2. Nie do wiary.

3.2K 125 33
                                    

Siedziała na fotelu w pokoju wspólnym Gryffindoru, gdy zdała sobie sprawę, że za chwilę będzie miała lekcję obrony przed czarną magią z profesor Umbridge. Choć Ginny tego jako obrony nie zaliczała. To było tylko monotonne czytanie podręczników i oglądanie "słodkich" kotków, których miała już naprawę dość!
Jęknęła, ale grzecznie zsunęła się z fotela, klapnęła na podłogę i dopiero wstała. Może nie była to bardzo mądra metoda, ale lubiła ją. Przecisnęła się przez tłum Gryfonów, by wziąć podręcznik z teorii OPCM'u i wyszła na korytarz.
Uśmiechnęła się do schodów, gdy ujrzała, jak się przemieszczają. Była tu już czwarty rok, a to cały czas ją zauroczało od nowa. Nie gubiąc się weszła jako jedna z ostatnich do klasy Dolores Jane Umbridge.
Burknęła ciche "...dobry." i usiadła obok Luny, po czym pyrgnęła książkę na ławkę.
Co za szczęście, że mieli zajęcia z Krukonami! Inaczej chyba by zwariowała.
Lubiła Ravenclaw. Było tam dużo fajnych osób.
"Oprócz jednej." przemknęło jej przez myśl. Szybko wygoniła to zdanie z głowy. Musi zapomnieć o Harrym. Tak, jak on zapomniał o niej.
***
Harry bił się myślami sam ze sobą. Nie mógł sobie wybaczyć, że przez urodę szukającej Ravenclawu nie złapał znicza, z drugiej strony jednak nieustannie usprawiedliwiał się faktem, że i tak wygrali. A Cho miała taką minę, że jak mógł się nie zawahać, nie zatrzymać się? Każdy przecież by tak zareagował.
Spodziewał się wyrzutów ze strony drużyny, ale z niewiadomego dla niego powodu to właśnie Ginny najbardziej go obwiniała. Czemu? A on myślał, że siostra Rona jako jedyna nie będzie go nieustannie oskarżać. I co? Jako jedyna to robiła, podczas, gdy reszta dawno zapomniała o tym przykrym incydencie. Dziewczyny są takie dziwne.
-... i wtedy ten różowy słoń wpadł na stado biedronek- kontynuował Ron.- Wypił z nimi soczek dyniowy i poleciał na liście mandragory...
Już od jakiegoś czasu zbierał się, by zaprosić gdzieś Cho, ale nie miał odwagi, a gdy dostawał nagłego jej przypływu, Umbridge zaczynała się wtrącać. Właśnie. Nauczycielka obrony przed czarną magią. Miał jej serdecznie dosyć. Hermiona twierdziła, że Ministerstwo ingeruje w sprawy Hogwartu. Harry był pewny, że ma rację. Przecież Umbridge jakąś rewolucję urządzała! A jak ostatnio stała się Wielkim Inkwizytorem Hogwartu, myślał, że gorzej już być nie może. Oczywiście okazało się, że jednak może.
Nie pojmował, jak można być aż tak wrednym i upierdliwym jak ta różowa landryna. Przecież ona była gorsza od Voldemorta, z którym nie raz miał styczność. Ten charakter... Już Rita Skeeter była lepsza.
-...więc zaprosił Krzywołapa na herbatkę i ciastko do Malfoya. Ale ten odmówił, lojalny wobec Norberta, który w tym samym czasie zaproponował mu muffinkę na peronie 9 i 3/4...
Zresztą Rita też ostatnio nie próżnowała. W "Proroku Codziennym" aż roiło się od jej artykułów na temat dosłownie wszystkiego. Od modnych katastrof po sytuacje polityczne i jego, Harrego Pottera.
I moich kłamstw- pomyślał gorzko.
-... dlatego Voldek jednak zdecydował się kupić zieloną przepowiednie, troszkę lipną, bo była w promocji, za jedyne sześć sykli...
Chwila, co?!
Harry wyrwany z rozmyślań spojrzał na Rona, który wciąż się produkował.
-Co ty wygadujesz,stary?- Jęknął.- Jaka przepowiednia?
Ron spojrzał na niego jak na osobę niezbyt inteligentną.
-Wreszcie się ocknąłeś. Gratuluję- zauważył cierpko.- Wymyślam coraz to głupsze rzeczy od kilku minut, a ty nic. Już chciałem rzucić na ciebie Confundusa, byś mnie łaskawie posłuchał.
Harry wzruszył ramionami, lekko zawstydzony.
-Tak to bywa- mruknął.- Mów, co zamierzałeś.
Weasley popatrzył na niego podejrzliwie, i po chwili ostrożnie podjął:
- Więc wybrał zieloną zamiast seledynowej...
