10.

422 22 9
                                    


ROZDZIAL NIE SPRAWDZONY!
MOGĄ BYĆ BŁĘDY!

- Mamo! Czy Ty nie rozumiesz, że to jest ostatnia impreza w te wakacje? Wszyscy na niej będą! Alice także! - krzyknelam sfrustrowana faktem, iż moja "kochana" mamusia, za nic w świecie nie pozwala mi wyjść na spotkanie, bo jak to ona powiedziała - nie będę się szlajać z takim towarzystwem.
- Charlotte, pozwól jej... Wiesz przeciez, że to dla niej ważne. - powiedział mój tata, próbując załagodzić sytuację, co niestety mu sie nie udało, a moja rodzicielka w padła w jeszcze większy szał.
- Będziesz teraz trzymał jej stronę?! Ona jest nasza córka i dopóki jest niepelnoletnia, to musi się nas słuchać! - krzyknęła, dosłownie wypalając wzrokiem dziury w moim ciele.
- Więc teraz są tutaj jakieś strony? Z tego co pamiętam, to zawsze mówiłaś, ze jesteśmy rodziną i, ze jedno drugiego zawsze powinno wysłuchać. - westchenlam.
- NIGDZIE NIE IDZIESZ MŁODA DAMO. - wysyczala przez zaciśnięte zęby. Wciągnęłam do płuc powietrze, nastepnie wolno je wypuszczając. Skierowalam się na górę, biorąc jeszcze jabłko z kuchni.
I TAK PÓJDĘ NA TĄ IMPREZĘ.

Na miejscu w klubie mamy się spotkać z Alice o 20, więc mam jeszcze 2 godziny na wzięcie przysznica, uszykowanie się, wyjście i dojście na czas. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej biały, krótki top, czarne, skórzane ogrodniczki i, o dziwo, czarne szpilki z paseczkami, które były na specjalne okazje. Nie była to może stylizacja marzeń, ale jeśli okaże się, ze będę musiała wychodzić oknem, to wolę tego nie robić w sukience. Po wybraniu odpowiednich, moim zdaniem rzeczy, udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, na twarz nalozylam wyjątkowo (bo nie maluje sie na codzien) podkład, korektor, poprawiłam brwi, zrobiłam sobie kreskę, umalowalam rzęsy, wcześniej używając zalotki do ich podkrecenia, a także pomalowalam usta na krwisto - czerwony. Gotowa zeszlam na palcach na dół, na plecach mając czarny plecak w którym mialam moje ulubione czarne vansy na przebranie, mojego iphone'a i portfel. Podeszłam jeszcze do szafeczki w przedpokoju, z której wyjęłam czarno - Białą bandanę, następnie zakładając ja odpowiednio na włosy. Gdy miałam już naciskać klamkę od drzwi zewnętrznych, zatrzymał mnie glos:
- VICTORIO MARIO SMITCH! CO TO MA DO CHOLERY ZNACZYĆ?! WYRAŹNIE ZABRONILAM CI WYCHODZIĆ Z DOMU NA IMPREZĘ Z TYMI, TYMI, TYMI... SLUMSAMI! MARSZ NA GÓRĘ! - krzyknęła moja rodzicielka wypalajac dziury w mojej skórze. Niedługo będę wyglądać jak ser, nie no, dzięki mamo. Posłusznie skierowalam się na górę, lecz musialam przerwać swoją czynność, poprzez głos, który zawadzil mi już wczesniej:
- Telefon. Natychmiast do mnie. - warknela, wywołując u mnie grymas na twrazy.
- Ale... - niedokonczylam
- Nie ma żadnego ale! Daj komórkę i marsz na górę, uczyć się! - krzyknęła, na co zgromilam ją wzrokiem, lecz po chwili oddając jej "upragnione" urządzenie. Warknelam pod nosem i tym razem, w spokoju dotarłam do swojego królestwa.
- Nie będę tu tak siedzieć. Co to, to nie. - mruknęłam do siebie. Otworzyłam duże okno od pokoju, zrzucilam na ziemię plecak i zaczęłam powoli schodzić z drabinki na kwiaty.
- Jedna noga, druga noga,..., - liczyłam w myślach. Miałam okropny lęk wysokości i byłam wielką niezdara, a wierzcie, lub nie, to nie idzie ze sobą w parze. Wypuscilam ze świstem powietrze, kiedy moja noga znalazła się na miekkiej trawie. Założyłam swoje czarne szpilki, które zdjelam i wsadzilam wcześniej do plecaka, by moc zejść na dół i ruszyłam biegiem przez ogród, starając się omijać czujniki ruchu, co o dziwo mi się udało. Będąc już w tylnej części ogrodu przeszłam przez rozchylone kraty płotu i poszłam w kierunku miejsca spotkania.

Szłam już jakieś 10 minut, a na dworze było cholernie gorąco, cholernie ciemno, jak i cholernie przerażająco. Zaciskałam opuszki palców na ramiaczku od plecaka, przez co, mogę przysiac, stały się one białawe. Delikatny wiatr targał korony drzew, przez co atmosfera w lasku była bardziej napięta, a fakt, iz nie było tam żywego ducha wcale mnie nie pocieszyl. Poczułam przeszywajace moje ciało uczucie mrowienia, które sprawiło, że stanelam w bezruchu, bez możliwości ruszenia jakąkolwiek kończyną. Czułam jakby zimny oddech na mojej szyji, przez co jeszcze bardziej sie spielam, lecz po chwili wytrzewialam, przekonujac sama siebie, ze to tylko podmuchy wiatru. Ruszylam szybkim krokiem ze spuszczoną głową w kierunku bramy, prowadzącej do wyjscia z tego siejacego groze miejsca, kiedy przypadkiem wpadlam ma wyczuwalnie umiesniona klatkę piersiową.
- P - P - P - przepraszam. - wydukałam unosząc głowę w górę, gdzie po chwili spotkałam się z parą pięknych, szmaragdowych oczu i błyszczącym uśmiechem, niczym z reklamy Colgate. Blask ten można zauważyć było nawet w ciemności.
- Oh, nic nie szkodzi. - powiedział posyłając drugi raz w moim towarzystwie jeden z tych swoich uśmiechów, niczym z TV.
- Harry jestem a ty? - zapytał rozesmiany. Pewnie wpatrywalam się w niego jak w jakieś bóstwo. NO IDIOTKA. I.D.I.O.T.K.A. UGH.
- Vi - Vi - Vi - Victoria. - wyjąkałam. SERIO DZIEWCZYNO?! Nie poznaje siebie... Pierwszy raz zdarza mi się być tak onieśmieloną przy jakiejs osobie. To głupie.
- Denerwujesz się. - stwierdził, uśmiechając pięknie, jak zwykle, przez co zmiękły mi kolana. MUSZĘ SIĘ OGARNĄĆ.
- J - ja? N - N - Nie. - Zaprzeczlam jego stwierdzeniu.
- Tak, bo się jąkasz - puścił mi oczko, po czym zaczął grzebać w swoich kieszeniach, szukając czegoś. Wyjął karteczkę z numerem telefonu, po czym podał ja mi.
- Trzymaj. To mój numer, dzwoń kiedy chcesz. Mam nadzieję, że kiedyś zadzwonisz i się umówmy gdzieś, razem, we dwoje. - wymruczał przysuwając się do mnie i zakładając czarny kosmyk moich włosów za ucho. Skinelam tylko głowa i próbowałam się uśmiechnąć, co niestety mam wrażenie, ze mi nie wyszło. Wyszedł pewnie tylko grymas. CZY JA NIE MOGĘ SIĘ NORMALNIE ZACHOWYWAĆ CHOĆ RAZ PRZY CHŁOPAKU, KTÓRY MI SIĘ SPODOBAŁ?! Jakieś fatum normalnie.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w przeciwne strony. Kiedy chłopak zniknął za drzwami w lesie dawna, straszna atmosfera powróciła, wywalając ta poprzednia na zbity pysk. Przyspieszylam kroku, lecz znowu stanelam jak slup soli, kiedy poczułam teraz wyrazniejszy podmuch w szyję. Nie zdążyłam się nawet obrócić, by zobaczyć kto to, gdyż został mi do nosa przylozony wacik. Po chwili w lesie rozbrzmial niski, zachrypniety, dziwnie znajomy głos:
- Oddychaj dla mnie, kochanie.
Powietrze które wcześniej wstrzymywalam, zostało wypuszczone po usłyszeniu tych słów. Zwyczajnie brakowało mi powietrza, więc musialam wziąć wdech. Po chwili poczułam jak wszystko zanika, a moje powieki bezwładnie opadają. Runęłam w ramiona tego, kto doprowadził mnie do snu.

***
Witam, witam! Jest to naaajdluzszy rozdział, poniewaz ma on równe 1000 słów! ^^ jestem z siebie dumna :>

KOMENTUJCIE, GWIAZDKUJCIE, POLECAJCIE!

TheLesse ♡

Be My Only One || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz