12. Dziwactwa wszechświata/Oschłość i promienność (niepop.)

2.8K 125 71
                                    


[choroba pocałunków]


"Now it's time to leave the capsule if you dare"

-David Bowie, Space oddity


Grzmotnęło. Biała błyskawica rozdarła niebo, a puste okno biblioteki rozbłysło oślepiającym blaskiem. Zaraz potem do Jo na nowo doszły odgłosy dudniącego o parapet deszczu. Pogoda tej nocy była pod psem, a Prewettówna szczerze zazdrościła każdemu, kto mógł przespać tę okropną burzę. Dobiegała druga nad ranem, a dziewczyna wciąż nie przybliżyła się do swojego dzisiejszego celu. Z głośnym westchnieniem sięgnęła po następną książkę i, mamrocząc coś pod nosem, przeciągnęła palcem po linijkach łacińskich zwrotów, odręcznie przepisanych kilkaset lat temu.

Nie znała się za dobrze na tym języku, ale dzięki bukietowi własnych zaklęć mogła częściowo przetłumaczyć formułki. Kiedy natrafiła na bardziej intrygujący fragment, wyciągała z kieszeni zmiętoloną karteczkę zapełnioną rządkami ładnych literek układającymi się w jakieś zaklęcie.

To na nic, pomyślała Jo i przetarła ręką zmęczone oczy. Należała jej się chwila odpoczynku... Udało jej się dzisiaj przeszukać kolejne trzy regały w Dziale Ksiąg Zakazanych, ale w żadnej z tych okropnych ksiąg nie znalazła wzmianki o odczynieniu zaklęcia jednorazowego. Najwyraźniej inny (niż ten znany przez nią, którego pod żadnym pozorem nie wolno jej było wykonać) sposób po prostu nie istniał. Grzmotnęło znowu. Dziewczyna przysiadła na stoliku, czując, że uginają się pod nią nogi... Dlaczego była ostatnio taka słaba i niemrawa? Ostatnią pełnię zniosła przecież bardzo dobrze... Przytknęła palec do skroni, starając się stłumić jakoś to okropne, wiercące pulsowanie... Żałowała, że nie zna żadnego zaklęcia, które mogło pomóc jej w tej sytuacji.

Trevor ją wzywał, czuła to. Każdy nerw w jej ciele, każda komórka, tkanka i kropla krwi, dążyły do jednego – stracić panowanie, przestać się kontrolować i połączyć z Patronatem... Opadała coraz niżej i niżej... Odpływała w przestworza, unosiła się gdzieś pomiędzy rzeczywistością a snem... Nie mogła z tym dłużej walczyć. Nawet tego nie chciała...

— Jo – szepnął ktoś. – Hej, Jo!

Otworzyła jedno oko ze złością. Jeśli to jeden z tych głupich, tępych Ślizgonów, jej chłopaczków na posyłki, to mógł się już godzić z dalszym żywotem bez języka. Czemu przeszkadza jej w tej chwili? Czy nie należy jej się moment odpoczynku i zapomnienia? Już otwierała usta, by nawrzeszczeć na nieszczęsnego człowieka, który o tej godzinie wałęsał się po bibliotece, gdy...

Przełknęła głośno ślinę. Poznała tego chłopaka, nawet teraz, w egipskich ciemnościach, kiedy znajdowała się na pograniczu przemiany. Widywała go zbyt często. Tę kwadratową szczękę, wielkie, niebieskie oczy i ciemną czuprynę, razem z wyuczonym, pustym wyrazem twarzy poznałaby nawet po oberwaniu Obliviate.

Isaac...— szepnęła. – Co ty... co tu robisz?

Natychmiast podniosła się na nogi, rozmasowując sobie przy okazji kark. Nie mógł zobaczyć jej w takim stanie... Przecież pozwolił jej tu przyjechać tylko dlatego, że ufał, iż pełnia nie ma na nią już zgubnego wpływu, że wyzbyła się niewolniczego uścisku Trevora już na dobre...

Swoją drogą, to było całkiem zabawne – czekała na wizytę przyjaciela już tak długo( odkąd zobaczyła runy na ramieniu młodego Lupina i odkąd dostała zeszycik pogróżek), lecz teraz, gdy stał przed nią w całej swojej okazałości, dokonała możliwie najgorszej prezentacji, na jaką było ją stać. Przecież powinna być przygotowana na podobne wejście smoka, bez jakiegokolwiek uprzedzenia, możliwe śledzenie jej przez cały dzień i zakradanie się tutaj w środku nocy. Isaac zawsze zaczajał się w cieniu, bowiem nie cieszył się dobrą opinią nawet wśród obcych ludzi. Należał do takich typów, na widok których przechodzi się na drugą stronę ulicy, byle tylko uniknąć z nimi jakiekolwiek styczności. Przerażający wyraz twarzy, puste oczy, muskularna budowa ciała i brak jakichkolwiek zapanowań stanowiły obraz, który raczej nie przechylał się na jego korzyść. Jo znała chłopaka już tyle lat, ale wciąż nie wiedziała o nim za dużo. Najwięcej ze wszystkich, niewątpliwie, ale w i tak były bardzo skromne informacje – takie jak imię, nazwisko, kilka faktów z przeszłości i imię jego siostry... no i ojca. Przełknęła głośno ślinę.

Hogwart z tamtych lat (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz