Obóz Aurorów

13.4K 660 85
                                    

Nicole wykłócała się ze strażnikiem przy wejściu.
-Ale ja MUSZĘ porozmawiać z Seymourem. - powiedziała tak, jakby mówiła do siedmioletniego dziecka. I to w dodatku niepełnosprawnego. - To sprawa życia i śmierci.
-Ale nikt panienki nie zaprosił, więc nie mogę wpuścić. - upierał się mężczyzna. - Właściwie to powinienem odprowadzić cię do Azkabanu... - dodał trochę ciszej. Od razu było widać, że boi się dziewczyny, czym mile podłechtał jej ego.
-Życzę powodzenia. - prychnęła nonszalancko. Mina mężczyzny wyrażała niepewność.- A teraz wpuść mnie do jasnej cholery! - krzyknęła. Może była mniej wybuchowa niż we Francji, ale i tak przekraczała wszelkie normy. Po prostu impulsywność i wybuchowość leżała w jej naturze. To jedna z tych nieodłącznych rzeczy, których się nie zmieni.
-Po moim trupie. - w tej jednej kwestii auror był nieustępliwy.
-Uważaj, bo to może się szybko spełnić. - odparowała nastolatka.
-Nicole, daj już spokój. Powiemy mu o tym kiedy indziej. - Harry złapał ramię siostry, próbując ją odciągnąć od obozu, ta jednak była uparta i nie dawała za wygraną. Zapierała się nogami i rękami. Chłopak rzucił więc proszące spojrzenie w kierunku Rona i Hermiony, którzy stali dobre dwadzieścia metrów dalej. Ci jednak tylko uśmiechnęli się do niego pokrzepiająco. - Przyjaciele. - mruknął sarkastycznie.
-Jakiś problem? - spytał młody auror, który podszedł do bramy. Blond włosy opadały mu w kosmykach na czoło, błękitne oczy tryskały radością, a na twarzy widniał szeroki uśmiech. Harry'emu przemknęło przez myśl, że taki to nie musi się martwić o dziewczyny. Te na pewno do niego lgną jak pszczoły do miodu. Mimo to nie wyglądał na takiego, którego można by było lekceważyć.
-Nie. - odpowiedział Harry szybko, rzucając siostrze błagalne spojrzenie, które ta zignorowała.
-Tak. - odparła w tym samym czasie Nicole. - Ten pan nie chce nas wpuścić. - dodała pewnie. Ron i Hermiona patrzyli uważnie. Z takiej odległości nie mogli słyszeć ich rozmowy. Bali się jednak podejść bliżej, więc pozostawało im jedynie obserwowanie całej sytuacji.
-Naprawdę? Jeszcze Pottera, Chłopca-Który-Przeżył, to rozumiem. Ale, że nie chce wpuścić Czarnej do obozu aurorów? Farsa! - powiedział kpiąco.
-Dokładnie. - zgodziła się z nim zupełnie poważna. -  A mam do przekazania Seymourowi ważną wiadomość. - dodała. Auror popatrzył chwilę na nią, marszcząc brwi.
-A co mi tam, wchodźcie! - powiedział w końcu, zapraszając gestem Harry'ego i Nicole do środka. Chłopak nie wierzył w swoje szczęście. Nie dość, że uniknęli kary, to jeszcze zwiedzą obóz aurorów. Spojrzał na Rona i Hermionę, którym z wrażenia opadły szczęki.
-Jestem Will. - przedstawił się mężczyzna. - Was oczywiście znam, zresztą jak prawie każdy w tym naszym małym, magicznym światku. W sumie to dosyć głośno o was dzisiaj, szczególnie w Proroku Codziennym. Swoją drogą, przez całe życie myślałem, że oni zawsze się łapią tych najgorszych rzeczy, a w tym artykule nie było niczego ciekawego... Mogliby napisać chociażby o skradzeniu przez ciebie Mona Lisy z Luwru. Ciekawy  też jestem kiedy mugole się zorientują, że to co oglądają to marna podróbka. Ogólnie nie są chyba za bardzo rozgarnięci... Nie chodzi o to, że ich nie lubię, ale jak można nie zauważyć kradzieży takiego dzieła! - mężczyzna paplał trochę bez sensu, więc rodzeństwo dość szybko wyłączyło się z rozmowy, kiwając jedynie od czasu do czasu głowami. Cała ich uwaga była skupiona na obozie. Bliźniaki chciały zajrzeć wszędzie, poznać każdy szczegół i wszystko zobaczyć. A było na co patrzeć, bo obóz był ogromny. Jak okiem sięgnąć rozciągało się morze wojskowych namiotów. Były dosłownie wszędzie. Pomiędzy namiotami spacerowali dwójkami lub trójkami aurorzy, nie przejmując się zbytnio dwójką nietypowych gości. Zazwyczaj byli zbyt zajęci rozmową, by w ogóle ich zauważyć.
Nagle Will zatrzymał się. Rodzeństwo niemal na niego wpadło, nie zwracając w ogóle uwagi na to, co dzieje się na ścieżkach.
-Wow. - powiedziały zgodnie bliźniaki, gdy ujrzały to, przed czym zatrzymał się auror. To było dobre określenie dla tego zbioru torów przeszkód, miejsc do pojedynków i nauki czarów. Szczególnie, że wiele z nich było właśnie używane i popisywała się swoimi umiejętnościami.
-A tam oto pojedynkuje się Seymour. - auror wskazał na dość sporą planszę, gdzie dwójka, ubranych na biało aurorów walczyła na szpady.
-Szermierka? - spytała trochę zawiedziona rudowłosa. - To trochę nudne. Myślałam, że będzie coś bardziej widowiskowego... Judo albo łucznictwo, albo walki na noże, albo strzelanie...
-A nie lepiej pojedynkować się na różdżki? W końcu wszyscy są tutaj czarodziejami. - wszedł jej w słowo Harry. Ciekawość zżerała go od środka, widząc ludzi wykonujących jego wymarzony zawód. Chociaż teraz dotarło do niego, że, aby nabyć takie umiejętności trzeba naprawdę wiele się uczyć i pracować. Co prawda Hermiona mu mówiła o tym od początku, ale dopiero teraz zrozumiał, że miała rację. Wcześniej myślał, że przesadza, zresztą jak zawsze, gdy chodzi o naukę.
-Widzisz, nie można polegać tylko na różdżce, bo kiedy ją stracisz, jesteś bezbronny. - pouczył go Will trochę przemądrzałym tonem. Po tym stwierdzeniu zapadła cisza, kiedy to trójka czarodziejów skupiła się na pojedynkowi toczonemu przed nimi. Po kilku minutach padło ostatnie pchnięcie.
-Kiedyś z tobą wygram. - powiedziała roześmiana szatynka, zdejmując maskę z twarzy.
-Wciąż czekam na ten dzień, Mia. - wytknął jej Felix. - Widziałeś, Will, jak ją zała... Eee... Co wy tu robicie? - spytał, dopiero, zauważając dwójkę swoich uczniów. Był tym wyraźnie zdziwiony, zaskoczony i raczej niezadowolony.
-Podobno mają do ciebie ważną sprawę, więc ich wpuściłem. - stwierdził Will wesoło. Felix spojrzał na dwójkę uczniów z pretensją.
-To nie mogliście powiedzieć potem? W szkole na przykład? - spytał zirytowany. - Teraz jestem trochę zajęty jakbyście jeszcze nie zauważyli.
-Ale to ważne. - upierała się rudowłosa. Harry spojrzał na nią z podziwem. Nicole zawsze miała swoje zdanie i dobitnie je wyrażała. Prawie żadne argumenty na nią nie działały. Dopóki nie przekonywała się na własnej skórze o błędnych decyzjach, tak trzymała się swego zdania.
-Zajęty jestem. - powtórzył Seymour. - Muszę ćwiczyć póki mam z kim. - Harry skrzywił się. Zabrzmiało to tak, jakby nauczyciel żałował tego, że pracuje w szkole. A nie ma nic gorszego niż nauczyciel nielubiący swojej pracy,
-Uważasz, że uczniowie są niegodni pojedynkowania się z jaśnie panem, Seymourem? - zapytała zirytowana Nicole. Wyglądała naprawdę groźnie, gdy przeszywała człowieka pogardzającym spojrzeniem, z założonymi rękami i uniesioną jedną brwią. Na Felixa to jednak nie działało.
-No jasne, jestem w końcu aurorem. - odparł dumnie. Will przyglądał się z zainteresowaniem rudowłosej. Znał swojego przyjaciela na tyle dobrze, żeby odgadnąć kto mógł mieć wystarczająco mocny charakter, by zmienić patronus Seymoura. Patrząc na dziewczynę, wcale nie dziwił się Felixowi. Nicole nie miała łatwego charakteru, ale zawsze była sobą, a właśnie to najbardziej imponowało szatynowi. Po za tym Nicole była naprawdę ładna, a to działało oczywiście tylko na jej korzyść.
-To może pojedynek. - zaproponowała Mia, przerywając kłótnię. - Aurorzy przeciwko uczniom, wszystkie chwyty dozwolone.
-Że my przeciwko wam? - spytał Wybraniec  oschle. - Och tak, na pewno mamy jakieś szanse przeciwko trójce dobrze wyszkolonych aurorów.
-Nie takie rzeczy się wygrywało... Zobaczymy czego was Seymour nauczył i tylko tyle. Przecież nikt nie oczekuje, że nas pokonacie. - stwierdził Will.
-Tylko mnie nie skompromitujcie. - zagroził nauczyciel, a po chwili cała trójka stała już na planszy. Młodzież, chcąc nie chcąc, stanęła na przeciwko. Poczekali na magiczny dzwon, oznaczający początek pojedynku i zaczęli się obrzucać zaklęciami. Z różdżek aurorów wylatywały one niczym z karabinu maszynowego. Rodzeństwo broniło się przed nimi tak dobrze, jak tylko umiało, ale przewaga liczebna przeciwników sprawiała, że sporo zaklęć dosięgnęło celu.
-Expulso! - krzyknął Will, kierując różdżkę na dziewczynę. Nicole w tym czasie odpierała atak Felixa, nie zdążyła więc postawić tarczy i upadła prosto w kałużę błota. Znowu. Po kilkunastu minutach walki wyglądała jak siedem nieszczęść. Porwane, brudne i miejscami zakrwawione ubrania, ubłocone ciało, rozcięty policzek i potargane włosy. Jej brat zresztą nie wyglądał wcale lepiej.
-Nie no, nie dołujcie mnie! Czy wyście przez te wszystkie lekcje niczego się nie nauczyli? - spytał Felix.
-Bo was jest więcej! - odkrzyknął Harry.
-To użyjcie innych sposobów. Bądźcie kreatywni! - odkrzyknął Will. - Nie sztuka wygrać jak ma się przewagę liczebną!
-Innych sposobów? Sam tego chciałeś. - powiedziała mściwie dziewczyna i błyskawicznym ruchem sięgnęła po pistolet. Dosłownie sekundy zajęło jej wycelowanie w Willa i strzelenie.
-AAAAAAUUUUUU! - zawył auror, chwytając się za ranne przedramię. Krew płynęła przez jego palce. Wszyscy natychmiast przerwali pojedynek.
-Jednak stare, sprawdzone sposoby są najlepsze. - powiedziała nastolatka, chowając broń do wewnętrznej kieszeni kurtki. - Nie wrzeszcz tak, to tylko otarcie. - stwierdziła, przewracając oczami.
-Co to było? - spytała Mia z szeroko otwartymi oczami.
-Pistolet. - odpowiedziała krótko.
-Co to pistolet? - dopytywał się Seymour. Wolni Aurorzy raczej stronili od mugolskich osiągnięć technologicznych, zresztą tak jak prawie wszyscy czarodzieje, czego Nicole akurat kompletnie nie rozumiała. Dlaczego nie można by mieć w domu elektryczności, internetu... Dlaczego nikt z magicznych ludzi nie korzysta telefonów, tylko z sów, przez co dostarczanie wiadomości jest dużo wolniejsze? Czy naprawdę czarodzieje nie mogliby schować na chwilę swojej dumy do kieszeni i zobaczyć, że mugole nie są wcale lata świetlne za nimi?
-Och, więc teraz już chcesz mnie słuchać, a jak miałam do przekazania WAŻNĄ wiadomość to już nie? - prychnęła. Harry odsunął się na bok. Czuł, że jego siostra jest w podłym humorze, a on wolałby nie być obiektem wyładowywania przez nią swoich frustracji.
-To mów już. - auror przewrócił teatralnie oczami.
-Teraz już za późno. - odpowiedziała  wyniośle, podnosząc wyżej głowę.
-Obrażasz się? - spytał auror. Mia pokręciła rozbawiona głową i zaczęła leczyć jęczącego Willa, nie przestając jednak przysłuchiwać się kłótni swojego przyjaciela i jego uczennicy. Ona również zaczęła się domyślać relacji pomiędzy tą dwójką. I musiała przyznać, że była ciekawa jak ona się rozwinie. Oboje w końcu byli dość uparci i waleczni.
-A nawet jeśli to co? -zapytała prowokacyjnie.
-No proszę cię, obrażanie się nie leży w naturze gangsterów. - prychnął mężczyzna.
-A skąd ty możesz o tym wiedzieć? Czyżbyś był jednym z nich? - wytknęła złośliwie. 
-Nie, ale jakbyś zapomniała to jestem aurorem i zajmuję się łapaniem takich osób. - odpowiedział.
-To nie jest to samo! - stwierdziła rudowłosa.
-A właśnie, że jest! - nie zgadzał się z nią Seymour. Will i Harry przysłuchiwali się dalej tej kłótni z ciekawością i zaskoczeniem. Mia odeszła w stronę starszego, bo już około czterdziestoletniego aurora, który przywołał ją machnięciem ręki.
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Napad na Hogsmeade! Szybko, chodźcie! - krzyknęła, biegnąc w ich stronę, Mia. - A wy tu lepiej zostańcie, bo Śmierciożerców jest całkiem sporo. - dodała poważnie w stronę bliźniaków.
-Ale... - próbował oponować Harry.
-To nie jest robota dla was. - uciął Will i trójka aurorów odeszła. Rodzeństwo spojrzało na siebie.
-To co, podglądamy z drzewa? - zaproponował chłopak. Dziewczyna ochoczo kiwnęła głową i przybrała swoją postać animagiczną. Harry zrobił to samo. Od czasu, gdy udało mu się po raz pierwszy w pełni przemienić, ćwiczył tę umiejętność niemal codziennie, dzięki czemu osiągnął w tym niemalże mistrzowski poziom.
Oboje zwinnie wylądowali na jednej z wyższych gałęzi i powrócili do swoich pierwotnych form. Szczęśliwie dla nich, nikt nie zwrócił uwagi na ten manewr. Bliźniacy skupili więc całą swoją uwagę na wydarzeniach, rozgrywających się kilka metrów niżej. Zaklęcie latały wszędzie, dlatego dłuższą chwilę zajęło im ocenienie sytuacji. Około pięćdziesięciu aurorów walczyło przeciwko przynajmniej setce śmierciożerców. Kilku nauczycieli biegało wśród aurorów, jednak skupiali się oni głównie na ochronie uczniów i wysyłaniu ich do pobliskich sklepów, aby zapewnić im choć trochę bezpieczeństwa. Niektórzy z młodzieży, a zwłaszcza Gryfoni, buntowali się przeciwko odsyłaniu z pola walki, jednak nauczyciele byli nieustępliwi. Zawsze młodzi w końcu się poddawali.
-Ciekaw jestem ile punktów już stracili. - powiedział Harry, wskazując palcem na Michaela Cornera, kłócącego się ze Snape'em. Gryfon był zdziwiony swoją reakcją. Jeszcze kilka miesięcy temu rzuciłby się bez namysłu w wir walki, nie bacząc na zakazy nauczycieli czy przewagę śmierciożerców. Teraz jednak stał się dużo bardziej rozważny i częściej myślał zanim coś zrobił.
-Pewnie dużo. - odpowiedziała Nicole. - Chyba nie dadzą rady. - stwierdziła. Zdecydowanie była to prawda. Aurorzy, choć niewątpliwie lepiej wyszkoleni niż śmierciożercy, byli w mało komfortowej sytuacji. Bronili się kilkanaście metrów przed wejściem do obozu, przeciwnicy jednak, przede wszystkim dzięki przewadze liczebnej, powoli otaczali aurorów. 
-A co my możemy? Nie jesteśmy nadludźmi i nasza obecność niewiele zmieni. No chyba, że jakoś ich zaskoczymy. - zastanowił się chłopak.
-Zaskoczymy... - powtórzyła machinalnie jego siostra.
-Arion? - zaproponował chłopak. Dziewczyna pokręciła głową.
-Coś lepszego. - stwierdziła, wyjmując z kieszeni pistolet. Na jego widok aż się uśmiechnęła. - Przypominają mi się stare, dobre czasy. - westchnęła trochę nostalgicznie. Po chwili jednak otrząsnęła się ze wspominek, przypominając sobie, że to nie jest czas ani miejsce na to.
-Kryj nas. - rozkazała. Chłopak posłusznie rzucił na nich zaklęcie kameleona. Dziewczyna zaś chwyciła pewniej broń i wycelowała. Padł pierwszy strzał, a zaraz po nim kolejny, i kolejny. Harry obserwował ze zdumieniem jak kule trafiają śmierciożerców w dłonie, w których ci dzierżą różdżki. Jak z bólu wypuszczali swoje magiczne patyki, zostając całkowicie bezbronni. Nicole nie wyeliminowała z walki wiele osób, jednak wprowadziła zamieszanie, co skutecznie wykorzystywali aurorzy. Śmierciożercy rozglądali się bezradnie w poszukiwaniu ukrytego atakującego, jednak Harry perfekcyjnie wykonał swoją robotę. Kiedy już kilkudziesięciu śmierciożerców zostało złapanych, przeciwnicy zaczęli się teleportować. Harry zdjął z nich zaklęcie, po czym dwójka nastolatków zleciała z drzewa, zmieniwszy się uprzednio w dwa, wielkie ptaki.
-To było niezłe. - stwierdziła rudowłosa z uśmiechem. - Och, takie akcje to lubię. Ukrywanie się, zaskoczenie, celność.
-Lubisz to? Lubisz kogoś ranić? - spytał trochę zaskoczony Harry.
-Na Merlina, nie. Ale sprawia dużo radości sama strategia w czasie walki. Jest super! - stwierdziła entuzjastycznie. Harry spojrzał na nią trochę nieprzytomnie. Błądził wśród własnych myśli. Czy kiedykolwiek uśmiechał się na myśl pracy aurora? Czy też uwielbiał układać strategię i walczyć? Znał odpowiedź, ale bał się do niej przyznać. Porzucił te rozmyślania, gdy podbiegła do niech McGonagall.
-Na Merlina, jesteście cali! - powiedziała. - Ale jak wy wyglądacie? - omiotła spojrzeniem ich porwane, brudne i zakrwawione ubrania. - Walczyliście. - stwierdziła. - To było nieodpowiedzialne z waszej strony. Mogło wam się coś stać. Gdyby nie to coś, co rozproszyło śmierciożerców moglibyście nawet nie żyć! - McGonagall wpadła w szał pouczeń. Strofowała ich przez kilka minut, a gdy tylko próbowali się odezwać, brutalnie im przerywała.
-Gratulacje drogiej młodzieży. - powiedziała, podchodząc do nich Mia. To uciszyło choć na chwilę McGonagall. - Te mugolskie ustrojstwo jest świetne, będziesz nas musiała kiedyś tego nauczyć. - powiedziała z uśmiechem.
-A co ja jestem? Kurs samoobrony? - spytała złośliwie. Młoda aurorka roześmiała się.
-Nie rozumiem. To rozproszenie to... oni? - jej oczy były szeroko otwarte, a twarz i głos zdradzały zaskoczenie.
-Tak. - odpowiedziała Mia. - Podejrzewam, że ukryli się gdzieś i strzelali z takiej mugolskiej maszyny.
-Tak właśnie zrobiliśmy. - zgodził się z nią Harry. - Siedzieliśmy cały czas na tamtym drzewie. - mówiąc to, wskazał ich kryjówkę.
-Ale wasze ubrania. - zauważyła niezbyt elokwentnie wicedyrektorka.
-Och, obawiam się, że to może być częściowo nasza wina. - przyznała Mia. - Drobne ćwiczenia. - dodała tak, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
-Drobne, na pewno. - Minerwa sceptycznie pokiwała głową. - Potter jeden i druga, do skrzydła i to już! - zarządziła. Bliźniaki wiedziały, że wszelkie sprzeciwy nie mają sensu.

***
I jest w końcu rozdział! Kto się cieszy gwiazdki w górę! :D Nie wiem czy wiecie, ale jest ich już aż 500. Meeegaaa wam za to dziękuję. Kiedy to dzisiaj zobaczyłam wiedziałam, że po prostu muszę wam wstawić rozdział (a zadania z matmy czekają...).
W następnych rozdziałach trochę bardziej rozwinę wątek Nilix :D
Do następnego rozdziału, czyli niedługo (mam nadzieję!)

Harry Potter i Nowa NadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz