4. Wstydziłbyś się, Harry.

2.3K 108 27
                                    

Hermiona w duchu przeklinała nieustannie Harrego. No bo przez jakiego dupka Ginny znajduje się w sytuacji, w jakiej się znajduje? Przez niego.
Spodziewała się po nim więcej. Lecz jak widać osoba, która została wychowana bez miłości, nie może kochać. Może to nie była jego wina, ale to i tak nic nie zmieniało.
Nie zmieniało faktu, że od trzech dni Ginny leży nieprzytomna w skrzydle szpitalnym, a ten debil ani razu jej nie odwiedził. Potter uważał, że skoro ona śpi, nie warto jej odwiedzać.
Niech sobie tak uważa, bo niedługo może być nie warto odwiedzać go, bo będzie spał, i to głęboko!
Usłyszała za sobą trzask otwieranych drzwi. Nie musiała się odwracać by wiedzieć, kto to. Tylko jedna osoba siedziała z nią przy Ginny - Ron.
Oczywiście, pozostałe rodzeństwo dziewczyny także ją odwiedzało, ale nie tak nałogowo jak ona czy Ron. Oni tu byli praktycznie cały czas.
Hermiona sama się dziwiła, czemu Ginny jeszcze się nie obudziła. Zemdlała ze wstrząsu, jakim był widok Harrego i Cho całujących się. Ale nikt nie przypuszczał, że to będzie aż tak poważne. A było.
-Pani Pomfrey każe już wychodzić- powiedział cicho Ron.- A poza tym przyniosłem ci obiad z Wielkiej Sali. Nie było cię.
Dziewczyna z trudem odwróciła się od Ginny leżącej na łóżku i spojrzała na niego, aż Ron się przeraził. W jej oczach było tyle bólu i rozpaczy...
Wbrew sobie on rownież zaczął płakać. Usiadł przy Hermionie i przytulił ją po przyjacielsku.
-Wydobrzeje- szepnął.
Hermiona z łzami w oczach pokiwała głową i pozwoliła się wyprowadzić ze skrzydła szpitalnego.
Gdy szli w kierunku portretu Grubej Damy, minęli się z Harrym rozmawiającym z Cho. Dosięgnął ich strzępek wypowiedzi Krukonki:
-... myślałam, że się załamię, Cedrik zawsze mi pomagał, a teraz on nie...
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Harry byłby martwy, a Hermiona zajęłaby miejsce Bazyliszka w Komnacie Tajemnic.
Jednak, gdy chłopak się od nich odwrócił, przez chwilę popatrzył na Hermionę przerażonym wzrokiem, jakby dopiero teraz sobie coś uświadomił. Po chwili jednak powrócił do niego obojętny wyraz twarzy i zwrócił się z powrotem do Cho, przysuwając do niej swoją twarz.
Ron i Hermiona czym prędzej odwrócili się, świadomi, co się za chwilę stanie. Nie byli wstanie na to patrzeć. To było obrzydliwe.
Hermiona zaczęła zawzięcie mrugać oczami, by się nie rozpłakać. Weasley za to wyglądał, jakby miał zamiar zwariować.
-Nie poznaję Harrego-warknął.-Tego to się po nim nie spodziewałem.
-Ja też nie- dorzuciła Hermiona.- Chwila... Która godzina?
Ron zastanowił się przez chwilę. Przed chwilą zjadł obiad, jeszcze poszedł do wieży Gryffindoru i zaniósł tam porcję dla dziewczyny, po czym poszedł do niej do skrzydła szpitalnego. Która mogła być godzina.
-Chyba coś koło trzeciej- zaryzykował.Hermiona otworzyła szerzej oczy. Chłopak dopiero po chwili zrozumiał, o co chodzi.-Eliksiry!-spanikował.
Spojrzeli na siebie w przerażeniu i pobiegli po książki. Gdy je wzięli, nie zwalniając tempa puścili się w stronę lochów.
Snape zmierzył ich zimnym wzrokiem, gdy jako jedni ostatnich wchodzili do klasy.
-Macie szczęście- syknął i wszedł do sali tuż za nim z impetem, aż czarna peleryna mu się zakołysała na boki. Gdy się upewnił, że nikt nie gada i każdy jest na swoich miejscach, zaczął kolejny eliksir, nie oszczędzając Gryfonów.
Przez całe dwie godziny w lochach Hermiona przypatrywała się dokładnie Harremu, szukając jakichkolwiek zmian.Czuła, że coś jest nie tak. Chłopak nieustannie wpatrywał się w Cho, nie zwracając uwagi na Snape'a. I Snape chyba to zauważył.
-Prawda, Potter?- spytał przez zaciśnięte zęby.
Harry zrobił postęp, bo oderwał wzrok od Cho, i spojrzał zdezorientowanym wzrokiem na profesora.
-Prawda?- spróbował zgadnąć.
Niestety, Wybraniec nie umiał zgadywać.
-Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru- uśmiechnął się złośliwie Snape.- Ktoś jeszcze chce coś powiedzieć?
W lochach zapadła cisza jak makiem zasiał.
***
Gdy skończyła się lekcja eliksirów, Hermiona złapała Pottera zanim zdążył umknąć z Cho. Niechętnie chłopak się do niej odwrócił.
Zdziwiła się, bo jego zwykle pełne życia, zielone oczy stały się zamglone i... martwe. Harry patrzył na nią bez życia, czekając, aż puści go z powrotem do Cho. Ale dziewczyna nie odpuściła.
-Mamy prośbę- zagadnęła go.
Harry spojrzał na nią ponuro, bez uczuć. Zaczęła się bać.
-Jaką?
Gryfonka przełknęła ślinę. Normalny, stary Harry zainteresował by się, jacy "my", no i wyraził o wiele większy entuzjazm.
Czy to możliwe, by tak szybko tak bardzo się zmienił?
-Pani Pomfrey wpadła na pomysł- zaczęła ostrożnie, czujnie obserwując Harrego.- Że skoro Ginny zemdlała p r z e z c i e b i e- ostatnie dwa słowa niemal wykrzyczała-to może się obudzi, jeśli ją odwiedzisz i zaczniesz do niej... Czy ja wiem? Gadać? Coś, by poczuła twoją obecność.
Hermiona zmieniła zdanie. Stary Harry nie zainteresowałby się tym "my". Gdyby z nimi był stary Harry, do takiej sytuacji by nie doszło.
-Mam odwiedzić Ginny?- upewnił się chłopak, a gdy Hermiona potwierdziła, dodał do Cho.- Miejmy to za sobą. Chodźmy już.
Nie, żeby się palił do tego zadania. Nie chciało mu się. Gryfonka widziała to aż za bardzo wyraźnie.
-Lepiej idź bez Cho- zaproponowała, ignorując Krukonkę, która ze zmarszczonymi brwiami w milczeniu przysłuchiwała się ich rozmowie. -W końcu to przez nią siostra Rona jest w skrzydle- po chwili zastanowienia dorzuciła w kierunku Cho.- Bez obrazy.
Panna Chang tylko wzruszyła ramionami, co Hermiona powitała z ulgą.
-Idź sam- Cho zachęciła Harrego.- Później na ciebie poczekam.
Potter się rozpromienił i podskokach pobiegł do skrzydła szpitalnego.Cho natomiast z nieodgadnionych wyrazem twarzy pomaszerowała do pokoju wspólnego.
A Hermiona nie ruszyła się o krok i uparcie wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknął Harry. Przecież to... Nienormalne! Co się z nim dzieje?!
Poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu.
-Ron, chciałabym-
Przerwała, bowiem odwróciła się i zauważyła, że to nie Ron trzyma jej rękę na ramieniu. Patrzył na nią Dean Thomas. Tego się nie spodziewała.
-O co ci chodzi?- zapytała chłodno, mierząc go spojrzeniem.- Nie mam czasu.
-Czym niby jesteś zajęta?!- parsknął Dean.- Umieraniem z rozpaczy o przyjaciółkę? A zresztą- dodał- to cię zainteresuje. Chodzi o Ginny.
Hermiona od razu się ożywiła.  Spojrzała z nadzieją na chłopaka.
-Obudziła się?
Dean uśmiechnął się.
-Jakby ci to powiedzieć... Nie.
Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy. Palant.
-Podoba mi się. Chciałbym z nią chodzić, ale nie wiem, jak jej to powiedzieć.
O, nie! Teraz przegiął.
-Po pierwsze: to nie jest dobry moment, biorąc pod uwagę, gdzie ona się-zaczęła wyliczać, ale Thomas jej przerwał:
-Przesadzasz. Moment dobry jak każdy inny.
-Nie przerywaj mi!- krzyknęła ze złością Gryfonka. - Po drugie: ona kocha kogoś innego, po trzecie: nie zasługujesz na nią.
Dean zaśmiał się szyderczo i spojrzał na nią z politowaniem. Już miał się odezwać, ale oberwał Drętwotą od kogoś za Hermioną.
Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła radośnie do Rona.
-Dzięki-zarumieniła się, choć sama nie wiedziała, dlaczego. Ostatnio tak miała... Gdy przebywała z Weasley'em. - Powiedziałam Harremu o "teorii pani Pomfrey". Uwierzył. A właściwie Cho- potrząsnęła bezradnie głową.- Wygląda, jakby w ogóle nie myślał. I chyba rzeczywiście tak jest.
Ron w duchu przyznał jej rację, choć nie dał tego po sobie pokazać i spróbował pocieszyć dziewczynę.
-Nie martw się. Gdy tylko skończy się sprawa z Ginny, ostro weźmiemy się za niego. Niw zostawimy mojej siostry na pastwę losu.
Hermionie od razu poprawił się humor. Pobiegła przed siebie, nie odwracając się zawołała jeszcze:
-Spotykamy się za pół godziny w Pokoju Wspolnym!
Ron uśmiechnął się do siebie i odwrócił do Seama, na którym Drętwota przestawała działać.
-Zostaw w spokoju moją dziewczynę- syknął.
-Ona nie jest twoją dziewczyną- zauważył trzeźwo Thomas.
-Jeszcze nie- przyznał Weasley. - Ale niedługo będzie.
***
Harry szedł w kierunku siostry Rona. Och, jak on chciał znów się spotkać z Cho! Ale nie... Musiał się najpierw poużerać z tą rudą... Przeżyje to. Dla Cho.
Otworzył drzwi i napotkał pytający wzrok pani Pomfrey.
- Chcę odwiedzić Ginny Weasley- wyjaśnił krótko.
Pomfrey uniosła brwi i gestem wskazała łóżko Ginny.
-Prosz. Zostawię was samych.
Po tym oświadczeniu obróciła się na pięcie i wyszła z sali, tupiąc donośnie obcasami.
Potter westchnął cieżko i spojrzał na leżąca w łożku dziewczynę. Miejmy to z głowy, pomyślał.
Wolno podszedł do stojącego obok Ginny krzesła i klapnął na nie. Spojrzał bezradnie na Gryfonkę i zastanowił się, co mógłby zrobić.
Intuicja podpowiadała mu, że Cho nie będzie zadowolona, jeśli mu się nie powiedzie. Zmarszczył brwi.
Serio?, zapytał sam siebie w głowie.
Serio, odpowiedział jakiś głos, No szybciej!
Harry wzruszył ramionami i ponownie popatrzył na dziewczynę. Chyba musi zacząć coś gadać... Tylko co?
Nagle poczuł się niewyobrażalnie głupio. Miał tak siedzieć i rozmawiać z osobą, która jest nieprzytomna?
To bez sensu.
Dobrze, że chociaż pani Pomfrey wyszła, inaczej by się chyba ze wstydu zapadł pod ziemię.
-Cześć?- zaczął cicho.- Eee... Miło by było, gdybyś się obudziła- zauważył.
Brak odzewu.
Jak przez mgłę pamiętaj, że kiedyś takie rozmowy nie sprawiały mu problemu. Co się zatem zmieniło?
On raczej nie. Przecież zawsze taki był. Prawda...?
-Nudno bez ciebie- podjął.- Hermiona tęskni... Ron... Fred, George -
Urwał.
-I ja- dodał cicho.
Pod wpływem impulsu pochylił się nad nią.
Zaraz jednak się gwałtownie wyprostował i potrząsnął głową. Co on robi?! Przecież on kocha Cho. Prawda?!
Z przerażeniem patrzył na śpiącą Ginny. Dopiero teraz zauważył, że jest ładna. Nawet bardzo. Przyjrzał się tym rudym włosom rozrzuconym na poduszce, tym piegom...
Na przerażająco bladej twarzy.
Jak to możliwe, że nie zauważył tego wcześniej?
Ponownie z wahaniem pochylił się nad Ginny...
Chwila! A co z Cho?!
Znowu się wyprostował.
Czuł się , jakby prowadzil wojnę domową sam ze sobą, we własnej głowie. Czy to było normalne? Nie, chyba nie.
Rozejrzał się, choć nie wiedział kogo się obawiał, i szybko cmoknął Ginny w usta.
Po czym się ulotnił.

Ginny delikatnie otworzyła powieki i spojrzała na otoczenie. Była w Skrzydle Szpitalnym. Ale... Co ona tam robi? Chwila...
Wróciły wspomnienia z poprzednich dni. Czasy zazdrości, pocałunek Harrego i Cho, potem poszła do dormitorium i...
Nic. Dalej nic nie pamietała.
Czyżby zemdlała? O nie, jaki wstyd, jak ona mogła?
Uderzyła się dłonią w czoło. Jest tak głupia, głupia, głupia! I naiwna, pomyślała gorzko. Jak mogła choć przez chwilę myślec, że Harry odwzajemni jej uczucie? To było niemożliwe. To nigdy nie było realne. Ale cóż... Jak to mówią mugole- nadzieja umiera ostatnia. Czyżby więc już nie żyła?
Nie. Żyła.
Dostrzegła sylwetkę Harrego znikająca za framugą drzwi.
Przyszedł?  Odwiedził ją? Więc czemu wychodził? Zrobiła coś nie tak?! To źle, że się obudziła?!
Zaczynała panikować, zdawał sobie z tego sprawę.
Co się działo?!
***
Cześć! Tak, to znowu ja... Chyba macie mnie już dosyć.
Nie? To miło:)
Jak zwykle proszę, byście pisali co o tym myślicie i... Czytali to.
By gdyby nie wy, nie dotarłabym nawet do drugiego rozdziału.
Pozdrawiam wszystkich!
M.

HINNY || W Nadziei Na Lepszy DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz