9. Święta na Grimmauld Place, cz. 2

1.8K 84 18
                                    

Wy mnie chyba zabijecie, jak przeczytacie całość. Pamiętajcie, że za używanie zaklęć niewybaczalnych idzie się do Azkabanu...
-KTÓRY DEBIL GRZEBAŁ W MOIM PAMIĘTNIKU?!- wrzasnęła Ginny. Harry lekko pobladł, ci bynajmniej nie uciekło uwadze dziewczyny.
-Ty?!- pisnęła i rzuciła się na chłopaka ze łzami w oczach.- Jak mogłeś?! Wiesz, że to moje, myślałam, że jesteś lepszy, ty okazałeś się być zwykłą szumowiną, jak każdy inny, chwalisz się sławą, nie martw się, wszystko co tam napisałam to nieprawda, w tym momencie to zaczęło być kłamstwem, ale chyba jesteś z tego powodu szczęśliwy, co? Jak mogłeś?!- zawyła Ginny.
Harry korzystając z chwili nieuwagi odsunął się na bok. Nie chciał wydać Rona, ale też był ciekawy, co ona tam napisała, że tak się wścieka.
-Nie denerwuj się..!- próbował ją nadaremnie uspokoić.-Przecież nic się nie stało, to się zdarza-
-Nic się nie stało?!- ryknęła dziewczyna.- Tak, pewnie dla ciebie nic. W końcu to nie w twoim pamiętniku ktoś grzebał, prawda?! Gdyby to dotyczyło twojego własnego tyłka pewnie byś się przejął, ale skoro to tylko ta głupia ruda siostra najlepszego przyjaciela, po co sobie nią zawracać głowę, co?! Trzeba było się o to zapytać zanim zacząłeś czytać mój pamiętnik!- po tych słowach z całej siły kopnęła go w brzuch, aż chłopak zgiął się wpół.
-Nigdy tak nie myślałem, Ginny- stęknął.
Ruda momentalnie oprzytomniała.
-O mój Boże, Harry!-podbiegł do chłopaka, który wyglądał, jakby miał zwymiotować.- Nic ci nie jest? Fred! George!- rozejrzała się po pokoju, ale byli sami.-Deportowali się!
Dalszy wywód przerwał Ron, gwałtownie otwierając na oścież drzwi. Tuż za nim stanęła oszołomiona Hermiona.
-To nie Harry! To ja!- krzyknął.
Ginny zdziwiła się równie mocno, jak Hermiona.
-Chwila... Co?- nieustannie wpatrywała się to na jęczącego przy szafie Harry'ego, to na stojącego w drzwiach Rona.- Czemu?
-Bo... -Ron się zawahał.- To było niechcący.
-Jak to: "Niechcący"?- spytała Hermiona, przypominając wszystkim o swojej obecności.-Niechcący otworzyłeś pamiętnik Ginny? Zadziwiasz mnie.
W tym czasie odsunęła się nieco od chłopaka dając mu do zrozumienia, że nie pochwala takiego zachowania.
Za to Ginny toczyła ze sobą walkę; zaatakować czy nie zaatakować brata? W końcu uznała, że jest zmęczona, i tylko spojrzała na niego groźnie.
-Czego szukałeś?- zapytała prosto z mostu. Ron wytrącony pytaniem nawet nie miał czasu, by się cieszyć, że jednak Hermiona nie kocha Harry'ego. Ale jeśli teraz poda prawdziwy powód, że pomylił pamiętniki, on rownież straci szanse na jej miłość.
-Zeszytu- wypalił. Cóż, przynajmniej nikt mu nie zarzuci, że kłamie. To już coś.
-To znalazłeś- zauważyła chłodno Ginny.- Nie jestem głupia.
-Nie?- zdziwił się na głos Ron, zanim zdążył ugryźć się w język. Jego siostrze opadły ramiona.
