rozdział 4

436 20 2
                                    

P.O.V Masky
Głową mi pęka, spać mi się chce i okropnie się czuje. Poszłem zobaczyć jeszcze Hoody'ego i iść spać. Wchodząc do pokoju zauważyłem Briana czytającego jakaś książkę. Usiadłem na krześle, chłopak przerwał zajęcie i się uśmiechnął.
-Cześć Timmy. Jak tam?-zapytał się patrząc w czarne otwory mojej maskie. Dostałem nagłego ataku kaszlu, bolało mnie serce i płuca. Szukałem jedną ręką w kurtce tabletek. Hoody zaczął wołać pomoc. Nie było ich, a ja coraz bardziej traciłem kontakt ze światem. Przed oczami zaczęły tańczyć mi czarne plamy. Wtedy spadłem z krzesła i straciłem przytomność.
P.O.V Jesy
Obudził mnie krzyk i kaszel. Szybko wstałam i pobiegłam w stronę dźwięków. Weszłam do pokoju, w którym był Hoody. Papa już tam był, dał mi zadanie. Wzięłam pod ramię moją niedoszłą ofiarę i wyszłam z pokoju. Pokierował mnie do pokoju prox'ów. Pomogłam mu się położyć i wyszłam. Chciałam dowiedzieć się czegoś co się właśnie stało. Przy biurku siedział slender.
-Co się właśnie stało. Usłyszałam tylko kaszel i krzyk- stwierdziłam. Patrząc na jego twarz.
-Dostał ataku kaszlu i nie znalazł leków. Teraz ma gorączkę i jest nieprzytomny.-kiwnęłam głową i poszłam do pokoju. Leżał tam nieprzytomny i gorący chłopak . Miał na twarzy dwie blizny. Wróciłam do swojego pokoju. Scary nadal spała z Sally. Już nie zasnęłam, wzięłam sikierę i zaczęłam ją czyścić. Usłyszałam syczenie przed moimi oczami pojawił się Zalgo.
-Witam serdecznie proxy mojej przyjaciółki.-powiedziawszy to ukłonił się. Wstałam z łóżka trzymając nadal sikierę.
-Po co tu jesteś Zalgo. Za pewnie utrudnieć nam życie, mam rację.- podniosłam sikierę i podeszłam do niego. Nagle pojawił się obłok czerwonego dymu i zniknął. Obudziłam Scary była normalna, ale Sally była naszego wzrostu. Usłyszałam płacz i otwieranie się drzwi. W nich stali wszyscy, byli w wieku czterech lat. Szybko wyszłam kierując się w stronę pokoju prox'ów. Na łóżku siedział skulony Brian wyglądał jak wszyscy. Usiadłam na łóżku, chłopczek spojrzał na mnie z łzami w oczach. Przytulił się do mnie, wzięłam go na ręce był mały i lekki. Wyszłam z nim i złapałam za ręke Jeffa. Poszłam do gabinetu, slender patrzył się na mnie dziwnie.
-Zalgo nas odwiedzić i zostawił nam mały prezent. -powiedziałam i wypchnęłam Jeffa przed siebie.
-Będziemy mieli domowe przedszkole. Masky już się obudził weź do niego Hoody'ego.-puściłam Jeffa i weszłam do pokoju z Brianem, który nadal się trząsł ze strachu. Masky leżał w łóżku i pokasłiwał, gdy zobaczył Hoody'ego odrazu usiadł i czekał gdy postawie chłopaka. Przytulił się i nie chcieli się od siebie odkleić. Dostałam wezwanie na śniadanie. Wyszłam z chłopakami i zeszłam na dół. Na śniadaniu Jeff i Jack odrzucali się sałatką.
P.O.V Scary
Jesy weszła z resztą prox'ów i krzyknęła na chłopaków. Odrazu się uspokoili. Cud poprostu jeszcze niech każę im posprzątać. Reszta śniadania minęła spokojnie, jednak chłopacy posprzątali. Do mnie dokleił się Masky z Benem. Jesy chodziła z Hoodym, Tobym, Jeffem i Jackiem. Nianczyliśmy ich cały czas dopóki nie zrobili sobie drzemki. Brian zasnął wtulony w Jesy słodko razem wyglądali. Moja przyjaciółka zasnęła na kanapie, Masky położył się koło nich i też zasnął. Zrobiłam kilka zdjęć. Zaczęłam robić z slendym obiad. Usłyszałam stłumiony kaszel, Masky się obudził. Przyszedł zaspany do kuchni dostał leki i wrócił do salonu. Zrobiliśmy obiad, już każdy się obudził. Zjedli, ale mieliśmy mały problem Toby dostał tików i przewrócił talerz. Jesy wyszła z nim go przebrać. Każdy wybiegł z kuchni, mieliśmy kolejny problem Hoody się przewrócił i z ramienia oraz nosa leciała krew. Jesy zdjęła mu koszulkę, a ja zaczęłam zmieniać mu bandaż. Wzięła go na ręce i zniosła do pokoju, w którym spali. Potem zajęliśmy się przygotowaniami do snu. Tak nam minął dzień w naszym domowym przedszkolu.

Po Drugiej Stronie LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz