Usiadłam przed kominkiem rozmyślając o tym, że mimo tego, jak bardzo często nazywałam w myślach Willa wariatem, wciąż pozwalałam mu tkwić obok siebie. A co gorsze, nawet cieszyłam się z jego obecności. Cieszyłam, bo tak naprawdę gdzieś w głębi serca czułam, że myśląc o nim, jak o wariacie okłamuję tylko i wyłącznie samą siebie. Mój mózg był odrobinę spaczony. Wciąż patrzył przez pryzmat wydarzeń z mojego życia, o których nie sposób było zapomnieć i bum! Nim się obejrzałam podsuwał mi błędne teorie o wariactwie tego chłopaka. O zagrożeniu, które nie mogło istnieć. Patrząc na niego widziałam tylko piękno. Serce wiedziało lepiej, niż rozum, że tak naprawdę Will nie był żadnym psychopatą tylko honorowym człowiekiem, oddanym sprawie, w którą wierzył. Chciał mnie chronić, bo czuł się w obowiązku to robić, a skoro tak usilnie próbował o mnie dbać, o obcą sobie osobę, to nic nie mogło grozić mi z jego strony. Jakoś ciężko było mi też wyobrazić go sobie jako napastującego bezbronne dziewczyny. Wiem, że o Maxie przez pewien czas myślałam tak samo, ale tu bardziej chodziło o to, jak go odbierałam fizycznie. To, że działał na mnie całkiem inaczej, niż każdy inny chłopak na tej planecie musiało coś znaczyć. Nie mogło być bez znaczenia. Po prostu nie mogło. Nie, żeby każdy inny był zaraz taki, jak Max, ale Will po prostu był kimś wyjątkowym.
Wiedziałam, jak bardzo było to z mojej strony głupie i naiwne, ale nic nie mogłam poradzić na to, że tak właśnie go odbierałam. Jakby był kimś komu mogę zaufać, kimś kto potrafiłby rozwiązać moje problemy. I nie pytajcie mnie, jak to możliwe, żeby myśleć o kimś właśnie w ten sposób, skoro znało się go tylko kilka dnia, bo nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Może uderzył mnie piorun? A może oszalałam? Po prostu czułam, że możemy zostać przyjaciółmi i po raz pierwszy w życiu tego właśnie chciałam. Zapragnęłam mieć prawdziwego przyjaciela. Takiego, któremu będę mogła powiedzieć co naprawdę czuję, przy którym nie będę musiała udawać. Chciałam przebywać z kimś bez skrępowania i strachu, że mnie dotknie, a jeśli on mógł mi choć trochę w tym pomóc, jeśli był jakiś cień szansy na przyjaźń między nami to byłam gotowa zaryzykować.
W domu robiło się coraz cieplej. Ściągnęłam kurtkę i rzuciłam ją na fotel w momencie, gdy ciemnooki wszedł do salonu. Patrzył na mnie delikatnie się uśmiechając.
-Teraz powinno być ci cieplej. Wieczorem będziesz musiałam na pewno napalić jeszcze raz, ale może uda się przez ten czas zatrzymać trochę ciepła.
Pokiwałam głową, a potem poczułam, że przegrywam walkę ze samą sobą. Westchnęłam ciężko.
-Możesz zostać. - Wyszeptałam wpatrując się w pomarańczowy ogień kominka. Była to dla mnie naprawdę trudna sytuacja, ale co poradzić? Nie potrafiłam zagłuszyć krzyku mojego serca. Oczywiście rozum wrzeszczał, że popełniam błąd, ale kazałam mu się zamknąć.
Milczał dłuższą chwilę, a mnie korciło, żeby zobaczyć jego minę. Jednak uparcie dalej gapiłam się przed siebie.
-Jesteś pewna? - Zapytał wreszcie śmiertelnie poważnym tonem.
-Jeśli pytasz o moje upośledzenie do dotyku to... - Wzięłam głęboki wdech. - Cóż, ja po prostu nie uważam, żeby groziło mi coś takiego z twojej strony.
Kątem oka zobaczyłam, jak on również wypuszcza z płuc wstrzymywane powietrze.
-Dzięki za zaufanie.
Wzruszyłam ramionami.
-Zapracowałeś na nie. - Przyznałam, jedocześnie zdając sobie sprawę z tego, że tak właśnie było. To w tym leżała cała zagadka. On naprawdę zasłużył na moje zaufanie. Wciąż mnie ratował. Nawet, kiedy potykałam się o własne nogi. - Niebieska sypialnia na górze jest twoja. Nie jest jakoś super wypasiona, ale czuj się, jak u siebie.
CZYTASZ
Naucz Mnie Dotyku ✔ - Premiera 18 października
RomantizmPremiera 18 pazdziernika 💜. Życie osiemnastoletniej Rosaliny Clarkson nigdy nie było usłane różami. Nastolatka odkąd tylko sięga pamięcią boryka się z dość uciążliwą... przypadłością. Jakby tego było mało wszystko komplikuje się jeszcze bardziej...