerwowała się.- Idziemy do pociągu! Spóźnimy się!
-Ale- Ron próbował oponować.
-Żadnych "Ale..."-zastrzegła Ruda.-Chodźcie! Albo dostaniecie upiorogackiem!
Wszyscy zgodnie poszli za nią.
Kiedy wreszcie stanęli na peronie, pociągu nie było. Ginny otworzyła ze zdziwienia usta.
-Jesteśmy dwie godziny za wcześnie...- uzupełnił niepewnie Harry.
Weasley wygladała tak, jakby miała wybuchnąć.
-Mogliście wcześniej powiedzieć!- wrzasnęła.
***
Wiem, że najdłuższy rozdział to to nie jest, ale mam kryzys twórczy. Wydaje mi się(i może to prawda-,-), że nie umiem pisać, że nikomu się to nie podoba, i tak dalej... No cóż... Mam nadzieję, że niedługo mi przejdzie. Nie zamierzam tego zawieszać. :)
I jeszcze jedno- mam naprawdę dużo sprawdzianów na najbliższy tydzień, więc nie jestem pewna, czy się wyrobię z rozdziałami:) Jakby coś, przepraszam najmocniej.
M.
CZYTASZ
HINNY || W Nadziei Na Lepszy Dzień
Fiksi PenggemarHinny jakich wiele. Takie same, ale jednocześnie takie inne. Czy warto je więc przeczytać, skoro czytało się setki innych? Tak, warto. Bo mimo wszystkich podobieństw, to jest INNA historia. Może prawdziwa. Może nie, może całkowicie zmyślona i nierea...