Ginny ze znudzeniem czytała jakieś mugolskie romansidło, które kiedyś kupił jej tata, zafascynowany wszystkim, co związane z mugolami. Ponieważ wciąż leżała na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, nie za bardzo miała co robić. Pani Pomfrey chciała ją ostatni dzień przetrzymać w Skrzydle i sprawdzić, czy na pewno wszystko jest dobrze. Według dziewczyny lekko dramatyzowała.
Nawet nie patrząc na tekst przewróciła kolejną kartkę. Nie umiała skupić się na tekście. Jej myśli krążyły wokół Pottera. Musiała sama przed sobą przyznać, że chłopak ją zranił, skłamałaby jednak, gdyby powiedziała, że nie jest na niego wściekła. Dobrze, pocałunek z Cho mogła mu jeszcze wybaczyć- może po prostu nie czuł w stosunku do niej tego, co ona do niego. Ale myślała, że są przyjaciółmi. A przez kompletny brak odwiedzin z jego strony, Harry udowodnił, że ani trochę mu na niej nie zależy. Poprawiła siebie w myślach- Potter.
Dużo osób ją odwiedzało. W ciągu tych kilku godzin kiedy nie była nieprzytomna oprócz Rona i Hermiony odwiedziła ją Luna, wszystkie jej przyjaciółki z dormitorium, kilka osób z Gryffindoru, starszych lub młodszych, a nawet Dean, który był zaskakująco miły.
Zdziwiła się, że do niej przyszedł; nigdy nie byli jakimiś wielkimi przyjaciółmi, jedynie znajomymi, którzy raz na jakiś czas wymieniali komentarze w różnych sprawach.
Nie zaprzeczała, zrobiło jej się miło, gdy go zobaczyła. Każdy lubił wiedzieć, że ktoś się o niego martwi.
Coś jednak wyrwało ją z rozmyślań. Usłyszała głosy dochodzące z wejścia, lecz nie rozpoznawała słów. Skupiła się i wytężyła słuch:
-...odpocząć. Czas na odwiedziny był wcześniej.
Pani Pomfrey. Jakiś inny głos gorąco zaprotestował:
-Muszę wejść! To bardzo ważne! Jestem pewnien, że ona się zgodzi, choć...
Ginny zamarła.
Wiedziała doskonale, kto to jest.
Słyszała ten głos każdej nocy, we snach.
Harry ją odwiedził. Znalazł się. Odniknął*.
Już nie miała siły, by pomysleć: "Nie Harry, tylko Potter." Z niecierpliwoscią uniosła wzrok znad książki, oczekując przybycia chłopaka. Prawie odfrunęła ze szczęścia, gdy usłyszała westchnienie pani Pomfrey i krótkie zdanie wypowiedziane przez nią-"Masz pięć minut."
Na jej twarz wstąpił najszczerszy uśmiech.
Który zniknął, gdy zobaczyła Harry'ego.
Nie wiedziała, czemu tak zareagowała. Lecz kiedy spojrzała na chłopaka, przypomniały jej się wszystkie rany zadane jej przez niego. Wszystkie godziny wypłakiwania się w samotności. Wszystkie dni cierpienia. Uświadomiła sobie, jak bardzo chłopak ją zranił, i,że skoro on tak cały czas robi, nie ucząc się na błędach,nie zasługuje na nią. Jeśli ma ją gdzieś, jego osoba jest niewarta jej miłości.
-Czego chcesz?- zapytała chłodno.
Harry był najwyraźniej zdziwiony takim powitaniem. Pewnie spodziewał się, że wyskoczy z łóżka i wpadnie mu w ramiona, bo on łaskawie przyszedł do niej. Prostak.
-Przeprosić cię- powiedział, choć Ginny wydawało się, że wyczuła w jego głosie urazę. Uraziła dumę pana Wybrańca. Jaki pech!
-Za co?- zakpiła.- Za to, że masz mnie gdzieś? Och, nie musisz przepraszać! To się zdarza każdemu!- ostatnie zdanie prawie wykrzyczała.
Harry wydawał się nie być wcale poruszonym słowami dziewczyny. Wręcz przeciwnie, podszedł bliżej Ginny, która z kolei nie była w stanie się cofnąć.
-Przepraszam- szepnął, patrząc się jej prosto w oczy.- Wybaczysz mi?
Gdyby stała, ugięłyby się pod nią kolana. Ale leżała na łóżku. Nikt nie mógł zauważyć, jak ona reagowała na wzrok piorunująco zielonych oczu Harry'ego. Dlatego więc, choć czuła, że nogi ma jak z galarety, powiedziała najokropniejszą rzecz w swoim życiu:
-Możesz sobie pomarzyć.
***
Harry był wściekły na siebie. Miał się pogodzić z Ginny i ofiarować jej przyjaźń. Nie chciał komentować tego, jak mu to wyszło.
Jednak nie miał zamiaru wracać do Pokoju Życzeń. Już za dużo tam spędził czasu. Stawał się aspołeczny. Zamiast tego skierował się w stronę Wielkiej Sali. Jeśli miał rację, trwała właśnie kolacja.
Gdy otworzył wielkie wrota przekonał się, że miał rację.
Ignorując komentarze innych poszedł do stołu Gryffindoru i usiadł obok Hermiony. Nie spodziewał się, że się specjalnie ucieszy z jego widoku- dopiero teraz dotarło do niego, jak się zachowywał. Ale dostrzegł w oczach dziewczyny strach. Czyżby się go bała? Dlaczego?
-Wejście smoka- mruknął ktoś blisko niego na tyle głośno, że Harry to dosłyszał.
Miał właśnie zacząć jeść i sięgnął po tosta, ale zamarł z ręku w połowie ruchu.
-O, już jesteś Potter- usłyszał przesłodzony głos Umbridge.- A może nam wyjaśnisz, gdzie się szwendałeś?- zaszczebiotała, choć w jej głosie krył się lód.-Wszyscy jesteśmy ciekawi.
Mina któregokolwiek z uczniów nie wskazywała na to, by kłamała. Nawet jego najbliższych przyjaciół. Ale nie mógł ich za to winić. Sam byłby ciekawy, gdyby nie wiedział.
-Byłem w skrzydle- odpowiedział licząc, że Umbridge się nabierze. Nie mógł powiedzieć o Pokoju z prostego powodu- Umbridge nie wiedziała o jego istnieniu, więc wydałby Gwardię Dumbledore'a. A tego zrobić nie mógł.
-Przez kilka godzin?- upewniła się kobieta .- Chodź ze mną.
Harry przełknął ślinę. Nie ma to jak dobre początki, co nie?
Wymienił zaniepokojone spojrzenie z Ronem i Hermioną, którzy wychylili się, by wszystko dokładnie widzieć. Zaraz jednak zniknął z jego pola widzenia, a Umbridge niestrudzenie prowadziła do dalej. Gdy dotarli do jej gabinetu, gestem nakazała mu usiąść na różowym krześle stojącym naprzeciwko biurka. Sama usiadła na drugim, za biurkiem, i zmrużyła oczy.
-Gdzie byłeś?- zaczęła ostro spoglądając na niego groźnie. Harry lekko odsunął się na swoim krześle, które wydało nieprzyjemny dźwięk, aż chłopak się spiął.
-Byłem w skrzydle- powtórzył.
Nauczycielka przekrzywiła ze złości głową i popatrzyła na nią w taki sposób, że Harry'ego przeszły ciarki.
-Ominąłeś trzy lekcje- wycedziła.- Profesor Snape nie jest zachwycony. Jestem pewna, że otrzymasz stosowną karę- ostatnie zdanie wymówiła, jakby była niezmiernie pewna, że Harry'emu wyjdzie to na dobre.
Chłopak zaczął się jej bać. Odsunął się jeszcze trochę, uderzając oparciem krzesła w ścianę, trochę poniżej pierwszego rzędu talerzy z kociakami.
Po chwili milczenia zrozumiał, że ma już wyjsć. Odetchnął głęboko. Nie spodziewał się, że Umbridge tak łatwo odpuści- nie narzekał jednak. Posłusznie wstał, mruknął "Do widzenia" i, nie czekając na odpowiedź, wyszedł z ulgą z gabinetu.
Gdy zamknął drzwi, zobaczył czających się przy ścianie Rona i Hermionę. Najprawdopodobniej przysłuchiwali się wszystkiemu.
-Nie było tak źle- skwitował rudzielec. Harry przyznał mu rację, po czym uśmiechnął się do przyjaciół i razem ruszyli w stronę wieży Gryffindoru.
-Cho cię rzuciła?- odezwała się Hermiona.
Wybraniec zdziwił się, słysząc to pytanie. Co? Cho..? O co? Dopiero po chwili zrozumiał, że dziewczyna się zdziwiła, iż nie jest już tępym bezmózgiem na usługach Cho.
-Sam ją rzuciłem- uśmiechnął się sztucznie. Później im powie o akcji z Ginny.- Tylko ona jeszcze o tym nie wie.
W odpowiedzi Ron uniósł brwi.
-Zaszalałeś...
Harry spojrzał na niego pobłażliwie. Już miał powiedzieć coś niezmiernie ciekawego na temat Rona, gdy usłyszeli w pobliżu stuki. Cała trójka jak na rozkaz zatrzymała się w miejscu i wstrzymała oddechy.
-Irytek- szepnęła Hermiona.
Po chwili dostrzegli poltergeista, który z mściwą miną przemierzał korytarz, trzymając w dłoniach garści... Waty cukrowej?
Zaintrygowani podążyli za duchem, który ich jeszcze chyba nie zauważył, a nawet jeśli to zrobił- olewał ich. Przyjaciołom zdecydowanie pasowała taka postawa.
Zaczęli się uśmiechać widząc, gdzie zmierza Irytek, a ich uśmiechy stawały się coraz szersze, gdy coraz bardziej przybliżali się za nim do wejścia do lochów, gdzie znajdował się Pokój Wspólny Ślizgonów.
Gdy duch przeleciał przez ścianę do Pokoju Wspólnego, Harry, Ron i Hermiona ukryli się za zbrojami poustawianymi przy ścianie. Starali się nie rzucać w oczy, ale kiedy usłyszeli wrzaski dochodzące z lochów nie wytrzymali i wychylili głowy w zaciekawieniu.
Nie musieli długo czekać. Po kilku sekundach przez wyjście zaczęli wybiegać pierwsi uczniowie Slytherinu, z Malfoy'em, Crabbe'em i Goyle'em na czele. Wszyscy oblepieni byli od stóp do głów watą cukrową. Ukryci Gryfoni starali się nie roześmiać, gdy zobaczyli jak Malfoy wskazuje na siebie różdżką i wrzeszczy "Chłoszczyść!". Co ciekawe to nic nie dało. Czyżby Irytek w jakiś sposób zabezpieczył watę? Przecież był tylko poltergeistem. Zdesperowany Ślizgon zaczął więc rozpaczliwie ściągać ze siebie lepką substancję mugolskim sposobem, czyli po prostu ręcznie, na co oni zaczęli cicho chichotać.
Minęło trochę czasu, zanim Pokój Wspólny opuścili wszyscy Ślizgoni, a kiedy to zrobili, Harry, Ron i Hermiona niezauważalnie wślizgnęli się do środka.
Przyjrzeli się pokojowi, który znajdował się nad jeziorem mieniącym się zielonym blaskiem. W pomieszczeniu była tajemnicza, złowroga atmosfera- doskonała dla Slytherinu. Przyjaciele rozejrzeli się wokoło. Nie byli tu od drugiej klasy, czyli trzy lata temu.
Harry dostrzegł jakąś czarną kopertę z wymalowanym na zielono Mrocznym Znakiem.
Szturchnął Hermionę i wskazał na kopertę. Gdy doszło do niej, od kogo jest koperta, zrobiła krok do przodu, by się bardziej przyjrzeć. Ale kiedy zrobiła jeszcze dwa kroki, i stanęła w odległości około trzech stóp od rzeczy, usłyszeli szept dobiegający zza ich pleców:
-Witajcie. Nie jesteście ze Slytherinu, prawda? Gryfoni... Odwaga was zgubi. Mama was nie nauczyła, że nie wolno grzebać w cudzych rzeczach? Nie? To może ja was nauczę... -Krwawy Baron zaczął krzyczeć na cały głos.- GRYFONI SĄ W LOCHACH! GRYFONI SĄ W LOCHACH!
Cała trójka zaczęła uciekać. Nie przebiegli dziesięciu stóp, a Ron zatrzymał ręką Harry'ego.
- Nie masz może peleryny?- wysapał.
-Mam- przyznał Wybraniec.-Ale będzie widać nasze stopy.
-Niekoniecznie!- wtrąciła Hermiona.- Możemy się skulić przy ścianie i Filch przejdzie koło nas, nawet tego nie zauważając. Gdy odejdzie, czmychniemy do wieży.
Harry wyciągnął z szaty pelerynę i ukryli się pod nią. Gdy już byli w miarę bezpieczni, wyciągnął Mapę Huncwotów i wyszeptał "Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego." Na pergaminie zaczęły pojawiać się linie (rymuje się!) i utworzyły one mapę Hogwartu. Harry poszukał wzrokiem Filcha. Był tuż za zakrętem...
Po chwili go dostrzegli. Szedł żwawym krokiem do lochów, a u jego nogi wiernie spacerowała pani Norris. Ron ledwo się powstrzymał, by jej nie kopnąć przez pelerynę.
Czerwone oczy kocicy patrolowały cały korytarz. Jej wzrok na chwilę zatrzymał się w miejscu, gdzie byli schowani Gryfoni, a oni wstrzymali oddechy. Gdy pani Norris przestała się w nich wpatrywać, odetchnęli z ulgą.
Filch niezrażony dziwnym zachowaniem jego kotki maszerował dalej. Gdy zniknął w Pokoju Wspólnym Slytherinu, przyjaciele szybko zdjęli peleryną i pobiegli przed siebie ile sił w nogach. Woźny Hogwartu usłyszał kroki i zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki. Jednak było już za późno.
Minutę później Harry, Ron i Hermiona zatrzymali się przy portrecie Grubej Damy, dysząc ciężko po biegu.
***
-Naprawdę, świetnie się czuję. Mogłaby mnie już pani wypuścić?- nalegała Ginny.
Pani Pomfrey zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Dziewczyna patrzyła na nią z nadzieją.
-No dobrze- zadecydowała w końcu.- Ale jeśli się źle poczujesz, masz mnie od razu zawiadomić.
Weasley gorliwie przytaknęła i wyskoczyła z łóżka, po czym przeciągnęła się. Już miała wyjsć, ale przypomniała sobie o różdżce leżącej na szafce nocnej przy łóżku szpitalnym. Z uśmiechem wzięła ją i z poczuciem wolności zaścieliła zaklęciem łóżko.
Podeszła do drzwi i je otworzyła. Gdy już miała wychodzić, odwróciła się i zawołała do kobiety głosem przepełnionym radością:
-Do widzenia!
***
*odniknąć- oczywiście chodzi o to, że Harry zniknął, i się "odnalazł". Ginny wymyśliła więc określenie odniknąć. :)Jestem z siebie naprawdę dumna. Bałam się, czy zdążę z krótkim rozdziałem do Wielkanocy, a tu boom! Jest, i to najdłuższy! A robiłam go tylko jeden dzien^^
PONOWNIE życzę wszystkim wesołych świąt, bo jeszcze jednego rozdziału nie napiszę do jutra, a jeśli napiszę, to nie wstawię, bo te życzenia mnie zamęczają.
Pozdrawiam,
M.
PS. Nie wiem czemu moment, gdy Ginny opuszcza skrzydło skojarzył mi się ze sceną, kiedy Bellatriks ucieka z Azkabanu;)
To chyba nie jest dobry znak:)
CZYTASZ
HINNY || W Nadziei Na Lepszy Dzień
FanficHinny jakich wiele. Takie same, ale jednocześnie takie inne. Czy warto je więc przeczytać, skoro czytało się setki innych? Tak, warto. Bo mimo wszystkich podobieństw, to jest INNA historia. Może prawdziwa. Może nie, może całkowicie zmyślona i nierea...