[Szpital św. Munga, rodzice i rodzeństwo]
„Jak tylko wszedłem, od razu mnie uderzyło, że nikt się tu nie śmieje. Nie słyszałem prawdziwego śmiechu, odkąd przekroczyłem próg szpitala, rozumiecie? Do licha, przecież człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu!."
-Ken Kesey, Lot nad kukułczym gniazdem
Kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy Lily Evans była jeszcze normalnym, życzliwym i uśmiechniętym dzieckiem, żyła w harmonii z siostrą i Severusem Snape' em, kiedyś, kiedy jeszcze James Potter nie zamienił jej życia w chodzący kataklizm, Ruda bardzo lubiła przebieranki. Choć w życiu by się do tego nie przyznała, posiadała w domu zupełnie inne oblicze niż w szkole, ale nie w typowy dla jej rówieśników sposób, czyli zgrywania w domu aniołka, a w szkole zachowywania się jak psychodeliczna wariatka. Nie- u niej było na odwrót. W domu miała dużo luzu- jej ojciec zawsze był bardzo zapracowany, a kiedy już się pojawiał emanował charakterystyczną dla niego beztroskością, a po matce odziedziczyła wszystkie swoje szalone cechy. Świętej pamięci Mary Evans może i nie pochwaliłaby tego, co jej córeczka wyrabiała w tej chwili, ale jestem pewna, że niezadowolenie nie utrzymywałoby się u niej długo. Z kolei Ethan Evans pewnie parsknąłby śmiechem na tę całą szaradę i zaproponował jej wycieczkę do parku na ulubione owocowe lody. W każdym bądź razie- Lily w domu pozwalała sobie na o wiele więcej, niż w szkole, a członkowie jej rodziny przyzwyczaili się do malusieńkich dowcipów, które im sporadycznie odstawiała. Dlatego też, mimowolnie w podświadomości Lily powstał obszar, w którym wielka maszyna, zwana mózgiem, od czasu do czasu wyrzucała kolejny, nienormalny pomysł, rodem ściągnięty z głupich filmów, których naoglądała się w mugolskiej telewizji. I teraz sięgnęła po jeden z nich.
Znacie to uczucie- kiedy zaczynacie rozpaczliwie myśleć, ale miejsce w głowie, gdzie przez kilka lat odkładaliście racjonalne i rozsądne pomysły nagle się zatrzasnęło, jak gdyby cały wasz umysł był jedynie wielkim labiryntem, posesją, na której ktoś umieścił parę tuzinów bram i dla zabawy to zamykał jeden obszar, to otwierał drugi? Tak, właśnie. Uczucie, że miejsce w głowie, gdzie powinny praktycznie tarzać się realistyczne do wykonania rozwiązania problemów, zostało zamknięte na amen, powraca najczęściej, gdy zastanawiamy się nad czymś bardzo gorączkowo, często pod przymusem czasu. Dlatego nie powinniście osądzać jej zbyt pochopnie, bo daję głowę, że gdybyście po raz pierwszy w życiu uciekli z lekcji (chociaż przyjaciółki okłamały was, że zostaliście zwolnieni), a teraz wparowali do placówki, która musi zostać waszym przyszłym miejscem pracy chcąc nielegalnie przedostać się do leżącej w nieznanym przez was miejscu przyjaciółki, nie wpadlibyście na nic lepszego.
-To się nie uda- szepnęła Marlena robiąc wymowną minę.
Lily westchnęła ciężko i posłała ku niej groźne spojrzenie. McKinnon szybko oprzytomniała nie chcąc narażać się na wybuch gniewu temperamentnej przyjaciółki (chociaż zdawała ona sobie również sprawę, że zielonooka we większości przypadków hamuje swój temperament przy osobach, które coś dla niej znaczyły) i chwyciła potulnie wieszak ze strojem typowej uzdrowicielki przepasając go czerwonym fartuchem z wyhaftowanymi inicjałami Szkoły Uzdrowicielstwa.
-Uda- odparła z mocą Ruda- jeśli przetransmitujesz mój identyfikator.
-Nie lubię transmutacji- pożaliła się. –Nie możesz tego zrobić sama?
-Nie. Podałam Eliksir Snu tym wolontariuszkom, tu już koniec mojej roli. Poza tym- tylko ty jesteś tu pełnoletnia. Starczy łamania ogólno przyjętych zasad jak na jeden dzień- wzdrygnęła się.
CZYTASZ
Hogwart z tamtych lat (1)
Fanfic"Mówi się, że kobiety kochają tych, którzy je kochają. To nieprawda. Ulegają one temu, który mówi im, że ulegną" - Lew Tołstoj. Pierwsza (poprawiana!) z trzech części prawdopodobnie najdłuższego opowiadania o Huncwotach na polskim Wattpadzie. Lily...