12.

432 23 3
                                    

Nie sprawdzony! Mogą być błędy!

Po chwili bezradnego leżenia na panelach usłyszałam mocne pociągnięcie klamki, a po chwili zobaczyłam...
O NIE. TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!

Zobaczyłam Harry'ego.
Przystojnego loczka ze szmaragdowymi oczami. Gdy tylko mnie ujrzał przestraszony wziął na ręce i zaniósł do dużej łazienki w której przeważała biel. Moje oczy, odzwyczajone od światła zaczęły łzawić, co ja mówię? Ryczałam i zanosiłam się nie od światła, lecz ze strachu i bólu.
- Cii... - uciszył mnie chłopak przykładając palec do ust. Miałam kompletny mętlik w głowie. Gdzie ja jestem? Co się stało? Kto za tym stoi?

-Harry? - wymruczałam pytając, tak, jakbym nie dowierzała, że to on. Chłopak nie odezwał się, tylko zaniósł w nieznanym mi kierunku, nogą otworzył białe drzwi, a po chwili posadził mnie na krześle łazienkowym i z szafki nad lustrem, wyciągnął apteczkę. Po chwili zaczął mnie opatrywać, co chwile uciszając mnie, gdy jęczałam z bólu przez dyskomfort jaki powodowała woda utleniona. Po wszystkim, cała w bandażach zostałam przeniesiona z powrotem do pokoju, którym teraz było jasno, więc wyraźnie widziałam białe meble, czerwono - czarne ściany, a przede wszystkim czerwoną plamę krwi na ciemnych panelach. Zrobiło mi się słabo, dlatego gdy moje stopy dotknęły podłogi, zachwiałam się, z powrotem wpadając w ramiona bruneta.

-Trzęsiesz się cała. - zauważył Harry, przykrywając mnie puszystym, szarym kocem i poprawiając poduszki pod moją głową. Zamknęłam znużone powieki, które od nadmiaru wrażeń wydawały się tak ciężkie, że myślałam, iż opadną mi aż za brodę. Usłyszałam kroki, które z czasem ucichły, z czego wywnioskowałam, że chłopak wyszedł z pomieszczenia. Obracając się z boku na bok i zważając na rany i rozcięcia na ciele, próbowałam zasnąć, lecz niestety - bezskutecznie. Po chwili w pokoju rozbrzmiało skrzypnięcie drzwi, a następnie łóżko na którym leżałam, ugięło się. Otworzyłam z trudem oczy, zauważając loczka z lekkim uśmiechem na ustach. W dłoniach trzymał srebrną tacę, na której spoczywało pudełko tabletek przeciwbólowych, szklanka wody z cytryną i ciepły termofor. Wzięłam białą pastylkę, a po chwili drżącymi rękoma, sięgnęłam po picie z małą pomocą Harry'ego. Musiałam teraz wyglądać okropnie. Potargane włosy, worki pod oczami, brak jakiegokolwiek makijażu i widoczne oznaki zmęczenia. Mimo to czułam się o wiele gorzej, niż musiałam prezentować. Kiedy zażyłam już lekarstwa, przytuliłam termofor, czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele. Wiedząc, że nie zasnę, wzięłam za rękę siedzącego obok mnie chłopaka, a ten widząc, że dalej dygoczę, położył się obok mnie. Ja, naturalnie i tradycyjnie, oblałam się szkarłatnym rumieńcem. No fajnie! Nie dość, że wyglądam jak trup, to jeszcze na dodatek jak trup z twarzą soczystego buraka. Mimo to, wtuliłam się w tors Harry'ego, próbując ukryć czerwień policzków, na co chłopak zachichotał. Tak, chłopaki też chichoczą, przyciągnął mnie bliżej, uważając na moje rany. Nagle sobie przypomniałam dlaczego tak tu z nim leżę i postanowiłam zadać pytania, na które potrzebuję odpowiedzi.

- Harry? - zapytałam niepewnie, jak mała dziewczynka, która boi się, że zaraz powie coś źle i będzie miała karę.

- Tak? - zapytał, łaskocząc moją głowę swoim nosem. Westchnęłam, zamykając oczy, jednocześnie licząc na nagłe i magiczne przyjście odwagi. Sama nie wiem, czego się bałam. Chyba odpowiedzi, lub tego, że te odpowiedzi mogą przynieść dużo złego, choć jedno i drugie na to samo wychodzi.

- C - co się dokładnie stało? - powiedziałam zaciskając powieki i przygryzłam wargę, co robiłam zawsze w chwilach nerwowych. Chłopak głośno westchnął, przeczesując swoje włosy i zaciskając mocniej moją rękę.

- To... To trudno powiedzieć, Vi - rzekł spinając mięśnie i ukazując swoją wzrastające poddnerwowanie. Spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie i kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.

- Proszę, Harry. - wyszeptałam cichutko mając łzy w oczach.
- Kto to zrobił? - załkałam. Chłopak wbił wzrok w bladą ścianę wyraźnie nad czymś rozmyślając.

- J - Ja... - wyjąkał przecierając dłonią oczy. - tylko obiecaj mi proszę, że bez względu na wszystko nie będziesz zła. Proszę. - powiedział patrząc mi głęboko w oczy i kładąc rękę na mym policzku. Usmiechnęłam się lekko, wtulając się w jego dłoń i szepcąc ciche "obiecuję".

- Vi... - zaczął, lecz po chwili w pokoju rozbrzmiał dźwięk połączenia. Harry mruknął pod nosem jakieś przekleństwo, po chwili odbierając telefon.

- Tommilson pedale. - przywitał się "grzecznie" Styles z rozmówcą. Zaczęłam bawić się swoimi palcami, skanując nieoświetlone zakątki pomiesczenia.

- CO?! - chłopak zerwał się z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Padło jeszcze parę podobnych pytań, przekleństw jak i westchnień, po czym szatyn zakończył konwersację, spoglądając na mnie.

- Wychodzę. - rzucił surowo, a ja pod wpływem jego tonu wzdrygnęłam się, czego nie mógł zauważyć poprzez brak światła.

- Ale... - szepnęłam, praktycznie piszcząc, a po chwili czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Harry tylko prychnął wrednie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Po dosłownie sekundzie usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Zamknął mnie tu.

Teraz zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to nie Styles jest moim porywaczem...

***
Hello, it's me!
Jak tam kociaki?
Jeśli rozdział się podoba to zostaw gwiazdkę i komentarz! :*

TheLesse

Be My Only One || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz