Remus, Nimfadora, Alastor i Syriusz mieli już wchodzić do karczmy, gdy nagle drogę zastąpiło im dwoje osiłków, ubranych na czarno. Raczej nie grzeszyli inteligencją, jednak budzili strach samą swoją posturą.
-Droga wzbroniona. - powiedział jeden. - Gang Nicole ma zebranie.
-Ja ci dam zebranie! - krzyknął Szalonooki, wyciągając różdżkę.
-Alastorze, to są mugole. - syknęła Nimfadora. - Schowaj różdżkę. - dodała, gdy napotkała pytające spojrzenie starego aurora. Moody pospiesznie wykonał rozkaz Tonks. - A może jednak nas wpuścicie? - zapytała uprzejmie, robiąc słodkie oczka.
-Nicole zabroniła. - powiedział jeden z osiłków.
-Będzie niezadowolona jak was wpuścimy. - dodał drugi.
-No i? - prychnął zniecierpliwiony już Szalonooki.
-I...? - zapytał głupio ochroniarz.
-Przecież ona ma 14 lat, do jasnej cholery! Nic wam nie zrobi! - krzyknął zdenerwowany Moody.
-Spokojnie, Szlonooki. - uspokajał go Lupin.
-Ja jednak myślę, że zrobi... - zastanowił się drugi mugol.
-To wezwijcie psy i się jej pozbądźcie! - krzyknął Alastor. - To niemożliwe, że dajecie się zastraszyć czternastolatce!
-Moody, nie o to nam chodzi. - syknął karcąco Syriusz.
-Psy? - zdziwił się jeden z osiłków. - A co one jej zrobią? Zjedzą?
-Niby dlaczego miały by ją jeść, ćwierćinteligencie! Wsadzą ją do więzienia! - Szalonooki był na skraju wytrzymałości.
-Do więzienia? Ale jak? - nie rozumiał mugol. - Przecież zwierzęta nie mają radiowozów...
-Kretynie, mi chodzi o policję! Po-li-cję! Coś co powinno pilnować przestrzegania prawa! - ryknął Moody.
-Kretynie? Czy ty mnie obrażasz? - zapytał zdenerwowany jeden z osiłków, zbliżając się niebezpiecznie do czwórki czarodziejów.
-Tak, ty idioto! Debilu! - odparował Moody.
-Nie lubimy jak się nas obraża. - odparł drugi z ochroniarzy, podchodząc do swojego kolegi.
-Eee... Nie o to nam chodziło, nie słuchajcie go... Ma jutro wizytę u psychiatry. - Tonks próbowała ich wytłumaczyć, jednak było widać, że mugole nie mają ochoty odpuścić.
Chwilę później zostali wykopani, i to niemal dosłownie, sprzed budynku karczmy.
-Nie mogłeś się powstrzymać? - spytał Lupin, patrząc z pretensją na Alastora. Ten zignorował go.
-Mała dobra jest. - powiedział Syriusz, podnosząc się z ziemi i rozmasowując rękę.
-Dobra? - zakpił Moody. - Ma czternaście lat , cały paryski świat przestępczy pod sobą i bandę umięśnionych kretynów, a ty mówisz, że jest dobra?!
-W ogóle po co jej szukamy? Chyba ma się dobrze, mając tylu ochroniarzy. - stwierdził po chwili namysłu Black.
-Syriuszu! To córka twojego przyjaciela! - krzyknął z pretensją w głosie Lupin.
-Ale ona sobie doskonale radzi. Sami-Wiecie-Kto nie ma szans, żeby jej coś zrobić. - przekonywał Black.
-Mówimy o najpotężniejszym czarodzieju na świecie, który nie zawaha się użyć najczarniejszej z czarnej magii przeciwko nikomu. Poszukajmy innego wejścia. - powiedziała Tonks. Mężczyźni, raczej niechętnie, kiwnęli na znak zgody głowami. Szli więc w milczeniu, przedzierając się przez pustą, zaniedbaną polanę, która znajdowała się za karczmą. Nad ich głowami krążył okazałej wielkości orzeł.
-Przeklęta trawa. - mruknął Moody, potykając się już któryś raz o zaniedbaną roślinność. Wyjął różdżkę, aby ułatwić sobie wędrówkę. Ku jego zaskoczeniu, krążący nad nimi orzeł zanurkował i wyrwał z ręki aurora różdżkę. - Co do cholery?! Oddawaj moją różdżkę! - krzyknął. Trójka jego towarzyszy zaczęła się śmiać.
-Orzeł... Hahaha... zabrał ci... hahaha... różdżkę! - śmiał się Syriusz.
-A gdzie... hahhaha... twoja stała... hahaha... czujność? - zakpiła Tonks. Orzeł w tym czasie zrobił kilka okrążeń nad ich głowami po czym wylądował i... przemienił się w drobną nastolatkę, Ubrana była ona w czarne spodnie i białą koszulkę z czerwonymi jak krew napisami, na którą narzuciła skórzaną kurtkę. Spięte w wysoki kucyk, rude włosy sięgały jej do połowy pleców. Uwydatniało to jej dość ostre rysy twarzy i duże, brązowe oczy, które patrzyły na świat z niebezpiecznym błyskiem. Nie wyglądała na osobę, którą można, ot tak, zlekceważyć.
-Oddawaj moją różdżkę! - krzyknął Moody do dziewczyny i rzucił się w jej stronę. Jednak, gdy tylko wymierzył pierwszy cios w stronę dziewczyny ta zrobiła unik i wyprowadziła kontratak. Jej prawy sierpowy trafił idealnie w szczękę aurora. Od razu było widać kto w tej bójce ma przewagę, zwłaszcza, że pozostała trójka Anglików była zbyt zaskoczona, aby zareagować. Zapewne dlatego kilka minut później Moody leżał na ziemi z lufą pistoletu przytkniętą do głowy.
-Wow! - zachwycił się Black. - Niezła jest!
-My nic ci nie zrobimy. - powiedziała dyplomatycznie, unosząc ręce w geście kapitulacji, Tonks.
-Możecie przekazać temu kretynowi, że nie to znaczy nie, a jak jeszcze raz kogoś na mnie naśle, to będzie go zbierał w kawałkach. - powiedziała na pozór spokojnie, chociaż od środka rozsadzała ją wściekłość. Dziewczyna wciąż trzymała w ręce broń, gotowa w każdej chwili do ataku.
-Puść mnie! - zażądał Szalonooki. Nicole skwitowała to lekceważącym prychnięciem.
-Nicole, o kim ty mówisz? - zapytał nierozumiejący nic Lupin, ignorując tym samym aurora.
-Jak to o kim? - prychnęła pogardliwie. - O waszym Czarnym Panu. - ostatnie dwa słowa niemalże wysyczała. Remus poczuł ciarki na plecach.
-Czekaj, chcesz powiedzieć, że Sama-Wiesz-Kto cię atakował? - zapytał zaskoczony Black.
-A co nie dzieli się z wami planami? - zapytała złośliwie. - Bardzo mi przykro z tego powodu. - sarkazm w jej głosie był aż nazbyt oczywisty.
-Nie jesteśmy Śmierciożercami. - powiedziała w końcu Tonks.
-Ale skoro nie przysyła was Voldemort – na dźwięk tego imienia Anglicy wzdrygnęli się - to kim jesteście? - zapytała.
-Członkami Zakonu Feniksa. Walczymy z Sama-Wiesz-Kim. - Lupin postanowił odkryć wszystkie karty. Nastolatka zastanawiała się przez chwilę. Nagle sięgnęła do ręki swojego zakładnika i podwinęła rękaw. Oprócz kilkunastu blizn niczego tam nie znalazła. Kiwnęła więc głową i zeszła z mężczyzny.
-Pardon, ale na ataki reaguję raczej nerwowo. - powiedziała bez cienia skruchy w głosie, oddając aurorowi różdżkę, ten przeszył ją jedynie chłodnym spojrzeniem. Syriuszowi przemknęło przez myśl, że ta dwójka raczej się nie polubi. - Ale tak w ogóle to czego ode mnie chcecie? - zaciekawiła się, chowając broń. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nie oznaczało to jednak, że przestała czuwać.
-Grozi ci niebezpieczeństwo ze strony Sama-Wiesz-Kogo. - powiedział poważnie Remus
-Sama-Wiem-Kogo? Nie nie kojarzę. - odparła lekkim tonem dziewczyna. - No chyba, że mówicie o Tomie Riddle'u, vel Lordzie Voldemorcie, ale nie słyszałam, żeby wymyślił sobie jakąś nową ksywkę. - stwierdziła.
-Bo nie wymyślił. - prychnął Moody.
-Więc nie rozumiem czemu go tak nazywacie. - stwierdziła nastolatka. - Lęk przed imieniem wzmacnia lęk przed osobą.
- Mówisz jak Dumbledore, a jesteś od niego jakieś dziesięć razy młodsza. - stwierdziła Nimfadora, przewracając oczami.
- Wezmę to za komplement. - rzuciła nastolatka. - Ale, wracając do Voldemorta - specjalnie zaakcentowała jego imię, aby zobaczyć jak czwórka Anglików wzdryga się - to nie sądzę, żeby jakoś bardzo mi zagrażał. Czasami nasyła na mnie swoich sługusów, ale z tego co wiem to raczej w ramach kary. Nie sądzę, żeby pojawił się osobiście w najbliższym czasie, chociaż zastanawiam się dlaczego tak sobie mnie upodobał. - odparła z rozbrajającą szczerością rudowłosa.
-Bo jesteś siostrą Harry'ego Potter'a. - powiedział prosto z mostu Syriusz.
-No tak, ale... - zaczęła, jednak przerwał jej Lupin.
-Wiedziałaś o tym? Od kiedy? - spytał zszokowany.
-Istnieje coś takiego jak zaklęcia genealogiczne. - rzuciła dziewczyna.
-To dlaczego nic z tym nie zrobiłaś? - zapytała zdziwiona Tonks.
-A po co? - spytała nastolatka. - Ja mam swój świat, Harry ma swój świat, ja żyłam sobie bezpiecznie we Francji, on sobie żył nieco mniej bezpiecznie w Anglii. Ja mam tutaj swoje nieskomplikowane życie, a jemu tam ciągle się coś chrzani. Po co miałam psuć swoją sytuację? - stwierdziła.
-Ale z ciebie materialistka i egoistka. - stwierdził Moody.
-Niestety, nikt nie miał czasu na wpojenie biednej sierotce wartości, więc wpoiłam je sobie sama. - odparła chłodno. - Uciekając w wieku dziewięciu lat z sierocińca, gdzie opiekunki dręczyły dzieci psychicznie i musząc sobie radzić samej na ulicy. Żyję tylko dlatego, że zajmowałam się sobą.
-Przykro nam. - powiedział autentycznie Remus.
-Przykro? Och, po tylu latach jest wam przykro. Fantastycznie. - odparła sarkastycznie. - A teraz mam pytanie: Czego ode mnie, na jaja Merlina, chcecie!? - ostatnie zdanie Nicole niemal wykrzyczała.
-Chcemy cie zabrać do Anglii. Tam będziesz bezpieczna. - powiedział Black.
-Hmmm... Okey. - zgodziła się po krótkiej chwili namysłu.
-Tak po prostu okey? - zdziwiła się Nimfadora.
-Nie udał mi się zamach stanu na ojca chrzestnego mafii włoskiej i, delikatnie mówiąc, żyję teraz w lekkim stresie. Lepiej będzie jak zniknę na jakiś czas. - stwierdziła. - To jedyny powód, dla którego się zgadzam. - dodała szybko.
-Chciałaś zabić przywódcę włoskiej mafii? Na brodę Merlina, przecież to niemalże samobójstwo! - krzyknął Syriusz.
-No właśnie. Cud, że ciągle żyję. Pomyślałby kto, że przez trzy godziny mnie nie znajdą. - dodała z ulgą.
-To może lepiej już chodźmy. - zaproponowała zdenerwowana Tonks i złapała dziewczynę za rękę. Dosłownie minutę później wszyscy stali już przed Grimmlaud Place 12.***
Drugi rozdział za nami. Podobał się?
Pasują wam rozdziały takiej długości?
Miłego dnia!
Clevleen101
CZYTASZ
Harry Potter i Nowa Nadzieja
FanficSzczerze nie mam pojęcia dlaczego ta książka jest tak popularna. Jest tam brzydki zapis dialogów, masa pozaczynanych i niedokończonych wątków, no i ogólnie średniawka, więc ostrzegam. Harry kończy swój czwarty rok nauki w Hogwarcie. Jest załamany po...