Po chwili dostał po głowie książka od Harrego.
- Słucham, słucham- burknął chłopak.- Mów poważnie.
-Poważnie, to Hermiona chciała cię o coś poprosić.
Harry westchnął cieżko- oto i cały Ron. Tyle się namęczył, by powiedzieć to krótkie zdanie. Czasem miał go dosyć. Ta. Czasem.
-A gdzie ona jest?- Zapytał, choć znał odpowiedź. Gdzie indziej mogła być Hermiona?
-W bibliotece- odparł zgodnie z przewidywaniami Harrego Ron. - A co myślałeś?
Harry spojrzał na niego ciężko.
-Myślałem, że jest w toalecie i nas obgaduje z Jęczącą Martą, wiesz?-Zapytał sarkastycznie.-Chodźmy do tej biblioteki.
Ron zamrugał oczami.
-Chodźmy? Eee... Ja muszę się uczyć na eliksiry. To pa- tymi słowami niedelikatnie wypchnął Harrego z pokoju wspólnego na korytarz.
Harry spojrzał na obraz Grubej Damy, strzegący ich dormitorium. Zastanawiając się, co też Ron przeskrobał, że nie chce się na oczy pokazywać Hermionie, ruszył w stronę biblioteki. Gdy otworzył wrota pomieszczenia, już otworzył usta, by zawołać Hermionę, gdy napotkał piorunujący wzrok bibliotekarki. Ucichł więc i przeszedł się między działami, by odnaleźć przyjaciółkę.
Znalazł ją przy dziale z księgami o obronie przed czarną magią, czytającą jakaś grubą książkę.
Gdy dziewczyna go dostrzegła, podniosła wzrok znad tekstu.
-Hej, Harry- westchnęła.- Ron cię do mnie przysłał, prawda?
Harry, lekko zdziwiony, kiwnął głową.
-O co chodzi?- Zapytał prosto z mostu.
Hermiona potrząsnęła z dezaprobatą głową. Wzięła głęboki oddech i zamknęła książkę.
- Wpadliśmy z Ronem na pomysł, by zacząć pobierać naukę obrony przed czarną magią- widziąc minę Harrego, dodała.- Prawdziwą naukę. Z magią. Ale potrzebujemy lepszego nauczyciela, kogoś, kto się na tym zna, kto mógłby się podzielić doświadczeniem i wiedzą.
-Myślisz o Lupinie?-Harry zmarszczył brwi.- Przecież Dumbledore nie zwolni Umbridge. Ministerstwo zaczęło by się rzucać:
-Nie chodzi mi o Remusa-Hermiona spojrzała na niego poważnie.- Myśleliśmy o tobie.
Harry otworzył szerzej oczy.
***
Aha... Aha.
Harry. Nauczyciel.
Ginny od kilku minut wpatrywała się tępo w ścianę, próbując to przetrawić. Czy los sobie z niej kpi, zsyłając na nią Harrego w chwili, gdy nie chciała go widzieć, czy może to szansa na to, by zrozumiał jej uczucia?
Owszem, wiedziała, że to nie będzie obowiązkowe, była jednak rownież świadoma, że jest to im potrzebne.
No i najważniejsze- naprawdę nie potrafiła unikać Wybrańca. Coraz częściej przyłapywała się na tym, że za nim tęskni, że chce się pogodzić.
Daj spokój tym dziecinnym fochom, mówił jakiś głos w jej głowie.
Ale jak miałaby mu to powiedzieć? "O, cześć Harry, może się pogodzimy?" Przecież brzmiało głupio nawet w jej własnej głowie.
Tak właśnie się kończy obrażanie się na osobę, na której ci zależy.
***
Harry właśnie wracał z pierwszego spotkania Gwardii Dumbledora. Jeszcze nie mieli pomysłu, gdzie będą trenować, ale to tylko kwestia czasu. Nawet dyrektor Hofwartu przyznał, że nie zna całego zamku. Jakie więc szanse miała Umbridge, by ich odnaleźć, gdy zaczną się spotykać?
Żadne.

***
Jest i rozdział 2. Jak widzicie, doszliśmy już do momentu założenia GW- w końcu jest to opowiadanie o Ginny i Harrym, więc nie mogę cały czas wzbogacać relacji Harry-Cho. Mam dylemat, ponieważ nie chcę by Cho lub Ginny przez zaistniałą sytuację wyszły wrednie.
No, ale jakoś wybrnę z tego bagna.
Jeszcze jedno pytanie: wolicie by było więcej opisów ze strony Harrego, czy Ginny? Piszcie w komentarzach. Ja się dostosuję.
Postaram się napisać jeszcze jeden rozdział przed Wielkanocą (tak, tego roku:) -2016), ale zobaczymy, jak pójdzie. Do świąt zostało około półtora tygodnia. Jakoś mam nadzieję się wyrobię.
Pozdrawiam wszyskich, którzy to czytają!
M.

HINNY || W Nadziei Na Lepszy DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz