-Nie ma jej. - Poinformowałam mojego towarzysza i ruszyłam w stronę domu. Pomalowany na jasny brąz z czerwoną dachówką prezentował się naprawdę pięknie. Był dwupiętrowy i miał dużą werandę, co przydawało się szczególnie latem. Spędzałyśmy z babcią na niej długie wieczory, rozmawiając i popijając kakao. Przed nami rozciągały się tylko pola lawendy, co dawało pewne poczucie spokoju, a za domem babcia miała ogród. Latem było tu prześlicznie.
Kiedy byłam dzieckiem lubiłam wyobrażać sobie, że jestem właścicielką ogrodu, a kwiaty rosną na moje zawołanie. Przesiadywałam tu całe dnie bawiąc się lalkami i słuchając modnych, jak na tam te czasy piosenek. Babcia plotła mi dla lepszego efektu wianki na głowę i śmiała się, że sama jestem, jak jeden z tych kwiatów. Odpowiadałam wtedy, że chcę być różą, bo przecież to taki piękny kwiat! Ale babcia mówiła, że wcale nią nie jestem, a kiedy się temu sprzeciwiałam pokazywała na kolce i twierdziła, że jestem zbyt delikatna. "Kwiatuszku - mówiła - jesteś tak piękna, jak róża, ale zbyt delikatna. Nie posiadasz kolca. Świat cię rani, ale ty nie odwdzięczasz mu się tym samym. Zaciskasz zęby i pniesz się dalej, a róża? Wyobrażasz sobie, by róża pozwoliła sobie na coś takiego? Od razu pokułaby swojego oprawcę."
Wtedy tego nie rozumiałam, ale dziś... Bałam się, że babcia miała rację, bo to oznaczałoby, że właściwie nie umiem się bronić. Pytałam więc, jakim jestem kwiatem, a ona uśmiechała się tajemniczo i odpowiadała, że nie ważne jakim jestem kwiatem, ale jakim się stanę.
Niestety do tej pory wciąż nie wiedziałam kim jestem.
-Co teraz? - Zapytał mnie chłopak, wyrywając z zamyślenia i ruszając za mną.
-Teraz? - Zmarszczyłam brwi, nie oglądając się za nim. - Teraz zaparzę nam herbaty i zadzwonię do matki. - Odpowiedziałam i weszłam po stopniach na werandę, gdzie stała drewniana ławka i mały stoliczek z ciemnego brązu. Następnie sięgnęłam do kieszeni w poszukiwaniu klucza, a kiedy wreszcie go znalazłam, otworzyłam drzwi i wciągając w płuca znajomy zapach drewna i lawendy, weszłam do środka. Chłopak podążył za mną korytarzem wyłożonym pomarańczową tapetą. Na wprost nas były schody prowadzące na górne piętro, a za nimi drzwi do wspominanego przeze mnie ogrodu. Po prawo rozciągało się duże, jasne pomieszczenie z kominkiem, babciny salon. Po lewo znajdowała się kuchnia, w której wyraźnie królowała zieleń. Babci sypialnia została umieszczona kawałek dalej, tak by miała wszędzie blisko.
Zajrzałam tam i widząc znajome kąty, znów mimowolnie dałam porwać się wspomnieniom.
Tym razem jednak, zanim rozkokosiłam się na dobre, przypomniałam sobie o moim gościu i zamykając drzwi, wycofałam się do kuchni.-Chodź. - Mruknęłam do chłopaka.
-Chłodno. - Zauważył, dmuchając sobie w złączone dłonie. Na dworze świeciło słońce, ale co z tego? Było jeszcze za wcześnie, żeby dom ogrzał się choć trochę sam. Termin grzewczy powoli dobiegał końca. Babcia jednak miała stary dom i pomieszczenia potrzebowały trochę więcej czasu na dogrzanie, a teraz kiedy wyjechała przez kilka dni nie miał kto się tym zająć.
-Kurz zebrał się już na półkach, a babcia nigdy by do tego nie dopuściła. To oznacza, że nie ma jej więcej niż tydzień. Cóż, dom sam się nie ogrzeje.
Pokiwał głową.
-Wstaw wodę, pójdę po twoją torbę. Może herbata nas rozgrzeje.
-Dzięki.
Wyszedł, a ja opadłam na krzesło niczym szmaciana lalka. Różnica jednak była kolosalna. Lalka nie mogła czuć, myśleć i oddychać.
I chociaż się starałam, jak tylko mogłam powstrzymać falę natrętnych myśli - docierało do mnie zbyt wiele uczuć, które mi to znacznie utrudniały. Nie to, żebym uważała uczucia za coś złego, człowiek bez nich byłby nikim, ale nadmiar ich też nie służył niczemu dobremu. Można było zwariować, a ja chyba właśnie wariowałam.
CZYTASZ
Naucz Mnie Dotyku ✔ - Premiera 18 października
RomancePremiera 18 pazdziernika 💜. Życie osiemnastoletniej Rosaliny Clarkson nigdy nie było usłane różami. Nastolatka odkąd tylko sięga pamięcią boryka się z dość uciążliwą... przypadłością. Jakby tego było mało wszystko komplikuje się jeszcze bardziej...