-Wyobraź sobie, że NIE!- Ginny podniosła z ziemi jakaś grubą książkę, pewnie Hermiony, zamachnęła się i rzuciła nią w Rona. Chłopak złapał się za nos i spojrzał na nią z wyrzutem.
-Ej, Ginny- Hermiona zmarszczyła brwi.- Nie przesadzasz aby trochę? Teraz uderzyłaś Rona, wcześniej Harry'ego... Prawda, Harry?
Ale Harry nie mógł odpowiedzieć, bo aktualnie Harry klęczał na podłodze, a wyglądał, jakby chciał zwymiotować, ale nie mógł. Ewentualnie na odwrót.
-Harry!- przeraziła się Ruda.- Kurczę, co ja narobiłam... MAMO!
-Co znowu?- warknęła pani Weasley z kuchni.
-Harry znowu!- krzyknął Ron. To zadziałało; pani Weasley, sądząc po odgłosach, gwałtownie zerwała się z krzesła i popędziła po schodach. Gdy już znajdowała się w progu pokoju, wysypała:
-Co się stało?
Cała trójka szybko wskazała na osuwającego się Harry'ego. Mama Rona wstrzymała oddech.
-Co mu?!
-Uderzył brzuchem w kąt łóżka Ginny- skłamała Hermiona. Nie chciała pogrążać przyjaciółki, a wiedziała, że jak Harry będzie chciał, to potem sam powie pani Weasley o prawdziwych wydarzeniach.
Pani Weasley podniosła chłopakowi koszulkę, by spojrzeć na miejsce "rany".
-Wyglada, jakby ktoś go porządnie kopnął!- zdumiała się i potrząsnęła głową.- Harry to ma krzepę... Żeby tak się walnąć...
Kobieta wyjęła z kieszeni różdżkę i wypowiedziała parę zaklęć uzdrawiających tak, że po chwili nie było już żadnego śladu. Jedynie blada twarz Gryfona wskazywała na jego prawdziwy nastrój.
-No już! Sio!- pani Weasley trzepnęła ręką najbliżej stojącą Ginny.- Wynocha!
Ron, Hermiona i Ginny niepewnie wyszli tyłem, oglądając się za siebie, by na coś nie wpaść. Gdy wyszli z pomieszczenia, obrócili się i już normalnie zeszli po schodach, po czym usiedli, jak zwykle, w jadalni, gdzie byli już Syriusz i bliźniacy.
Zapadła niezręczna cisza.
-A propo łazienki- zagadnął Syriusz, bębniąc palcami w blat.- Ona się często zacina.
-Dobrze, że powiedziałeś przed czasem!- parsknęła Ginny. -Zanim się zamknęłyśmy.
-Ron nie był specjalnie nieszczęśliwy- warknęła Hermiona.- Przyznaj się; czego szukałeś w pamiętniku Ginny?
Ron nagle wydał się jakby nieco niższy.
-To... Była pomyłka.
-"To... Była pomyłka"- przedrzeźniła go Ginny.- Ojej... Jaki pech! Przestań kłamać!
-Czemu wszyscy myślą, że kłamiemy?- zapytał Harry, schodząc ze schodów za panią Weasley.-To prawda.
Ginny, starając się wyglądać naturalnie i jak osoba, która nie jest zakochana, poklepała miejsce wokół siebie dając znać Harry'emu, żeby usiadł koło niej. Przybrała na twarz coś na kształt uśmiechu, gdy to zrobił, ale w środku skakała ze szczęścia.
-A więc, Ron- podjęła, z trudem przestając patrzeć się na siedzącego obok Harry'ego.- Co chciałeś zrobić, że się pomyliłeś?
Ron posłał Harry'emu nieme "No to mnie wkopałeś."
-Ekh... Więc, Harry, moja mama cię uzdrowiła?
-Tak- Harry spróbował pomóc przyjacielowi.- Jest bardzo dobra w takie rzecz-
-Nie zmieniajcie tematu!- krzyknęła Ruda.- Co. Chciałeś. ZROBIĆ?!
Ron spojrzał na nią ze strachem.
-Przeczytać pamiętnik Hermiony- powiedział, nie zdołając się powstrzymać. Zaraz zakrył usta dłońmi.- Oj...
Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk. Wstała, aż zatrząsł się stół. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamiast tego obróciła się na pięcie i wymaszerowała z pokoju.
-Oj- przyznali bliźniacy.- No to wpadłeś.
-Ty.. Ty... Ty...!- Ginny nie umiała się wysłowić.- Lecę do niej!
-Życzę powodzenia!- wyszczerzył się George.
-Przyda się!- dodał Fred.
Po czym obaj z trzaskiem się deportowali.
-No to zostaliśmy sami- westchnął Harry.- Te święta zapowiadały się lepiej. O niebo lepiej...
***
Ginny szybko rozejrzała się. Hermiony nie było w pokoju. Gdzie mogła pójść? Łazienka raczej nie, po ostatnich wydarzeniach... Kurczę, ona nic tylko kogoś szuka i szuka! Jak się schowała, to jej sprawa! Dziewczyna ze złością tupnęła nogą w podłogę, zaplotła ręce i poszła przed siebie.
Jej wędrówkę przerwała ściana. Ginny wyrżnęła w nią jak jakaś ślepa. Przeklinając swoją głupotę skręciła w lewo i, patrząc w podłogę, ruszyła dalej. Ale za długo ruszała dalej. Szła i szła, a korytarz się nie kończył. Weasley'ówna nie była pewna, czy w ogóle długość domu Syriusza, nawet, gdyby nie było ścian, była aż tak długa. Tak przerażajaco długa..
Oglądnęła się za siebie. Z... No, w każdym razie daleko. Taka była odległość od niej do małej, jasnej kropki, jaką był koniec korytarza. Po tamtej stronie. A w jakiej ona teraz jest?
Chwila, jakie strony?! Ona nie myślała o żadnych stronach! Powietrze jakby nagle się ochłodziło. Siłą  woli zmusiła się do kilku następnych kroków, ale prawie od razu się zatrzymała. Jeszcze raz nerwowo spojrzała w tył. Nic się nie zmieniło. Bo niby co miało się zmienić?!
Zaśmiała się nerwowo i krótko. Po chwili to stało się niezręczne. W hallu panowała nienaturalna cisza. Czy nie powinny dobiegać do niej głosy jej przyjaciół i rodziny? A może była już za daleko? Ale gdzie była?
Usłyszała za sobą trzask. Szybko odwróciła się na pięcie. Przejścia nie było. Zapadła ciemność.
***
-Zgubiły się- skomentował Ron.
-Albo znowu zamknęły się w toalecie- dodał Harry.
-Wpadły do sedesu- jęknął Ron.
-Zatopiły się w wannie?- zaproponowali bliźniacy, aportując się przy nich.
-Znaleźliście je?- zapytał z nadzieją ich brat.
Obaj jednocześnie pokręcili głowami.
-Może jednak powiemy o tym waszej mamie?- Harry niecierpliwie wstał z krzesła i zaczął się przechadzać po kuchni.- A jeśli coś im się stało?
Ron uniósł sugestywnie brwi.
-O którą się martwisz?
Harry, w połowie kroku, zatrzymał się i warknął:
-O obie. Są moimi przyjaciółkami- i zanim Ron zdążył coś wtrącić, uzupełnił.- Nie czas na domysły i skojarzenia, Ron. A zresztą, jedna z nich to twoja siostra, w drugiej się podkochujesz. Chyba tobie powinno bardziej zależeć.
Ron klęknął przed chłopakiem i wzniósł ręce do nieba.
-Właśnie powiedziałeś coś bardzo mądrego! Teraz tylko dodaj, czemu tak nie jest.
Wybraniec klepnął się otwartą dłonią w czoło.
-Może jesteś bardziej skryty?- podsunął.
-Może ty  też się w którejś zakochałeś?-Ron zastanowił się chwilę.- Po namyśle jednak wolę, żeby tak się nie stało.
Harry przycisnął ręce do skroni.
-To bez sensu! Jeszcze nawet się nie zaczęły święta, a my już zgubiliśmy dwóch domowników!
-Pobiliśmy rekord!- Fred i George przybili ze sobą nawzajem piątkę.
-Przecież nie ma ich dopiero godzinę- zauważył Ron. -To jeszcze nie tragedia.
-Jeszcze- potwierdził Harry. -Niedługo będzie. Jak pani Weasley się skapnie!
Wszyscy zamilkli, wyobrażając sobie w głowach własne scenariusze tragedii. Każdy się skrzywił, bardziej lub mniej. Z przerażeniem popatrzyli po sobie.
-Musimy je znaleźć- złożyli wspólną obietnicę.
***
Hermiona nie była sama. Co prawda w pomieszczeniu było pusto, jednak wyczuwała czyjąś obecność. Ktoś ją nieustannie obserwował. To było nieco... Stresujące.
Z braku innych pomysłów usiadła po turecku na środku okrągłego pokoju. Szara farba na ścianach była zdarta, a kąty pokrywała pajęczyna. Zauważyła też nieco pleśni. Słowem: było tu ohydnie.
Od razu było widać, że dawno nie używano tego pokoju. Jedyne odciski w kurzu to była ona, bowiem przez ostatnią godzinę zajmowała się ni mniej, ni więcej, tylko chodzeniem w kółko.
Nie miała pojęcia, gdzie mogła być. Nie było wyjścia, choć dałaby sobie głowę uciąć, że weszła tu drewnianymi, mosiężnymi ścianami. No, przez ścianę raczej nie przeszła. Co prawda czytała w jednej z książek w bibliotece coś o tym, że domu rodów czystej krwi żyją własnym życiem i nikt nie wie, co naprawdę kryją, ale uważała to za bajkę. Że niby ściany i podłoga mają świadomość? No bez jaj. Nawet w tej sytuacji to wydawało się być głupie.
Siedziała w milczeniu, nasłuchując. Nie chciała mieć pózniej niemiłej niespodzianki, z tego powodu niewzruszenie siedziała w jednej pozycji. Co prawda bolał ją kręgosłup i czuła się, jakby lewa noga miała jej odpaść, ale ból minimalizował strach. Bała się.
Była ciekawa, czy przyjaciele się o nią martwią. Czy zauważyli już jej podejrzaną nieobecność i jej szukają, czy uważają, że jest obrażona? Bo była. Ale już nie jest. Mogłaby Ronowi dać na całe życie swój pamiętnik, z aktualizacjami jako bonus, byle tylko stąd wyjsć. Bała się.
Usłyszała za sobą chrobot. Miała wrażenie, że serce jej przyspieszyło. A może już stanęło? Może nie wytrzymało tempa nadanego przez dziewczynę?
Usłyszała kolejne chroboty, w rytm kroków. Myślała, że umrze ze strachu, kiedy zrozumiała, że to coś stoi tuż za nią. Ledwo oddychała, gdy poczuła twardy dotyk na ramieniu. Choć bała się tego, co zobaczy, nie obracając głowy spojrzała w tamto miejsce i wzięła głęboki oddech. Na jej ręce spoczywała ręka kościotrupa.
-Jest już jedna- usłyszała głos szkieleta, a po chwili kościotrup stanął przed nią, sparaliżowaną strachem.
-Została ostatnia- szepnęła pani Black, biorąc twarz Hermiony w kościste ręce.
Dziewczyna spojrzała na nią z przerażeniem. Bała się.
***
Dobra, przyznaję, wyszło nieco mrocznie pod koniec.
Nie mogłam się powstrzymać! Protego!
Bye! :)
M.

HINNY || W Nadziei Na Lepszy DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz