Part 10

76 15 6
                                    

Gdy tak szłyśmy, napisałam sms do Michaela i uprzedziłam go, że nie przyjdę sama. O dziwo się nie złościł. Amy oczywiście gadała do mnie całą drogę. Już wtedy miałam jej dość i zastanawiałam się, co mnie podkusiło, żeby ją ze sobą wziąć.

Byłyśmy na miejscu. Michael stał z czymś co z daleka przypominało dwa bukiety. Podeszłyśmy bliżej, a on i mi, i Amy wręczył... Watę cukrową, która była w kształcie bukietu.

-Michael ja... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć

-Hej! - krzyknęła Amy i wyciągnęła dłoń w stronę bruneta- Amy jestem! Dzięki za bukiet! Uwielbiam watę cukrową.

Ja miałam mu podziękować! To ja miałam być pierwsza! To miał być mój wieczór! Mój i Michaela oczywiście!

-Michael nie wierzę, że..... -ponownie zaczęłam, ale znów nie mogłam dokończyć

-Jesteście parą? - przerwała mi Amy, zajadając się watą

-Nie, tylko przyjaciółmi. - powiedział i spojrzał się na mnie

-A to dobrze, bo czułam się trochę nieswojo. A tak to po prostu trójka przyjaciół wybrała się na spotkanie!

No i błagam powiedzcie mi, czy nie mielibyście jej dość? Najdziwniejsze jest to, że Michael nawet w najmniejszym stopniu nie pokazywał swojej irytacji. Może w ogóle mu nie przeszkadzała obecność dziewczyny? No ale jak jej obecność może nie przeszkadzać?!

-Chodźcie! Wata to nie wszystko - rzekł brunet i zaczął iść wzdłuż brzegu.

Podeszłam i szłam obok niego. Niestety nie długo, bo nasza kochana Amy weszła między nas. Chciałam podziękować chłopakowi za to, że tak pilnie mnie słuchał i pamiętał, że kocham watę, ale nie udało mi się to przez cały wieczór.

Szliśmy długo. Oglądaliśmy zachód słońca (oczywiście ciągle słuchając paplaniny kujonki). Jedyne co mnie dziwiło to to, że Michael w ogóle się nie denerwował. Nic! Za to we mnie kipiała złość.

-Ta daa! - krzyknął chłopak wskazując na mały stateczek, który stał na wodzie przy brzegu. - Zapraszam panie! - powiedział, po czym podał każdej z nas rękę, aby łatwiej nam było wejść - Niestety nie wiedziałem, że będzie z nami ktoś jeszcze, ale myślę, że wystarczy. - uśmiechnął się i wskazał na stół, a raczej stolik, który stał na statku.

Stało na nim masę jedzenia. Mało tego! Mojego ulubionego jedzenia! Nuggetsy, herbata malinowa z pomarańczą, frytki, pierogi i gofry z bitą śmietaną i owocami. I on to wszystko zapamiętał?! Co prawda wspominałam o tym w jakiejś rozmowie, ale było to przelotne.

-To jest piękne - powiedziałam ze łzami w oczach i podbiegłam do bruneta, aby go przytulić.

Odwzajemnił gest. Jednak nie trwało to długo bo dołączyła do nas...Amy. Odsunęłam się od razu, łzy szczęścia powoli zaczęły przybierać inne znaczenie. Dusiłam je w sobie przez całe spotkanie.

Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Mój dobry humor mijał z sekundy na sekundę. Przez resztę wieczoru nie powiedziałam nic (aż do pewnego momentu). Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu rudowłosa nie dała mi dojść do słowa. Bez przerwy paplała. Nawet nie wiedziałam o czym. Mówiła aby mówić. A Michael zachowywał się tak jakby go to interesowało, mimo, że wiedziałam, że tak nie jest.

I wtedy do głowy przyszły mi pewne myśli.

Skoro on tak dobrze udaje, że go to interesuje. Może też tak udawał gdy rozmawiał ze mną? Może po prostu chciał, żeby wyjazd minął mi dobrze. Pff... On się chciał mną zabawić! Na pewno szukał tylko towarzystwa na dwa tygodnie. Co za tupet! Jaka ja byłam głupia, że wierzyłam w jego ,,dobre" intencje. Mało mi było cierpienia po Dicku? Najwidoczniej mało! Zdążyłam już chyba zapomnieć jak to jest cierpieć przez chłopaka. Los musiał mi przypommieć. Z resztą co ja plotę?! Przecież mi na nim nie zależy. On mi się nawet nie podoba! Wyjadę i zapomnę o nim. Dlatego nie mam się czym martwić. Jak on się tak zachowuje, to ja też. A co! Zagram wredną sukę! Ba! Ja przecież jestem wredną suką! No dawaj Stella przypomnij sobie jak byłaś w domu. Pamiętasz te wszystkie złości? Idealnie je pamiętasz. To zaczynamy.

-I te konie były serio jakieś dziwne. - te słowa Amy akurat usłyszałam - Biegały po...

- Ej a wiecie, że niedługo ma tu być jakiś festiwal? - przerwałam akcentując wrednie

-Stel, ja wiem, że chciałabyś coś powiedzieć, ale kultura wymaga tego, aby poczekać aż przedmówca skończy. - powiedziała rudowłosa

Ona mnie będzie uczyć kultury, i tego, że się nie przerywa gdy ktoś mówi?!

-Wiesz, bardzo chętnie, tylko ty na okrągło pleciesz jak najęta. Nie dajesz nikomu dojść do słowa. Więc ty mnie moja droga kultury nie ucz. - rzekłam ze spokojem

-Uważam, że trochę przesadzasz. Wiesz ja...

-Nie! Zamknij się już! - krzyknęłam, wstałam z krzesła i uderzyłam ręką o stół - Odkąd tu siedzimy nie dałaś mi wypowiedzieć ani jednego słowa! To spotkanie miało należeć do mnie i Michaela! Wpieprzyłaś tu swoje cztery litery nie pytając o pozwolenie! Skoro tak bardzo chcesz mieć towarzystwo to sama je sobie znajdź! Albo wiesz co?! Nie musisz daleko szukać. Weź go sobie. Ja się z kłamcami nie zadaję - w tym momencie spojrzałam na chłopaka, który (sądząc po jego minie) nie dowierzał moim słowom. Zaraz potem znów patrzyłam na Amy - Wiecznie mnie nachodzisz w domu! Uważasz się za moją przyjaciółkę, mimo, że nie raz dawałam Ci jasno do zrozumienia, że masz się trzymać z daleka! Nie moja wina, że jesteś taka popieprzona i nikt w szkole Cię nie lubi! Przez to wszystko postanowiłaś się przyczepić do mnie! Tyle, że ja nie mam znajomych z własnego wyboru, a ty.... Ty po prostu jesteś głupia! - darłam się tak, że chyba było mnie nawet słychać 10 km stąd. Rudowłosa zaczęła po woli wstawać, a ja kontynuowałam - Łazisz za mną od kiedy pamiętam! Uważasz, że dzięki temu Cię polubię?! No to się mylisz! Z dnia na dzień coraz bardziej Cię nienawidzę! Mam nadzieję, że to Ci uświadomi, że masz się ode mnie odwalić!

Popchnęłam ją mocno a ona wpadła do wody. Nie było głęboko. Woda sięgała zaledwie do połowy ud, więc nic jej się stać nie mogło. Zeszłam ze statku i poszłam... Nie, nie do domku. Poszłam, a raczej biegłam zapłakana na skały bo tam czułam się najlepiej.

Było już dosyć późno, lecz ze względu na pełnię księżyca, wszystko było bardzo dobrze widać. Zauważyłam na piachu kawałek szkła, od którego odbijał się księżycowy promień. Musiał tu zostać po mojej pierwszej wizycie. Wzięłam go i... znowu to zrobiłam. Nic nie poradzę, że mam taką słabą psychikę. Położyłam się, a z mojej ręki po woli wypływała czerwona ciecz, i spływała na piach.

Co sądzicie o tym rozdziale? Głównie chodzi mi o zachowanie Stelli? Uważacie, że dobrze zrobiła, czy przesadziła? Piszcie w komentarzach!

Wiem, że ostatnio was tu trochę przybyło tak więc bardzo bym prosiła o komentarze, bo wtedy wiem, co sądzicie o książce :)

Buziaki ;*

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz